Rozdział dwudziesty ósmy

143 14 20
                                    

- Lee! - Anne rzuciła się na przyjaciela.
- No co chcesz, karaluchu? - spytał ze śmiechem
- Jeszcze tylko dwa tygodnie i go zobaczę! - pisnęła z radości.
- Energia cię rozpiera - poczochrał ją po włosach.
- No ja wiem, ale nie mogę się doczekać aż go zobaczę. Tak cholernie się stęskniłam - odparła.
- Wiem, też mi ich brakuje - stwierdził.
- Ann! Twój tata jest zagrożony! - rzuciła Ginny przebiegając obok przyjaciółki.
- Co? - zapytała Black.
- Voldemort go ma - wywrócił oczami Harry.
- No to leć, przecież wspaniałe z ciebie dziecko. Z pewnością bardziej mu się przydasz niż ja lub Destiny - odrzekła z wymuszonym uśmiechem.
- Nie chcesz iść z nami? Co się dzieje, Annie?  - zdziwiła się Ginny.
- Nie może - wtrącił Lee. - George zabronił jej takich odpałów - dodał, a Anne posłała przyjaciółce spojrzenie mówiące "powiem ci później".
- Spytam jeszcze Des czy z nami idzie - wzruszył ramionami chłopak z blizną.
- Zejdź mi z oczu, Potter - ruszyła w przeciwnym kierunku i pociągnęła za sobą Jordana.

Gdy wieczorem poszli na kolację, brakowało im paru osób. Oprócz szóstki, która poleciało na ratunek ojca nastolatki brakowało także Destiny. Ann przeprosiła przyjaciela i ruszyła w stronę stołu Slytherinu. Odnalazła Draco wśród jego znajomych i wryła się między niego a Blaise'a.
- Co jest, Anne? - spytał Malfoy.
- Gdzie Tiny? - rzuciła.
- Też nad tym myślałem. Myślisz, że poszła z Potterem? - odparł.
- Możliwe. Niech jej się coś stanie a Potter zapomni jak się nazywa - warknęła Annie.
- Miej nadzieję, że nic jej nie będzie. Tak w ogóle to co u ojca? Dawno z tobą nie rozmawiałem - zaśmiał się.
- Ogarnij to, że przepisał dom i część pieniędzy na Pottera i zostałam bezdomna chwilowo, ale znalazłam miejsce gdzie się zatrzymam - odpowiedziała.
- Ale idiota, przecież Potter ma ojca, macochę i w ogóle wesoły domek - wtrąciła Pansy.
- Mów to mi a ja tobie. Mój ojciec stwierdził, że byłam nieposłuszna i mój "cudowny" chłopak mi pomoże. Fakt pomoże, bo jak tylko skończy się rok szkolny jadę do niego. Ale bawią mnie słowa mojego taty, bo pod tym nieposłuszeństwem i tak dalej kryje się jedno zdanie. Nie zerwałaś z nim, to teraz cierp. Gdybym ja jeszcze cholera cierpiała - wyjaśniła.
- Wiesz gdzie zamieszka Des? - dopytywał się, Dracon.
- Chyba u Ayany. W końcu to jej najlepsza przyjaciółka - wzruszyła ramionami.
- Ale naprawdę wspaniały z niego ojczulek. Tak córki załatwić - prychnął Teodor.
- Zachował się jak jego rodzinka gdy był młody -  oznajmiła.
- Żałosne. Po prostu żałosne, wszyscy faworyzują bliznowatego, a gdyby nie ten cholerny znaczek to byłby nikim - oburzył się Blaise.
- Myślicie, że znowu skrócą rok szkolny, bo Potter zrobi sobie bubu w paluszek? - żachnęła się Daphne.
- Fajnie by było, mam dość tej landryny - powiedziała Anne.

Jak przypuszczali tak też się stało. Do Wielkiej Sali wparował Dumbledore i oznajmił, że jutro możemy wracać do domów i poprosił młodą Black do gabinetu. Wstała od stołu i poszła za nim. Na miejscu usiadła w fotelu i słuchała co dyrektor chce jej powiedzieć.
- Ann, chciałem ci przekazać, że twój tata nie żyje - zaczął spokojnie.
- I co w związku z tym? Informowałam go, że nie chcę słuchać informacji o nim. Ten człowiek dla mnie nie istnieje od jakoś dwóch tygodni - odparła.
- Masz gdzie mieszkać, Anne? - spytał.
- Nie musi się pan o mnie martwić. Nie jestem Potter. Nie potrzebuję niańki - stwierdziła.
- Fakt, nie jesteś Potter, ale Black też tak nie do końca - rzucił dyrektor, a Annie poczuła się jakby ktoś uderzył ją w twarz.
- Co pan ma na myśli? - zapytała.
- Ann, nie jesteś córką człowieka, który cię wychował. On sam o tym nie wiedział - tłumaczył dyrektor.
- To kim ja na gacie Merlina jestem? Kto jest moim ojcem? - była sfrustrowana.
- Remus Lupin - oznajmił.
- No to są chyba jakieś jaja - złapała się za włosy i odchyliła lekko

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz