Nie poszłam do hotelu. Wiedziałam, że potrzebuję czegoś innego. Skierowałam się w stronę najbliższego sklepu. Już na drzwiach zobaczyłam napis „nie sprzedajemy alkoholu osobom poniżej 21 roku życia”.
Westchnęłam. Ten dzień robił się coraz gorszy, nic nie szło po mojej myśli. Wpatrywałam się w tabliczkę, zastanawiając się, jak mogę ominąć zakaz. Miałam pieniądze, ale wolałam nie ryzykować, próbując przekonać sprzedawcę.
Rozejrzałam się, poszukując odpowiedzi. Moją uwagę od razu przykuł mężczyzna siedzący pod ścianą sąsiedniego budynku. Wyglądał jak bezdomny i stąd czułam od niego mocny zapach alkoholu. Walcząc z obrzydzeniem, podeszłam do niego.
- Proszę pana? – zaczęłam.
Nie zareagował. Wpatrywał się w swoje dłonie, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie.
Uklękłam i dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Otaksował mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Dam panu 50 dolarów jeżeli kupi mi pan dwie butelki wódki – zaproponowałam szczerze, nie tracąc czasu na czarowanie go rozmową.
Propozycja była wystarczająco kusząca i bez użycia mojego uroku osobistego.
Chwilę patrzył na mnie, jakby zastanawiając się, co właśnie powiedziałam, a potem ledwie zauważalnie skinął głową. Uśmiechnęłam się, niezbyt zaskoczona, że się zgodził i sięgnęłam do torebki. Podałam mu studolarowy banknot, a on ujął go delikatnie i wstał. Ponaglająco spojrzałam na sklep, a on natychmiast wszedł do środka. Wyszedł po kilku minutach, trzymając w jedynym ręku papierową torbę, a w drugiej ściskając pieniądze. Od razu oddał mi torbę, ale zawahał się, patrząc na monety.
- Niech pan zatrzyma resztę – mruknęłam wspaniałomyślnie, a on odwdzięczył mi się bezzębnym uśmiechem.
Teraz mogłam wrócić do hotelu.
***
- Camille! – wrzasnęłam, wchodząc do naszego pokoju hotelowego.
Leżała na łóżku, trzymając telefon nad głową. Zerwała się na mój widok, a ja bez słowa zaprezentowałam jej butelki. Uśmiechnęła się szeroko.
- Rozumiem, że organizujemy imprezę? – spytała domyślnie.
Posłałam jej perskie oko.
Potrzebowałam się upić. Potrzebowałam choć chwilowej ucieczki od myślenia o tym, jak bardzo Styles mnie upokorzył.
- Impreza – potwierdziłam z uśmiechem. Prawie szczerym.
***
- Luke, skarbie! – zachichotałam i usiadłam mu na kolanach.
Wyraźnie się spiął i nie umknęło to mojej uwadze. Znowu się zaśmiałam. Byłam już tak pijana, że równie dobrze mogłam zarywać do Cami…
- Co byś powiedział na przeniesienie się w trochę mniej zatłoczone miejsce? – szepnęłam mu do ucha, po czym przygryzłam lekko jego płatek.
- Teraz? – spytał, bardziej niż ucieszony.
Wstałam i wyciągnęłam do niego rękę, którą natychmiast złapał. Pociągnęłam go w stronę drzwi. Na szczęście reszta naszych znajomych była zbyt zajęta sobą, by zwrócić uwagę na nasze wyjście.
Impreza okazała się znacznie większa niż początkowo planowałam. Okazało się również, że nie tylko ja wpadłam na pomysł z alkoholem, prawie każdy przyniósł coś ze sobą.
Wyszliśmy z Luke’iem na korytarz i bez pukania weszliśmy do sąsiedniego pokoju. Na szczęście okazał się pusty. Od razu przywarł ustami do moich warg.
Zamknęłam oczy. Moja wyobraźnia zajęła się resztą.
Nie przerywając pocałunku, pociągnęłam go w stronę łóżka. Opadliśmy na nie, wywołując jęk sprężyn.
Całował mnie po szyi. Odgięłam głowę do tyłu i zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli.
- Jesteś taka piękna – wykrztusił.
Skrzywiłam się. Jego głos nie pasował do obrazu mężczyzny, który znajdował się w mojej głowie
- Nic nie mów – nakazałam. – Całuj.
Ochoczo dostosował się do mojej prośby. Nasze usta znowu się złączyły. Tym razem pocałunki były namiętniejsze. Oboje wiedzieliśmy, czego chcemy.
Podwinął moją sukienkę, czułam dotyk jego szorstkich spodni na udach.
- Rey… - odezwał się znowu.
- Ciii – upomniałam go, oplatając go nogami.
- Ale…
- Zamknij się – powiedziałam łagodnie. – Po prostu się zamknij.
- Ale… - spróbował jeszcze raz.
Tym razem musiałam otworzyć oczy. Spojrzałam na niego z nieskrywaną urazą. Zamknął usta, zaskoczony. I właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie wypali.
Niezależnie jak mocno bym sobie wmawiała, Luke nigdy nie będzie przypominał Harry’ego. Jego pocałunki nie paliły mojej skóry, a zapach nie doprowadzał do szaleństwa. Luke był… Luke’iem. Chłopakiem, który zapewniał mi popularność, a ja od czasu do czasu pozwalałam wskoczyć mu do mojego łóżka.
Ale to, co chciałam zrobić, było nieuczciwe względem niego. Nawet pomimo, że go nie kochałam, nie powinnam wyobrażać sobie innego mężczyzny, kiedy mnie całował.
Odepchnęłam go.
- Rey? – zdziwił się.
Zeskoczyłam z łóżka i poprawiłam sukienkę. Nie wiem, czy sprawiła to świadomość własnego upadku, to, że Harry mnie nie chciał, kiedy ja pragnęłam jego obecności każdą komórką mojego ciała, czy wypity alkohol, ale spojrzałam na niego poważnie i oznajmiłam:
- To koniec, Luke. Mam nadzieję, że znajdziesz dziewczynę, w której zobaczysz coś więcej niż to, co ma miedzy nogami.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo wyszłam z pokoju.
Musiałam pobyć sama, pomyśleć. Zastanowić się nad konsekwencjami tego, co właśnie zrobiłam. Ale wiedziałam jedno – wciąż byłam Queen Bee i żaden chłopak nie był mi w stanie tego odebrać. Ani Luke, którym się brzydziłam, ani Harry, którego nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy.
Nie wiedząc, co dokładnie mogłabym ze sobą zrobić, weszłam do windy i wcisnęłam guzik najwyższego piętra. Wysiadłam na olbrzymim i pustym tarasie. Panorama nocnego miasta malowała się przede mną, znacznie lepsza na żywo, niż na pocztówkach. Nowy Jork, miasto marzeń.
Podeszłam do murku i spojrzałam w dół. Gdybym stąd spadła, nie miałabym szans na przeżycie.
Wpatrywałam się w przepaść. Nie wiem, ile czasu minęło. Spokój i cisza wokół mnie stanowiły miłą odmianę, zwłaszcza w porównaniu w tętniącymi życiem ulicami tam, w dole.
Nie zastanawiając się za bardzo, zrzuciłam szpilki i usiadłam na murku. Moje nogi zwisały swobodnie nad jasno oświetlonym miastem.
Mogłabym skoczyć. To byłoby takie proste. Nie musiałabym dłużej męczyć się groźbą utracenia popularności, przyjaciółmi, którzy mnie nie szanowali i oczywiście Harry’m. Wszyscy uważali mnie za silną i idealną dziewczynę, a ja każdego dnia rozpadałam się coraz bardziej, udając osobę, którą wcale nie byłam. Wiedziałam, że moje problemy są błahe w porównaniu z kłopotami innych, głodnych afrykańskich dzieci czy umierających na raka.
Ale świadomość, że nie mam osoby, dla której mogłabym żyć, dobiła mnie kompletnie. A potem nagle przypomniałam sobie o mojej matce. Wiedziałam, że zniszczyłam jej życie, sama nieraz mi to oznajmiła, ale pomimo wszystko nie mogłam się zmusić, by jej nienawidzić. Ona przynajmniej się nie poddała.
Poza tym… był jeszcze Harry. Nawet jeżeli mu na mnie nie zależało, na pewno potem obwiniłaby się, że to jego wina.
Harry. Jego imię podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.
Delikatnie postawiłam stopy z powrotem na tarasie. Jak mogłabym mu to zrobić? Skrzywdzenie go było jedyną rzeczą, na jaką nie mogłam się zdobyć.

CZYTASZ
Pretty face {H.S.}
FanfictionRey jest prawdziwą królową swojej szkoły. Ma wspaniałego chłopaka, przyjaciółki, szafę wypełnioną ubraniami z najnowszych kolekcji... dziwi ją jedynie, że nikt nie widzi, jak bardzo jest smutna. I że nikt nie zorientował się jeszcze, że im głośniej...