Hermiona przeciągnęła się i rozmasowała mięśnie karku, które były obolałe od zbyt długiego pochylania się nad parującym kociołkiem. Minęły prawie trzy godziny, odkąd wezwano profesora Snape'a, pozostawiając ją odpowiedzialną za Wywar Tojadowy. Jednak była tak skoncentrowana na swoim zadaniu, że ledwie zauważyła upływający czas.
Teraz naprawdę doceniała umiejętności, zaangażowanie i starania Snape'a, jakie musiał włożyć w to, aby zostać Mistrzem Eliksirów. Eliksiry takie jak ten, który właśnie ukończyła, były tylko wierzchołkiem góry lodowej możliwości Mistrza Eliksirów, ale wymagały najwyższej perfekcji. Mieszanie musiało być precyzyjne, zarówno pod względem liczby, jak i szybkości, składniki dodawane w określonych momentach, a płomień palnika dokładnie kontrolowany.
Podobnie, jak w przypadku każdego eliksiru, jaki warzyła, tak i ten wyglądał dokładnie tak, jak opisano w książce. Prawdziwym testem była jednak zmiana koloru, kiedy mikstura ostygnie. Prawidłowo sporządzony mętny, szaro-zielony płyn, powinien po ostygnięciu rozjaśnić się do bladoszarego koloru. Jakikolwiek ślad zieleni oznaczałby błąd w warzeniu i zatrzymanie w nim trujących właściwości ciemiernika. Taka mikstura byłaby śmiertelna dla pijącego.
Hermiona z niepokojem obserwowała stygnięcie eliksiru w poszukiwaniu oznak zmiany koloru. Nic się do tej pory nie stało, więc ponownie zajrzała do podręcznika: Dokładnie w momencie, gdy eliksir osiągnie temperaturę 79 stopni Celsjusza, powinna rozpocząć się zmiana koloru.
Nerwowo przygryzła wargę. Znała wiele zaklęć wykrywających temperaturę, ale wahała się, czy użyć któregokolwiek z nich na tak zmiennym eliksirze. Co ja bym dała za mugolski termometr, pomyślała cierpko. Jeśli była jedna rzecz, której nauczyła się przez lata w magicznym świecie, to było to, że czarodzieje nie zawsze robili wszystko lepiej. Przeważnie, ale nie zawsze.
Poruszyła się nagle, gdy kociołek mocno zabulgotał. Potem rozległ się cichy syk, gdy eliksir zbladł do bladoszarego koloru bez cienia zieleni.
– Dziesięć punktów dla Gryffindoru, panno Granger – przedrzeźniła Snape'a i prychnęła. To jest ten dzień. Uwarzyłam eliksir z poziomu mistrzowskiego i założę się, że nie będzie na tyle łaskawy, aby powiedzieć chociaż: dobra robota.
Sprzątnęła większość laboratorium, czekając, aż eliksir ostygnie. Zgodnie z zaleceniem, przelała eliksir do butelki, ale jedną porcję umieściła w kielichu, po czym wyczyściła kociołek. Rozglądając się wokół, była zadowolona, że zostawiła prywatne laboratorium Snape'a w nieskazitelnym stanie. Dwukrotnie sprawdziła, czy wszystkie stanowiska są czyste, a potem podniosła kielich, by zanieść go profesorowi Lupinowi.
Drzwi zatrzasnęły się za nią, kiedy wyszła z pokoju i zobaczyła ten sam matowy, niebieski błysk, co przedtem, wskazujący na ponowne pojawienie się osłon. Szybkie mruknięcie Lumos dało jej wystarczająco dużo światła, aby przejść przez wąskie schody i korytarz, zanim znalazła się z powrotem w jego gabinecie.
Wszystkie drzwi, z korytarza do gabinetu, z gabinetu do klasy i z klasy do głównego korytarza w lochach, były chronione tym samym zaklęciem kiedy tylko zamykały się za nią. A myślałam, że to Moody jest paranoikiem, pomyślała. Ochrona pokoju pełnego niebezpiecznych składników do eliksirów to jedno, ale to już było przesadą.
Opuszczając lochy, ostrożnie przeszła trzy kondygnacje schodów w górę i ruszyła w kierunku klasy nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Kiedy była już w sali, zauważyła, że drzwi do gabinetu Lupina były uchylone. Słyszała dochodzące ze środka niskie głosy. Zapukała niepewnie, a chwilę później drzwi się otworzyły, ukazując profesora Lupina i dyrektora siedzących po dwóch stronach biurka, z okrągłym, porcelanowym czajnikiem i dwiema filiżankami między nimi.
CZYTASZ
Przed świtem | Before the Dawn | Sevmione
FanfictionHermiona Granger na siódmym roku w Hogwarcie dowiaduje się rzeczy, które zmieniają jej pogląd na wiele spraw. Severus Snape jest jedną z nich. ~•~•~ - Podejdź, Hermiono - powiedział chwytając ją za ramię, a ona zamknęła oczy, zanurzając głowę w myśl...