Rozdział 35 - White lie

12.9K 789 72
                                    

Rozmawiałam z panem Milesem, bo tak nazywał się wąsaty terapeuta, przez trzy godziny. Dopóki nie zaczęłam opowiadać, o tym, co leży mi na duszy, nie wiedziałam nawet, że mam tak wiele problemów. Miles był cierpliwy, nie pośpieszał mnie i nie naciskał, gdy nie chciałam o czymś mówić, a ta godna podziwu cierpliwość spowodowała, że ostatecznie otworzyłam się przed nim. Opowiedziałam mu nawet o Markusie, o tym, co mi zrobił, choć nigdy nie użyłam słowa gwałt. Nie pasowało mi. To przecież nie był gwałt... nie odbył się w ciemnej uliczce, nie zrobił mi tego jakiś zamaskowany zbir, ale chłopak, w którym się kochałam i na początku sama tego chciałam. To nie był gwałt, prawda?

Zainteresowała go też moja sytuacja z matką oraz to, co łączyło mnie z Harry'm. Nie miałam oporów przed przedstawieniem mu całej historii, jako, że obowiązywała go tajemnica lekarska. Pytał, czy ktoś wie, jak źle o sobie myślę, na co nie znałam odpowiedzi.

- Musisz otwierać się przed ludźmi, Rey, nie tłum w siebie wszystkiego – poradził mi pod koniec spotkania. – I pamiętaj, to, że sama się nienawidzisz, nie oznacza, że nie możesz być przez kogoś kochana.

Gdy wyszłam z gabinetu, czułam się, jakbym zrzuciła z siebie wielki ciężar. Wcześniej napisałam do Cherry, by poszła do domu, odczytując również wcześniejszą wiadomość od Ophelii. Prosiła o wieczorne spotkanie w klubie.

Sprawdziłam godzinę. Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam wrócić do domu, by choć przez chwilę odpocząć. Niestety nie miało być mi to dane.

Już na podjeździe zobaczyłam lśniący kabriolet mojej matki. Wróciła.

Weszłam do domu i rzuciłam klucze na stolik, tak, jak to miałam w zwyczaju. Już chciałam iść na górę, ale zatrzymała mnie.

- Rey? – usłyszałam z salonu.

Zamknęłam oczy i odwróciłam się na pięcie.

- Tak? – spytałam.

- Chodź na chwilę... proszę.

To proszę tak mnie zaskoczyło, że potulnie udałam się w stronę, z której pochodził jej głos. Leżała na kanapie, jej policzki zdobiły smugi rozmazanego tuszu, w dłoni miała kieliszek wina. Do połowy pusta butelka leżała na stoliku do kawy.

Chwilę patrzyłyśmy na siebie bez słowa. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.

- Co się stało? – spytałam w końcu.

Kilka razy otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Westchnęła głęboko, przetarła twarz dłońmi, wcześniej odstawiając wino.

- Naprawdę jestem najgorszą matką na świecie, prawda? – spytała mnie.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Powtórne pytanie co się stało cisnęło mi się na usta. Nie miałam pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Powoli usiadłam obok niej i chwilę się wahałam, ale ostatecznie złapałam ją za rękę.

- Nie jesteś najgorszą – odpowiedziałam szczerze. – Zawsze mogłaś sprzedać mnie na orany...

Parsknęła cicho, nie odwracając wzroku od naszych złączonych dłoni.

- Damien tak powiedział. Przed tym, jak ze mną zerwał – oznajmiła cicho. – Wiesz, że cię kocham? Pomimo tego, co robię.

- Czasami mam co do tego wątpliwości – przyznałam.

- Jesteś moją córką, Rey, to oczywiste, że cię kocham – w końcu spojrzała mi w oczy. – Ale nie mogę na ciebie patrzeć, nie myśląc, o największym błędzie mojego życia.

Pretty face {H.S.}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz