Rozdział piętnasty

211 23 14
                                    

Anne usłyszała pukanie do drzwi i powiedziała od niechcenia. Destiny weszła po cichu do środka i usiadła obok swojej kuzynki.
- Coś się stało? - spytała młodsza z nich.
- Obiecaj, że mnie nie walniesz - powiedziała.
- Tak, tak, obiecuję - wywróciła oczami.
- Przykro mi, Ann - odparła łapiąc ją za dłoń.
- O czym ty mówisz? - nie rozumiała o co chodzi.
- Przepraszam, że to ja muszę ci to powiedzieć. Twoi rodzice... Myślą nad rozstaniem - wyjaśniła Tiny.
- Żartujesz, prawda? - spytała z niedowierzaniem.
- Niestety nie, Annie. Posłuchaj, oni wciąż cię bardzo kochają - Anne uśmiechnęła się delikatnie ze łzami w oczach. - Jednakże sami przyznają, że od przeprowadzki bardzo często się kłócą. O nawet najmniejsze błahostki. Nie chcą tak żyć - mówiąc to i jej zaszkliły się oczy.
- Nie możemy tego zostawić, Des. Co z nami będzie? - spytała i wyszła z pokoju.

Weszła po schodach na piętro, na którym znajdywała się sypialnia jej rodziców i zapukała do drzwi. Weszła do środka i zastała swoją mamę siedzącą na łóżku i przeglądającą zdjęcia.
- Вярно ли е? (czyt. Vyarno li e? (pl. Czy to prawda?) ) - spytała, po czym usiadła obok matki.
- Какво имаш предвид? (czyt. Kakvo imash predvid? (pl. Co masz na myśli?)) - Marilyn otarła łzy.
- Напускаш ли татко? (czyt. Napuskash li tatko? (pl. Opuszczasz tatę?)) - wyjaśniła.
- Syriusz иска да ме остави. Не съм аз. (czyt. Syriusz iska da me ostavi. Ne sum az. (pl. Syriusz chce mnie zostawić. Nie ja.)) - odparła.
- Какво за мен? Къде ще отида? (czyt. Kakvo za men? Kude shte otida? (czyt. Co ze mną? Gdzie pójdę?)) - głos jej się załamał.
- Ще правиш каквото искаш (czyt. Shte pravish kakvoto iskash (pl. Zrobisz co zechcesz)) - odrzekła. - Не забравяйте, че ви обичаме (czyt. Ne zabravyaite, che vi obichame (pl. Pamiętaj, że cię kochamy)) - dodała i odwróciła twarz w stronę córki. Po jej policzkach spływały łzy. Anne wiedziała, że Marilyn boli ta cała sytuacja.
- Annie, pożegnaj się z mamą - rzucił Syriusz wchodząc do pomieszczenia.
- O czym ty mówisz? - spytała z wyrzutem najmłodsza z rodziny.
- Marilyn się wyprowadza do domu po twojej prababci - sprostował.
- A ja jadę z nią - odparła Anne.
- Ann to ja cię wychowałem. Nie było jej przez całe twoje dzieciństwo, więc powinnaś mieszkać ze mną - odrzekł.
- Tato, kocham cię, ale chcę mieszkać z mamą - położyła głowę na ramieniu kobiety.
- Nie, skarbie. Tata ma rację - ujęła jej twarz w dłonie. - Zostań z nim i z Des, ale pamiętaj, że zawsze jesteś u mnie mile widziana.
- Ja nie chcę... cię zostawiać. Proszę... nie odchodź - mówiła dławiąc się łzami.
- Skarbie, zobaczymy się kiedy tylko będziesz chciała - jej ból był wymalowany na twarzy.
- Chcę codziennie. Chcę cię mieć przy sobie zawsze - odparła.
- Dość. Marilyn, kiedy wychodzisz? - spytał.
- Jak tylko skończę - warknęła.
- Jak śmiesz? Zostawiasz mamę po tylu latach małżeństwa, w dodatku zabraniasz mi pójść z nią. Wiesz jak to boli? Wyobraź sobie co ty byś poczuł gdyby to ona tak robiła. Zrobiłbyś jej awanturę, a ona przystaje na twoje warunki. Nie chcę tu z tobą siedzieć - powiedziała z bólem Anne.
- Zrozum, Annie, że chcę dla ciebie dobrze - odrzekł.
- Dobrze? Odcinając mnie od kobiety, która mnie urodziła? Dzięki, której mnie masz? - spytała wściekła.
- A przyznała ci się kiedykolwiek, że może oprócz ciebie byłby ktoś jeszcze, tylko, że to zepsuła? - podniósł głos.
- To prawda, Anne, miałaś mieć starszego brata, ale niestety, straciłam tamtą ciążę - wyjaśniła, ale młoda Black nawet jej nie słuchała.
- A czy ty kiedykolwiek mi to wyznałeś? - krzyknęła. Sama nie wiedziała czy ma płakać czy się wściekać.
- Annie, ona może być dla ciebie niebezpieczna - rzucił.
- Jak możesz? Niby jeszcze tydzień temu ją kochałeś! Wiesz co, tato? Nie chcę cię znać. Teraz robisz wszystko, by utrudnić nam jakikolwiek kontakt - odparła i wyszła.
- A ty właśnie teraz okazałaś brak szacunku do człowieka, który cię wychował! Gdzie jest twoja kultura? - wrzeszczał za nią, ale ona biegła już po schodach w dół by się spakować.
- Syriuszu, zabieram ją ze sobą. Jeśli Destiny się zdecyduje, również pojedzie ze mną - stwierdziła Prima.
- Nie odbierzesz mi bratanicy - warknął.
- Sam ją stracisz. Tak samo jak straciłeś córkę - zamknęła kufer i opuściła pokój.

Biegła i jednocześnie płakała. W pewnym momencie wpadła w wysokiego osobnika i od razu go przytuliła, gdy tylko poczuła te cudowne, waniliowo-karmelowe perfumy. George odwzajemnił uścisk, wiedząc, że coś musiało się stać, a Fred stał obok i się im przyglądał. Nie chciał przypadkowo "dobić" dziewczyny.
- Powiedz mi, co się stało - zaczął George, gładząc czternastolatkę po włosach.
- George, oni się rozstają - odparła, jeszcze bardziej wybuchając płaczem.
- Wyprowadzasz się? - spytał, a nastolatka pokiwała twierdząco głową. - Idziesz z mamą? - powtórzyła gest. - Ale pamiętaj, że tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz, wiedźmo. Chodź, pomożemy ci się spakować - zmierzwił jej włosy i pchnął lekko w stronę pokoju.
- Dziękuję, mendo - odparła i otworzyła pokój.

Mój Wyjątkowy Piotruś Pan//T.N./G.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz