Rozdział trzydziesty piąty

132 12 0
                                    

W pubie wynajęła pokój i oczekiwała tam na Teodora. Wiedziała, że chłopak domyśli się gdzie jest. Opatrzyła ranę i leżała na łóżku. Bandaż lekko krępował jej ruchy. Usłyszała pukanie do drzwi, usiadła i głośno powiedziała "proszę". Nott wparował do środka trzaskając drzwiami i od razu przytulił nastolatkę. Nie pytał, a ona nie mówiła. Chciała jedynie czuć go przy sobie. Uspakajał ją. Zapach jego perfum. Jego dotyk. Jego spokojne usposobienie. Miała wyrzuty sumienia. Dlaczego go nie słuchała? Choć bardziej nurtowało ją pytanie "Dlaczego nie spotkałam go wcześniej?". Mimo tak krótkiej znajomości byli sobie bliscy. Może nawet aż za bardzo. Nie przejmowała się tym. Owszem, czuła się jakby zdradziła George'a, ale faktem jest, że tego nie zrobiła. Pomimo szczerej miłości do niego, wiedziała, że nie przebaczy mu tego co zrobił. Zbyt ją zranił.
- Dziękuję, że jesteś - wyszeptała.
- W końcu jestem twoim Piotrusiem - uśmiechnął się jednocześnie zaciągając się hipnotyzującym zapachem jej włosów. - Skrzywdził cię? - spytał, gdy zauważył opatrunek.
- Wbiło mi się szkło. Nie chcę o tym myśleć - pokręciła głową, a szesnastolatek westchnął.
- Zabiję gnoja - pogładził piętnastolatkę po włosach.

Oboje postanowili się położyć i wpatrywali się w sufit. Jednakże Annie była o wiele bardziej zainteresowana rysami Teo. Delikatnie zerysowane kości policzkowe i żuchwa. Idealny nos, malinowe usta i czarne jak smoła oczy. Intrygował ją. Cały czas zadawała sobie pytanie: czy to że chyba coś do niego poczuła robiło z niej złą osobę? Przecież ona także ma prawo do szczęścia.
- Teo? - zagadnęła.
- Tak Annie? - spytał.
- O co chodzi z Piotrusiem Panem? - zapytała, a nastolatek się zaśmiał.
- Wiedziałem, że w końcu spytasz. "Piotruś Pan" to mugolska książka o chłopcu z Nibylandii, który nie chciał nigdy dorastać. Opiekował się chłopcami, którzy zabłądzili, pokazywał im, jak fajnie jest być dzieckiem i uprzykrzał życie swojemu największemu wrogowi, którym był Kapitan Hak. Pewnego dnia poznał dziewczynkę. Na imię miała Wendy. Zauroczył się w niej i zabrał ze sobą do swojej krainy. Ale później Wendy wróciła do swojego świata. Gdy kiedyś przeczytałem tę powieść uznałem Piotrusia za takiego jakby opiekuna zagubionych, a kiedy spotkałem cię wtedy na błoniach nie wiedziałaś co zrobić by sobie z tym wszystkim poradzić - wyjaśnił.
- Faktycznie jesteś jak Piotruś Pan - uśmiechnęła się.
- Twoim Piotrusiem mógłbym być do końca życia - na jego twarzy także zagościł uśmiech.
- Pozwoliłbyś mi zostać twoją Wendy? - wypaliła bez namysłu. Gdy doszło do niej co powiedziała, odruchowo zakryła usta.
- Tylko jeśli nie skończyłoby się to tak jak w powieści - w jego oczach zatańczyły radosne ogniki.
- Czy to naprawdę tak działa? - spytała.
- To czyli co? - odparł zdezorientowany.
- Miłość. Czy gdy poznamy tę odpowiednią osobę wystarczą trzy miesiące by wiedzieć, że to ta? - rozwinęła pytanie.
- Chyba tak. Mi wystarczyło jedno spojrzenie - powiedział, a ona położyła głowę na jego ramieniu.
- Ciśnie ci się na język żeby powiedzieć "a nie mówiłem"? - spytała, a on pokręcił przecząco głową ze śmiechem.
- Mi nie, ale Blaise'owi pewnie tak - odparł. - Wiesz, na święta możesz mieszkać u mnie - zaproponował.
- Ale twoi rodzice...
- Mama zmarła jak byłem dzieckiem, a ojciec siedzi w Azkabanie - odrzekł bezdusznie.
- Teo... Przepraszam...
- Nie no co ty. Nie wiedziałaś, to nie twoja wina. Zgadzasz się? - zapytał z nutką nadziei w głosie.
- Wyruszmy do Nibylandii - zaśmiała się.

Nie chcieli dłużej czekać. Teo pomógł jej znieść kufer na dół. Dziewczyna podeszła do właściciela i zapłaciła za te kilka godzin. Już chcieli wychodzić, gdy ktoś nagle zawołał nastolatkę.
- Ann?! - odwróciła się i ujrzała Ivy.
- Ta, cześć - powiedziała.
- Czemu nie jesteś w domu? - spytała Hughes.
- Może dlatego, że nie mam domu - odparła.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Czemu spędzasz czas z tym... synem śmierciożercy?
- Cóż, jest aktualnie jedyną bliską mi osobą, a rodzice nie świadczą od razu o charakterze dziecka - wzruszyła ramionami.
- Dlaczego nie jesteś u George'a?
- Żeby znowu wbiła mi się jakaś szklanka w rękę? Podziękuję - irytowały ją pytania jej ciotki.
- To czemu nie pójdziesz do ojca tylko szwędasz się ze Ślizgonem? - była strasznie poddenerwowana.
- Cóż tata i mama nie żyją, a mój ojciec nigdy nim dla mnie nie będzie. Potrafił piętnaście lat żyć w kłamstwie, do końca swoich dni również wytrzyma. A ten Ślizgon ma na imię Teodor i jest moim wyjątkowym Piotrusiem Panem - założyła ręce na klatce piersiowej.
- Nie wiesz w co się pchasz dziecko. Uważaj na siebie - stwierdziła.
- Może i nie wiem, ale to wy wszyscy zostawiliście piętnastolatkę samej sobie. Nie otrzymałam pomocy od żadnego z was, więc teraz nie próbujcie nawet wpłynąć na moje życie, bo nie będę patrzeć, że byliście przyjaciółmi mojej matki. Nie będę patrzeć na wasze stanowiska. Pozbędę się was z mojego życia. Raz na zawsze - rzuciła i wyszła.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz