Wpadam do sali minutę przed dzwonkiem.
- Dzień dobry! -dyszę. -Przepraszam za spóźnie...
- Ależ nie spóźniłaś się moja droga! -odpowiada pani Fox. - Siadaj proszę.
Dziś wygląda... ładnie? Założyła białą sukienkę do kolan oraz czarne obcasy. Swoje blond włosy rozpuściła i pokręciła, przez co sięgają jej do szyi.
- Usiądź gdzieś, kochana. -mruczy nauczycielka i wskazuje na ostatnią ławkę pod ścianą.
Cicho przechodzę między rzędami przyglądając się moim znajomym z klasy, po czym ciężko siadam na krześle.
Fox spogląda na zegarek na swoim nadgarstku, a następnie staje na środku sali.
- Sądzę, że jesteśmy już wszyscy. -zaczyna. -Bardzo miło was ponownie zobaczyć! Przypomnę, iż nazywam się Elizabeth Fox. Jestem nauczycielką chemii oraz biologii. Dziś książki nie będą wam potrzebne. Jedyne o co bym poprosiła, to otwarty zeszyt, gdzie zapiszemy nasz regulamin.
Padam na krzesło, po czym do końca lekcji słucham regulaminu klasy i notuję wszystko co potrzebne.
Po czterdziestu pięciu minutach dzwoni dzwonek, który jest tak głośny, że spokojnie można usłyszeć go dwa kilometry od szkoły.
- Dobrze dzieci. -mówi nauczycielka. -Na dzisiaj tyle. Do zobaczenia!
Wszyscy nagle wstają i zaczynają się pakować. Jedynie ja siedzę i powolnie wkładam zeszyt oraz piórnik do plecaka, aby wyjść na końcu. Przy drzwiach mruczę „Do widzenia”, żeby okazać choć trochę grzeczności.
Gdy wychodzę i kieruję się w prawo – napotykam opartego o ścianę Caluma. Ubrany jest w szarą bluzę, która zakrywa mu ramiona. Czarne, obcisłe spodnie zlewają się z trampkami tego samego koloru.
- Witaj, Swotch. -Chłopak uśmiecha się szeroko. -Ładnie wyglądasz.
- Zamknij się, Hood. -mówię i uderzam go w ramię.
- Chodź. Przedstawię ci chłopaków.
Zakładam plecak na drugie ramię, po czym idę za mulatem. Korytarze są bardzo szerokie, dzięki czemu idziemy obok siebie, a ludzie bez problemu nas mijają. Zauważyłam dwie dziewczyny z mojej klasy, które patrzą się na mnie wzrokiem, jakby mówiły „Pogadamy później”. Wzruszam ramionami i chwytam Caluma pod ramię.
- Okłamałeś mnie -mówię z uśmiechem.
Calum patrzy na mnie przerażonym wzrokiem.
- Co? Ej, Ann! Dobrze wiesz, że ja jeszcze nigdy ciebie nie okłamałem! -broni się. -I nie zamierzam tego robić!
Śmieję się głośno (chyba ZA głośno, bo kilku uczniów spojrzało na mnie jak na idiotkę).
- Łatwo cię przestraszyć, Hood. Dzięki za informację. -Uśmiecham się w stronę dalej przestraszonego chłopaka.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi? -mówi wyraźnie zdenerwowany.
- Michael ma już czerwone, a nie niebieskie włosy, KŁAMCO!
Mulat zatrzymuje się. Patrzy mi prosto w oczy i kręci głową.
- Gdybyś nie była dziewczyną, i moją przyjaciółką, przyłożyłbym ci mocno.
Uśmiecham się szeroko, po czym całuję przyjaciela w polik (musiałam stanąć na palcach, oczywiście).
- Dobra. Wybaczam ci. -Calum puszcza mi oko.
- Wiesz co? -pytam, a chłopak rusza dalej.
- Co znów?
- Nawet ja nie noszę takich obcisłych spodni. -Po wymówieniu tych słów ruszam pędem przed siebie, by chłopak mnie nie dogonił.
Na wielkim parapecie siedzi trzech chłopaków. Dwójka z nich przegląda coś na telefonie, a trzeci siedzi i niespokojnie rusza nogami. Rozpoznałam, iż jest to Michael.
- Hej! -mówi do mnie i wstaje z parapetu. -Gdzie Cal?
- Powinien tu być za jakieś... Trzy, dwa, jeden.
Zza rogu wybiega mój przyjaciel z okrzykiem „SWOOOOTCH!”.
- Przyrzekam, że kiedyś ci przyłożę. Porządnie. -mówi zdyszany. -Rozumiem, że poznałaś już Michaela?
- Tak. Wpadłam na niego, gdy szłam do sali.
- Dosłownie. -dodaje czerwonowłosy.
Calum podchodzi do dwóch pozostałych chłopaków i uderza ich po głowie.
- Może byście się tak przywitali z Ann, hę? -pyta, jednocześnie szczerząc się do nich.
Chłopcy wstali. O mały włos i bym zemdlała. Chłopak pośrodku, to ten sam niebieskooki, którego zobaczyłam na apelu. Ma na sobie czarne rurki z dziurami na kolanach, które idealnie pasują do jego białej bluzki. Poprawia swoje blond włosy, po czym zaczyna bawić się kolczykiem w wardze.
Obok niego uśmiecha się szeroko blondyn o kręconych kosmykach, które hamowane są przez czerwoną bandanę. Na sobie ma czarne rurki i czarną koszulę w czerwoną kratę. Jego zielone oczy idealnie komponują się z ciepłym uśmiechem.
- Ten pedał tu -Wskazuje na niebieskookiego. -To Luke, a ten z uśmiechem na mordce to Ashton.
Luke spojrzał na przyjaciela wściekle i uderzył go w ramię.
- Miło poznać. -mówię.
Ashton wyciąga w moją stronę dłoń, a ja ją chwytam.
- Mi również. Jesteś ładniejsza, niż w opowieściach Caluma. -Śmieje się głośno.
Ten śmiech jest tak uroczy, że nawet nie mogę być na niego zła. Spoglądam tylko na Hooda gniewnym wzrokiem.
Luke uśmiecha się delikatnie.
- Miałem okazję zobaczyć cię wczoraj na apelu, ale miło z tobą choć chwilę porozmawiać. -Podajemy sobie ręce. - Cal? Czy pytałeś się już o dzisiejszy dzień?
- Nie miałem okazji... -mruczy mulat.
- Pozwolisz, że zrobię to za ciebie? Ann-Perrie... Czy mogę tak do ciebie mówić?
- Ta. Jasne. -Uśmiecham się.
- Miałabyś ochotę wpaść na naszą próbę? Myślę, że Calum chciał ci coś pokazać. Wiesz... Coś co jest dla nas wszystkich ważne... To jak? -Chłopak poprawia swoje włosy ponownie, po czym znów bawi się kolczykiem.
- Pod jednym warunkiem... -Przechylam głowę.
- Jakim? -pyta zainteresowany Ashton.
- Pomożecie mi w pracy domowej.
Chłopcy wpadają ze mną w głośny, niepohamowany śmiech.
CZYTASZ
Beside You
FanfictionMogę przyznać, że moje życie jest normalne. Mam wspaniałego przyjaciela, na którego zawszę mogę liczyć, niesamowitego chłopaka, z którym mogę o wszystkim rozmawiać, kochającą matkę, niesamowitą trenerkę. Jak każdy, posiadam też wroga. Każdej nocy śc...