4. Jak państwu idzie lub wlecze się praca?

575 111 198
                                    

     "Każdy artysta jest najpierw amatorem"
Ralph Waldo Emerson

     Leon wyjrzał za okno sali wykładowej, uśmiechając się do kamienic na Krakowskim Przedmieściu. Późnowiosenne słońce posłało mu promienne spojrzenie, przeskakując po wytartej kostce brukowej. Wykładowca z ASP obrócił pędzel między palcami i przygryzł policzek od środka, jednocześnie mrużąc jedno oko. Studenci z jego zajęć ogunowych, którzy siedzieli w nieco dusznej sali, poruszyli się nieznacznie.

     Mężczyzna przeczesał palcami swoją starannie wypielęgnowaną brodę, po czym poluźnił kołnierz koszuli w śpiące pandy, tak kiczowatej, że to głowa mała. Cisza jednak wydawała się dla niego powoli męcząca, bo westchnął przeciągle i usiadł wygodniej na biurku, patrząc na młode twarze przed sobą.

     — "Każdy artysta jest najpierw amatorem". Wy, specjaliści w różnych sztukach, teraz jesteście amatorami czytania. O, przepraszam państwa z polonistyki. Państwo nie, ma się rozumieć! Ale odczytywanie malarstwa jest czymś zupełnie innym, nowym. To jak nauka nowego języka. Każda barwa to słowo i, na domiar złego, uczucie. Znów niech mi wybaczą filolodzy, ale malarstwo jest trudniejsze niż poezja. Mam rację? O, chyba nie mam, pani w czwartym rzędzie się krzywi! — Zaśmiał się, zeskakując na ziemię i otrzepując ręce. — Ale wiecie co? Odczytywanie malarstwa to czytanie podwójne. Wydaje się, że mamy wszystko na tacy i nie potrzebujemy wyobraźni, by odtworzyć w głowie to, co opisujemy. To już jest na płótnie. Sęk, a może i trudność w tym, że my musimy odczytać, co autor zapisał w rysunku? Hieroglify jak ta lala! — Klasnął, po czym przeszedł się na koniec sali. — Poeci poruszają wyobraźnię, malarze intelekt. Filologia polska, z łaski swojej, przestańcie zabijać mnie wzrokiem! Więc jak państwu idzie?

     — Raczej się wlecze — prychnęła Zośka z filologii angielskiej. — Galeria Zachęta to jedno wielkie "co ja tutaj robię". Mnie nie "zachęciła" — dodała, krzyżując ręce na piersi.

     — Ale sala Chełmońskiego w Sukiennicach to prawdziwe arcydzieło — wtrącił Karol, krakowiak z pochodzenia, który wziął sobie za punkt honoru odwiedzać macierzyste muzeum. — Powinniście wpaść, polecę wam nawet obwarzanki na rynku! "Wieczór nad Sekwaną" Gierymskiego tak mnie rozmarzył, że chyba oszczędzam na Paryż. Czy jest tu jakaś pani z romanistyki, bo chyba potrzebuję korków! — Roześmiał się i zbił piątkę z jakimś swoim kolegą.

     — Dzieciaki. — Zaśmiał się Leon, po czym machnął ręką, chcąc odgonić ziewnięcie, które wkradło się na jego usta. — Umiecie, widzicie? Pokracznie, ale umiecie. Najpierw odczytajcie coś dla siebie, potem dla artysty, a następnie dla świata. Co was porusza? Czego dotyka ta sztuka? Co czujecie?

     Czucie. Antek uśmiechnął się na myśl o Adzie i jej żartach na temat drewnianych i kamiennych świętych. Kiedy przechadzali się po Galerii Sztuki Średniowiecznej, dziewczyna zdawała się nie dostrzegać tak jak on. Ona musiała poczuć. Ze śmiechem czekała więc na moment, aż znudzone kustoszki przejdą się poza zasięg światła i kładła dłoń na Piecie lub wciągała w nozdrza zapach drewna z tryptyków. Stawała tak blisko, że wszyscy ochroniarze w muzeach z miejsca dostaliby zawału — lecz może to i dobrze, bo sztuka ma poruszać serce, prawda? No i kardiolodzy muszą się jakoś utrzymać.

     Patrzył więc na nią ze zdziwieniem, ale i fascynacją. Potrafiła stać przed danym obrazem tak długo, dopóki nie opowiedział jej o nim lub nie pociągnął lekko, by poszła dalej. Nie wiedział czy coś ją hipnotyzowało czy może po prostu "wyłączała się" w kontakcie ze sztuką. Sęk w tym, że zdawała się być całkowicie pochłonięta przedstawianym jej widokiem.

     Poza tym uwielbiała liczyć czas, jaki on spędzał przed danym dziełem. Śmiała się, że jego miejsce w niebie przepadło, kiedy minął jedną z "Madonn" i — Boże czy ty to widzisz?! — tak po prostu poszedł dalej. Po prostu — te dwa słowa idealnie określały wszystko to, co się między nimi działo. On po prostu mówił, ona po prostu słuchała i razem po prostu chodzili po kolejnych kawałkach sali.

     I tej dziwnej, a jednocześnie wyjątkowej prostoty zapragnął, gdy wyszedł z zajęć z łaciny, ściskając pod pachą słownik z sentencjami. Sesja letnia zbliżała się wielkimi krokami, a on powoli szykował się do kolejnych egzaminów, posiłkując się swoimi notatkami (które przeżyły kontakt z papierosami) oraz tym, co podsyłali mu koledzy z ASP.

     — Antek, co ty, zakochałeś się? — Ksawery, ekscentryczny blondyn, który wiecznie chodził w golfach, klepnął go w ramię, gdy szatyn ledwo usiadł na wolnej ławeczce Chopina, ziewając przy tym ukradkiem. — Na łacinie to jakbyś odleciał na całego. Pasty do podłóg się w narodowym nawąchałeś czy co? "Mona Lisa" zaczarowała cię uśmiechem?

     — Ten uśmiech śni mi się po nocach niczym kot z "Alicji w Krainie Czarów", błagam cię. Nie zapomnę tego kolosa, jak nam kazali go odwzorować. Przez tydzień chodziłem potem z bolącymi mięśniami twarzy, bo miałem dość szczerzenia się jak głupi do sera — odparł ze śmiechem, pukając palcami w okładkę swojego zeszytu, w którym zapisywał "odczytywanie" sztuki. — I nie zakochałem się, głupoty gadasz. — Machnął ręką, po czym wyjął papierosa i obrócił go między palcami. — Po prostu stresuję się zaliczeniami i tym wszystkim.

     — Zaliczysz to ty zaraz spotkanie z moją pięścią za te kłamstwa. Stary, byłem rok na aktorstwie, nie oszukasz mnie. Grać to ty nie umiesz! — stwierdził blondyn, po czym oparł ręce za sobą, siadając wygodniej. — Jak ma na imię?

     — Kto? — Bądź co bądź Ksawery miał rację, bo Antek był fatalnym aktorem i beznadziejnie odgrywał obojętny ton głosu.

     — Ta, dla której olałeś język papieży. — Blondyn bębnił palcami w nogę, oczekując na słowa przyjaciela. — I ta, przez którą wyglądasz jak połowa zakochańców w szekspirowskich bredniach.

     — Ada — powiedział w końcu. 

     — "Tak być nie może, trudna rada!" — zanucił tamten, lecz widząc zażenowany wzrok Antka, zaśmiał się tylko. — No, to jak panna Ada, to wypada żebyś coś z tym faktem zrobił. Zaproś na randkę, pochodźcie sobie po muzeum, powiedz jej "bejbe, jesteś dla mnie jak dzieło życia".

     — Żebyś ty zaraz nie był moim Beksińskim z lutego dwa tysiące piątego — odciął się chłopak, zaciągając mocno i po chwili wypuszczając kłąb dymu. — Ada na to nie poleci, nie ma szans — stwierdził po chwili. — A zresztą! Kto tu mówił, że ja chcę ją poderwać?

     — Ja — odparł z dumą Ksawery. — Bo nie mogę patrzeć, jak łazisz po tych muzeach, gapisz się na te obrazy i wleczesz się z tą historią sztuki, ale nic do niej nie wnosisz. Uczyć się historii, a być historią — stary, to jest kolosalna różnica! — Wyrzucił ręce w górę, jakby ogłaszał prawdę objawioną, aż kilku przechodniów spojrzało się na niego z obawą. — Więc rusz dupę do narodowego, znajdź tą swoją "Mona Lisę" i do dzieła! Wszystkiego muszę cię uczyć. — Westchnął niczym rasowy ojciec, po czym założył ciemne okulary, wystawiając twarz do słońca. Antek wywrócił oczyma, po czym zabrał mu je i sam przesłonił sobie oczy, łapiąc ni to wiosenne, ni letnie promienie.

      — Najpierw naucz się, że historię piszą zwycięzcy — powiedział z lekką dumą, po czym zepchnął go z ławki, włączając Nokturn kompozytora z Żelazowej Woli. Ksawery tylko się zaśmiał.

•♡•

𝐒𝐚𝐥𝐯𝐞!

Jest i Leon! ♡ w Warszawie otworzono Narodowe, więc tylko czekam na koniec sesji i let's go! Została mi do zdania tylko literatura współczesna i gramatyka opisowa, więc trzymajcie kciuki, żeby ksiądz profesor był łaskawy (bo przysięgam, że biografie 60 osób z debiutami i analizą ich dzieł nie są moją specjalnością XD)

𝐕𝐚𝐥𝐞!

o studencie sztuki, Biblii i herbatnikachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz