6. Van Gogh i Szymborska ikona.

418 87 109
                                    

      "Ktoś, kto nie umie powiedzieć: „ta albo żadna", czy będzie wiedział, co to znaczy miłość?"
     Vincent van Gogh

    — Antek, Antek, co z ciebie wyrośnie! — Ksawery powoli wypuścił dym z ust i podał przyjacielowi papierosa, poprawiając uwierający go golf, na który było stanowczo za gorąco. — Sesja za rogiem, Rafka nam dupę truje, Milence trzeba prace oddać, na łacinie co tydzień boję się opętania, a ty! Ty spotkałeś w muzeum Afrodytę, a zachowujesz się jak ateista. Wiesz co w Grecji robiono z ateistami?

     — To co z Łyszczyńskim w siedemnastym wieku. — Oblizał wargi, po czym zapatrzył się na Zamek Królewski, w ogrodach którego siedzieli z naręczem notatek, które (o to przynajmniej błagali) miały ich przygotować do sesji. — Tylko widzisz, ona mnie cholernie onieśmiela. To jakbyś stanął przed Mona Lisą i chciał ją skomplementować. Typie, ona musi słyszeć to co chwila. Piękny uśmiech, zajebiste dłonie, czym myjesz włosy... Pytanie z mojej strony to byłoby konkretne foux pas! — Wyrzucił ręce w górę, po czym oparł na trawę, przygryzając papierosa w ustach. Jego gorzki smak jakoś sprowadzał go na ziemię.

     — To zaproś ją na wystawę! — rzekł po chwili namysłu blondyn. — Ci nasi znajomi z ASP, wiesz... Julia i Konrad... robią wystawę swoich fotografii inspirowanych dziełami Van Gogha. Podchodzisz, mówisz "Hej, Gwiaździsta noc może być dziś tylko nasza i nie musimy jechać nad Rodan" i lecisz w bajerę! — dodał, jakby to było najprostsze na świecie. Bądź co bądź miał rację — miłość jest szalenie prosta. Życie lubi ją jednak komplikować.

     — Nie chcę taniej bajery — fuknął. — Widziałeś kiedyś dzieło sprzedane za grosze? Moje nerki nie są tyle warte, co Ada... — dodał ciszej, zerkając na niebo jak bohater "Babiego lata" pędzla polskiego malarza. Ksawery wywrócił oczyma na ostatnie zdanie. — Ale ta wystawa... Ona chyba lubi Van Gogha. — Uśmiechnął się. — Może dałaby się zaprosić... Gdzie to będzie? — zaciekawił się.

     — W praskim Koneserze. Tam starzy Julki mają galerię obok Kubickich, tych od rzeźby z Ząbkowskiej, wiesz o co chodzi, byliśmy tam rok temu. — Pokiwali obaj głowami, po czym Ksawery dołączył do Antka na trawie, przez chwilę patrząc na czyste, warszawskie niebo. Wydawało się, że dym z papierosów zastępuje chmury; szare jednak były i jakieś takie nijakie. Słońce — jak iskra — tliło się gdzieś za nimi, jak gdyby nieśmiałe i niegotowe do wyjścia. Cóż, do słońca trzeba żywić tylko gorące uczucia, inne go nie zadowalają.

      — Myślisz, że jej się spodoba? Że... ja... — Zacisnął mocno usta, po czym kaszlnął w pięść. — Dziwne to takie... — Strzepnął drobinki z papierosa i zerknął na notatki. Sorry, Milena, dziś nie mam humoru na twoją historię rzeźby starożytnej. Trzeba wyrzeźbić jakieś słowa warte wypowiedzenia. Przydaliby się jacyś cholerni poloniści... — Już ikony od Szymborskiego są łatwiejsze. Facet chyba minął się z powołaniem albo nie przyjęli go na polonistykę.

      — Albo woli pisać ikony niż wiersze — stwierdził tamten. — Patrz. — Uniósł się na łokciu i rzucił na trawę swój zeszyt. — Wiesz czemu ikony zawsze mają takie wielgachne oczy? Albo takie, że, no po prostu musisz, m-u-s-i-s-z się gapić? — Uniósł brwi, po czym odczekał kilka sekund. Gdy cisza ze strony Antka go usatysfakcjonowała, uśmiechnął się lekko. — Bo czytanie ikon to rozmowa. A podczas rozmowy wypada patrzeć w oczy. Szymborska by tego lepiej nie ujęła! I Szymborski też. — Klasnął w ręce, a chłopak o kasztanowych włosach zastanowił się chwilę. — Ikona to okno, przez które patrzysz na tego całego Boga, tak przynajmniej mówił. — Zapatrzył się w horyzont.

     — Patrzysz... — powtórzył powoli jego przyjaciel, bębniąc palcami po swoich notatkach. — Wiesz... — Zawiesił na chwilę głos, po czym poprawił okulary. — Wydaje mi się, że Ada woli patrzeć oczyma drugiej osoby. Jak gdyby... nie ufała sobie w sprawach, hm, widzenia. Za każdym razem prosi mnie, bym jej opisał dane dzieło.

     — Może po prostu kręci ją twój głos. Kobiety lubią mężczyzn z niskimi rejestrami, trust me — odparł Ksawery, odpowiednio zniżając tony, za co dostał notatkami, które trafiły w jego ramię. — Rzucasz we mnie purpurą Córki Królewskiej? Wstydź się, Jezus zapamięta, że rzuciłeś jego matką! — Zamachał ikoną z Matką Boską, po czym wywrócił oczyma. — A może... wkręca cię. I kompletnie nie zna się na sztuce, tylko parafrazuje twoje słowa i dopasowuje się do nich? Wiesz, dziewczyny to niezłe manipulatorki.

    — Nie lepsze niż my sami. — Popukał się w czoło, a następnie wziął w ręce rzucone kartki, jak gdyby chciał im znów zaoferować swoją przyjaźń (z korzyściami oczywiście, ale to już leżało po ich stronie, by je ofiarować). — Myślę, że podstawą sztuki jest szczerość. Sztukę zawsze tworzy się z potrzeby prawdziwości. No, oprócz cenzury — przypomniał sobie rozmowę z Adą. — Więc liczę, że ludzie też... są prawdziwi. Choć w małym stopniu.

     — Przeliczysz się — odparł kwaśno blondyn, po czym ziewnął przeciągle. — Prawda to pojęcie względne w tych czasach. Wszystko można nią nazwać, a ludzie i tak mają to w dupie, bo nie znają się na sztuce i mają wypaczone pojęcie prawdziwości. Żyjemy w świecie marnych kserokopii. No, ale dawaj, pouczmy się trochę, bo jednak wypada zdać. Poprawka? "Tak być nie może, trudna rada" — zanucił znów "Ada, to nie wypada!", na co student historii sztuki tylko westchnął, patrząc na słońce. Nie wyglądało już na takie zawstydzone. Cóż, widać lubi słuchać o miłości. Ona coś z niego ma.

•♡•

𝐒𝐚𝐥𝐯𝐞!

jest i Van Gogh, są ikony, będzie galeria Kubickich (istnieje naprawdę i należy do rodziców mojej psiapsi z gim, polecam serdecznie, jedzenie kolacji wśród rzeźb i obrazów to jedno z lepszych przeżyć estetycznych mojego roku 2020)

𝐕𝐚𝐥𝐞!

o studencie sztuki, Biblii i herbatnikachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz