Epilog. Sztuka jest życiem.

370 77 149
                                    

     "Sztuka jest po to, aby wyzwolić w nas, uruchomić pokłady przeżyć, które spowodują tęsknotę za pięknem człowieczym".
Ks. Mieczysław Maliński

     Antek przeżył w swoim życiu dostatecznie wiele Czerwców, by przyzwyczaić się do ich ciepła. Ten miesiąc miał w sobie tyle różnych niezwykłości, że gdyby ktoś miał go przedstawić na obrazie, najpewniej nie wszystko zmieściłoby się na płótnie. Bo wtedy jabłka rumieniły się jak policzki zakochanej dziewczyny, a zachody słońca przybierały barwę młodego wina i upajały swoim pięknem. Deszcz kapał jak łzy wzruszenia, a noce były ciepłe jak splecione dłonie. I wszystko było takie letnie.

     W tej — bądź co bądź dusznej — atmosferze Antek rozpiął górny guzik koszuli i poluźnił kołnierzyk, wypuszczając powoli powietrze. Korytarze UW zwykle wydawały mu się dość dobrze wentylowane, jednak tym razem tlen jak gdyby w nich stanął, a zaraz za nim profesor Leon Rafka w swojej odświętnej koszuli w uśmiechnięte gwiazdki. Boże, ześlij mu kupon do Wólczanki, pomyślał zestresowany chłopak.

     Profesor schował telefon, gdzie SMS-ował właśnie z panią Mileną Koniczyną, po czym oparł się o parapet i odetchnął głęboko warszawskim powietrzem. Potarł dłonią po — według niego "zbyt czystej" — ścianie, po czym wyjął z kieszeni pędzel i włożył go do ust jak papierosa, kiwając nim w górę i w dół. Antek patrzył na niego przez chwilę, po czym rzucił ostatnie spojrzenie na swoje notatki i wcisnął je do torby.

     — Stres? Mój drogi, "nasze zwątpienie jest naszą pasją", jak mówił ktoś mądry. A ja czuję w tobie pasję do słów. — Szturchnął go lekko w ramię, po czym oparł rękę na biodrze. Antek uniósł ku niemu głowę i uśmiechnął się blado.

     — Ja za to czuję porażkę — wydusił z siebie szatyn. Cóż, Porażka nie była jednak wszystkim. Czuł także okropny Ból i ogarniającą go Pustkę, która wypełniała miejsce po Adzie.

     Odkąd spotkali się ostatni raz w muzeum, niemal bez przerwy czuł jej pocałunek na wargach. Zrezygnował nawet z palenia (co w tak ogromnym stresie było sukcesem), byleby nie tracić tego pociągnięcia na wargach. Tej smugi Miłości, jaką zostawiła na nim Dziewczyna z Muzeum.

    Kiedy tamtego dnia wrócił wieczorem do domu, nie mógł wyzbyć się uczucia, że wciąż trzyma Adę w ramionach. Czuł zapach jej włosów i skóry, a jego ciało zdawało się lekko kołysać jak w tym prawie tańcu w pustej galerii sztuki. A może wcale nie pustej, bo przecież oboje tam byli.

    — Artysta nie może ponieść porażki — odpowiedział pewnie Rafka. — Sam fakt bycia artystą jest sukcesem, a ktoś, kto kocha sztukę, kto ją opisuje, kto w końcu jej doświadcza: to artysta. Może to nie moje kochane Alma Mater ASP, ale nawet tu wyniucham artystów jak policyjny pies. — Puścił mu oczko i sięgnął ręką do okna, otwierając je szeroko. — Uf, czerwiec nam nie sprzyja. Gorący jak pracownia pani Koniczyny. — Zaśmiał się z własnego żartu, po czym popatrzył na zaskoczonego Antka. — No co? Nie rób takiej miny, mój drogi, widziałeś rzeźbę Dawida, która tam stoi? Kto za nim nie wzdycha! — Dla podkreślenia prawdziwości tej wypowiedzi westchnął przeciągle, po czym zerknął na zegarek. — Ale, no, chodźmy, chodźmy, bo ty masz egzamin, ja mam kawę, która zaraz będzie obrzydliwa i oboje nie możemy stracić tej szansy. Zapraszam!

     Podszedł do sali i otworzył ją, zachęcając studenta historii sztuki, by ten wszedł do środka. Przekraczając próg Antek zaczął zastanawiać się czy dziekan kiedykolwiek był w tym pomieszczeniu, czy może też przymykał oko na malarski styl bycia profesora z ASP. Wszędzie bowiem stały puszki pełne farb, a pędzle wylegiwały się na parapecie, wygrzewając swoje drewniane kości w majowym słońcu. Płótna leżały pod ścianą jak kawałki klisz do farbowych fotografii, a sztalugi podpierały szafę i okna niczym szkielety Sztuki.

o studencie sztuki, Biblii i herbatnikachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz