Rozdział siódmy

260 24 4
                                    

Po kolejnym tygodniu nauki nadszedł czas na ogłoszenie reprezentantów w Turnieju. Wszyscy obecni w Wielkiej Sali byli podekscytowani całym wydarzeniem. Na czas ogłoszenia wyników, Richard, Ginny, Destiny oraz Draco dosiedli się do Anne, Luny oraz Imani. Młodsza Black opierała się plecami o klatkę piersiową starszej, Rick obejmował Imę, a Draco kucał przy swoich kuzynkach. Jedynie Weasley i Lovegood siedziały normalnie.
- Myślicie, że kogo wybiorą? - spytała Ginny.
- Na pewno nie żadnego z twoich tępych braci - zakpiła Annie.
- No umysłem oni nie grzeszą. Zresztą ich i tak nie dopuszczą - dodała Destiny.
- Bardzo śmieszne. Nie martwię się, że oni się dostaną. Angelina się zgłosiła, a to jednak przyjaciółka bliźniaków i kapitan Quidditcha - rzuciła rudowłosa.
- Jeśli to ich przyjaciółka to inteligentna też zapewne nie jest - zaśmiał się Richard.
- Podejrzewam, że Diggoryego wybiorą - stwierdził Draco. - Albo Pottera.
- Przecież Harry nie mógł się zgłosić - powiedziała zdezorientowana Luna.
- Z jego szczęściem to ktoś to zrobił za niego - wzruszyła ramionami Imani.

- Reprezentant Durmstrangu... Wiktor Krum! - powiedział Dumbledore, a od uczniów wymienionej przez dyrektora szkoły dobiegł okrzyk triumfu. Albus złapał drugą kartkę - Reprezentantem Beauxbatons jest... Fleur Delacour! - wysoka blondynka ruszyła do wskazanej komnaty.
- To co? Zakładzik? - spytał podstępnie Draco.
- O co? - odparła Destiny.
- Ja z wami w żadne zakłady nie wchodzę - rzuciła Ginny.
- Pięć galeonów - stwierdził Malfoy.
- Wchodzę! - podniosła się Ann.
- A reszta? - zapytał blondyn.
- Kto nie ryzykuje ten nic nie zyskuje - rzucił Richard, a Imani go poparła.
- No to słucham waszych odpowiedzi. Stawiam na Diggoryego - powiedział Ślizgon.
- Stawiam na rodaka, Puchona, Ced, moje pięć galeonów jest z tobą - zaśmiała się Des.
- Będzie to albo Angelina, albo Pucey - wzruszył ramionami Rickey.
- Któremuś z bliźniaków się upiecze i się dostanie - odparła lekko zdegustowana Ima.
- Wszyscy jesteście w błędzie. Reprezentantów będzie dwóch. Cedrik się dostanie tak totalnie z dupy...
- Annie, jak ty się wyrażasz? - przerwała młodszej Tiny.
- Oj nie przerywaj mi. Cedrik się dostanie tak wiecie fifarafa, legalnie, a Harry'ego ktoś w to wpierdzieli - wyjaśniła dumna z siebie.

- Reprezentant Hogwartu... Cedrik Diggory! - po tych słowach, Ann jedynie liczyła na to, że czara wyrzuci jeszcze jedną kartkę. Nie musieli na to długo czekać. Dyrektor złapał ostatni zwitek pergaminu i lekko przerażony przeczytał nazwisko; Harry Potter.
- Знаех! (czyt. Znaekh!(pl. Wiedziałam!)) Dawać galeony, głąby! - krzyknęła, próbując się nie roześmiać.
- Skąd ty to wiedziałaś? - spytał Draco lekko sfrustrowany.
- Sam powiedziałeś, że Potter ma szczęście do takich akcji. Przemyślałam dwie najprawdopodobniejsze sytuacje i wygrałam - zaśmiała się, a blondyn dał jej od niechcenia pieniądze. - Wspaniale się z wami robi interesy - dodała.
- Myślicie, że jak to zrobił? Anne, jasnowidzu? - spytała Ginny.
- To wie tylko ten, kto podrzucił głos za niego - odparła tajemniczym głosem.
- Jesteś chora - pchnęła ją ze śmiechem Destiny.
- Ja trzeźwo myślę, sam by tego nie wrzucił. Albo kogoś o to poprosił, albo ktoś chciał go wrobić. I się temu komuś to udało - wyjaśniła Anne.

W tym samym czasie, co ich córka wygrała 20 galeonów, Marilyn i Syriusz siedzieli na kanapie w salonie i oglądali film.
- Mary, bo jest taka sprawa - zaczął Black, a jego żona kazała mu kontynuować. - Ivy robi bankiet dla aurorów. Oczywiście z osobami towarzyszącymi!
- Kiedy? - spytała Bułgarka.
- Za tydzień w sobotę - odrzekł.
- I co w związku z tym?
- Masz na wtedy jakieś plany?
- Nie.
- Czyli możemy iść?
- Jak sobie chcesz.
- Jesienna chandra cię łapię? Szkoda, że w listopadzie, bo to bardziej już zimowa.
- Czemu nie pójdziesz sam?
- Po pierwsze, bo mam ciebie, a po drugie, bo będzie tam Underwood i się będziesz później pultać.
- Czyli teraz tak się będziesz do mnie odnosić? Dobrze, skoro tego chcesz, to proszę bardzo. Droga wolna.
- Naprawdę musisz się przyczepić o wszystko?
- Ale ja ci tylko daję wolną rękę. Rób sobie co chcesz, ale nie zdziw się jak wrócisz, że mnie nie ma.
- Czyli idziesz w końcu ze mną czy zostajemy w domu, ewentualnie idziemy do Remusa albo Gii i Jamesa?
- Rób co chcesz - po jej głosie szło rozpoznać, że jest wściekła.
- Ale ty się na mnie, słońce ty moje nie wściekaj, bo ja cię bardzo grzecznie pytam co robimy w sobotę za tydzień - odparł Syriusz.
- Nie wściekam się - rzuciła oschle.
- A ja mam na czole kaktusa - odrzekł.
- Idź w cholerę - stwierdziła.
- Czyli zostajemy w domu - powiedział.
- Skoro tego chcesz - pomimo, że była ledwie zauważalna, Syriusz wychwycił nutkę satysfakcji, która towarzyszyła wypowiedzi jego żony.
- Jesteś upośledzona - zaśmiał się.
- Ty bardziej - wystawiła mu język.
- Zachowujesz się jak dziecko - uszczypnął ją w bok.
- Ja się zachowuję, ale ty nim jesteś - uderzyła go w ramię.
- Dzieci się nie bije, założę ci niebieską kartę za przemoc w rodzinie - poczochrał jej włosy.
- Załatw jeszcze zakaz zbliżania i wszystkie moje marzenia zostaną spełnione - kopnęła go lekko w kostkę i oboje postanowili zrobić sobie coś do jedzenia.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz