Zatrzymujemy się przed całodobową kawiarnią. Ustawiamy motory na parkingu, po czym przyczepiamy do nich kaski. - Wyjaśnisz mi wszystko, czy sama mam się domyślić? -pytam. Shauna uśmiecha się, a po chwili przesuwa dłonią po białych włoskach na głowie. - Mam swoje kontakty w policji -zaczęła. -Dowiedziałam się, że planują dzisiaj sprawdzić Blue Street, czy aby na pewno nie odbywają się tam żadne wyścigi. Wszyscy zostaną aresztowani lub będą musieli wpłacić odpowiednią sumę za łamanie prawa. Takie tam normalne życie motocyklisty. Uśmiecham się. - Dzięki, Shauna. Gdyby nie ty, to... byłoby trochę kiepsko, nie? - Och, zamknij się i chodź coś zjeść. Chwyta moje ramie, by wepchnąć mnie do kawiarni, w której tylko dwa stoliki są zajęte. Siadamy niedaleko wejścia. Po chwili podchodzi do nas kelnerka z menu, a my wybieramy dwie kawy i jabłecznik. Kobieta zapisuje wszystko na karteczce, zabiera karty, po czym udaje się do kuchni, żeby przygotować to o co poprosiłyśmy. - W sumie, ładne miejsce. -mówię patrząc na beżowe ściany. - Tak. Uwielbiam tutaj przyjeżdżać. Już mam zamiar się odezwać, gdy w drzwiach pojawia się wysoki chłopak o blond włosach z niebieskimi oczami. Podnoszę się z kanapy. - Luke? -szepczę. Chłopak patrzy w moją stronę i otwiera szeroko oczy. - Annie? Zaskakuje mnie zdrobnienie, którego użył. Nikt nigdy do mnie tak mówił, a on wypowiedział je, jakby nazywał mnie tak cały świat. - Co ty tutaj robisz? -dodaje. - A co ty tutaj robisz, Luke? -odpowiadam. Shauna przewraca oczami jednocześnie wstając ze swojego miejsca. - Może łaskawy Pan Ciacho usiądzie? -mruczy. Luke kiwa głową i rusza do naszego stolika, gdzie siada obok mnie. - Pan Ciacho? -Przeciera swój jednodniowy zarost -Annie, dlaczego ty tak do mnie nie mówisz? - Ha, ha. Bardzo śmieszne, Luke. -mruczę. - Co cię tu... - Porozmawiamy o tym później, dobrze? -przerywa. Kiwam głową, choć martwi mnie ton jakim wypowiedział te słowa. Kelnerka przychodzi dając nam nasze zamówienie. Hemmings korzysta z okazji, by zamówić sobie herbatę. Dziewczyna patrzy na blondyna, po czym trzepocze rzęsami. Razem z Shauną powstrzymujemy się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Kiedy odchodzi, Luke osuwa się na kanapie. - Pan Ciacho ma branie, co? -Parska śmiechem Shauna. - Weź mi nie mów, okej? To była najbardziej ohydna rzecz, jaką w życiu widziałem. Razem z Shauną uderzamy głowami o stolik, ponieważ nasz wybuch śmiechu jest zdecydowanie za gwałtowny. Jemy oraz pijemy swoje zamówienia w ciszy. Jedyne co mnie martwi to wygląd Luke'a. Jego oczy są lekko podkrążone, spuchnięte, jak i całkowicie czerwone. Możliwe, że nie spał przez jakiś czas, albo i nawet płakał. Jednak nie potrafię wyobrazić sobie tego chłopaka siedzącego w kącie szlochającego z powodu słabej oceny, czy tego, że dziewczyna z nim zerwała. Jak na zawołanie niebieskooki odzywa się. - Annie? -pyta. -Wszystko okej? Przestałaś jeść... Patrzę w dół na swój talerz, na którym jabłecznik jest zupełnie rozdziabany. Mimo to wygląda przepysznie. - Och, nie. -mruczę prostując się. -Po prostu... zastanawiałam się nad czymś. - Gdyby coś się działo to mów. -dodaje Luke. Kiwam głową, chociaż to ja powinnam mu to powiedzieć. Wygląda jakby zaraz miał zemdleć lub, co gorsza, dostać zawału. Odkładam sztućce z lekkim brzdękiem. - Słuchaj, Luke. -zaczynam. -Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje? Wyglądasz naprawdę, bez urazy, ohydnie. Czy mam zacząć się o ciebie martwić? Chłopak połyka ostatni łyk herbaty, po czym prostuje się. Shauna przygląda się mu, po czym kieruje wzrok na mnie. „Zostawisz nas samych?" - mówię bezgłośnie. - Wiecie co... Czas mnie trochę goni. -Odchrząkuje. -Powinnam jeszcze naoliwić trochę zamek w furtce. - Zamek w furtce? -pyta zdziwiony Luke. - Ano. Kobieta chwyta swój kask, przeciska się pomiędzy stołem a kanapą, aby po chwili na wolnej przestrzeni zapiąć swoją skórzaną kurtkę. Widzę jeszcze, gdy podchodzi ociężałym krokiem do drzwi, a następnie, wykonawszy jeden krok, znika w ciemności za oknami. Odsuwam od siebie talerz, by móc oprzeć łokcie na stole. - Moglibyśmy pomówić o tym na zewnątrz? Gdzieś daleko od miejsc publicznych? -pyta Luke nadal nie patrząc w moje oczy. - Tutaj nikogo nie ma. -mówię rozglądając się po sali. -Kelnerka, jak widzisz, przysnęła sobie w kącie. - Jednak... Chciałbym pomówić w cztery oczy. W takich miejscach czuję się obserwowany. Kiwam głową, po czym wyciągam z kieszeni portfel. Jednak, gdy mam już wyciągnąć pieniądze Luke chwyta moją dłoń. - Pozwól, że ja to zrobię. -mówi uśmiechając się szeroko. Rumienię się, przez co pochylam twarz, by tego nie zauważył. Niestety nie udaję się mi to, ponieważ blondyn śmieje się wniebogłosy. - Nie musisz ukrywać swoich emocji, Annie. -szepcze. Patrzę na jego usta, gdyż nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy. Chłopak położył pieniądze na stoliku, a teraz podnosi się z siedzenia. Podaje mi rękę. - No już, Annie. -mówi. -Możesz przestać być zażenowana. - Jesteś głupi. -burczę. Luke śmieje się, a ja chwytam jego dłoń. Chłopak ściąga mnie z kanapy, a następnie prowadzi do drzwi. - Wiesz, że teraz nie puszczę już twojej dłoni? -pyta patrząc przed siebie. - Chyba sobie żartujesz? - A co? Nie podoba ci się? Zatrzymuje się, żeby spojrzeć na moją twarz, na którą teraz pada światło lampy ulicznej. - Nie... znaczy tak, nawet bardzo... Co? NIE, NIE! -jąkam się, a z każdym słowem moja twarz staje się bardziej czerwona. -Jesteś głupi. Idźmy po prostu dalej. Chłopak śmieje się bardzo głośno, ale nadal nie puszcza mojej dłoni. Nie wiem czemu to robi. W końcu znamy się dopiero jeden dzień, a jest mała szansa, że zakochał się we mnie. Myślę, że to taki przyjacielski ścisk, tak jak z Calumem. My często łapiemy się za ręce, przytulamy, a mimo to NIGDY nie zostaniemy parą. Czułabym się wtedy, jakbym spotykała się z własnym bratem. - Myślisz o Calumie, prawda? -pyta Luke. Patrze w jego niebieskie oczy. Pojawił się w nich jakiś błysk ekscytacji, jednak gdy wspomina o swoim przyjacielu, ten błysk zanika. - Czytasz w myślach dziewczyn, co? -pytam. - Nie. To po prostu oczywiste, że dziewczyna, na której mi zależy zawsze myśli o tym drugim, z którym chciałaby spędzić resztę życia. -burczy prawie puszczając moją dłoń, jednak dzięki mnie tego nie robi. - Prędzej odnajdę swojego ojca i zmuszę go do przeproszenia mamy, niż zacznę chodzić z Calumem. -Udaję odruch wymiotny. - Odnajdziesz ojca? -Patrzy na mnie nie zatrzymując się. - Wymienimy się sekretami, okej? -pytam. - Okej. Znam świetne miejsce na takie momenty. Zamknij oczy. - Co? O nie, nie. Sorry, stary, ale nie ma takiej opcji. - A to niby czemu? -pyta urażony. - Jeszcze mnie zgwałcisz, czy co. Chłopak śmieje się, jednak postanawiam usłuchać jego polecenia. Jedyne co słyszę to szuranie naszych butów, przejeżdżające obok samochody oraz oddech Luke'a. Prowadzi mnie spokojnie, żebym nie upadła, a gdy zdarzy się taka sytuacja natychmiast mnie łapie. Tracę poczucie czasu. Nie wiem czy spacerujemy kilka minut, kilkanaście, czy może godzinę. Czuję się jakby ta chwila była wieczna, co sprawia mi ogromną przyjemność. Ostatni raz czułam się tak, gdy wyjechałam z mamą na Karaiby w wieku ośmiu lat. W pewnym momencie Luke zatrzymuje się, po czym puszcza moją dłoń. Wydaje cichy jęk niezadowolenia. - Możesz już otworzyć oczy. -mówi. Wykonuje jego polecenie, a moim oczom ukazuje się przepiękne miejsce. Wydaje się zapomniane, zarośnięte chwastami i trawą, jednak ma w sobie pewien urok. Na środku tej polanki stoi ławka, z której zaschnięta, zielona farba zaczyna już schodzić. Wokół niej usypano dróżkę ze żwiru, która kończy się w środku lasu, przez co nie dochodzi do ścieżki głównej. Miejsce jest szczelnie zakryte przez drzewa, zapewne nikt prócz Luke'a nie miał o nim pojęcia. Za ławeczką, na której zmieścić się mogą tylko trzy osoby, stoją dwie lampy, w których znajdują się ogromne świece. - Jak tu pięknie. -szepczę, gdy blondyn zapala obydwie lampy. - Siadaj. Chcę poznać twoje sekrety. - mówi. Powoli zbliżam się do ławki, aby później usadowić się obok Luke'a. Nasze ramiona lekko się stykają. Chłopak podnosi z ziemi lampkę, po czym wręcza mi ją. - Gdy wypowiesz już swój sekret, podajesz mi lampkę. - oznajmia. Kiwam głową, a po chwili chwytam rzecz. - Dlaczego powiedziałam „odnaleźć ojca"? -zaczynam. -Bo nigdy go nie poznałam. Wykorzystał moją matkę, gdy miała dwadzieścia lat, a kiedy dowiedział się o ciąży, po prostu uciekł. Zostawił ją samą... Nie miała za wiele pieniędzy, pracowała przez cztery miesiące, musiała rzucić naukę. Jednym słowem zrujnował jej życie. Ale moja matka jest silną kobietą. Gdy skończyłam sześć lat za zebrane pieniądze kupiła dom tutaj, w Sydney, oraz bilety na lot. Od tamtego momentu jesteśmy bardzo szczęśliwe. Pomaga nam wiele osób, a my żyjemy jak normalna, dwuosobowa rodzina. Wciąż jednak mam ochotę odnaleźć mojego ojca, żeby przejechać go motorem. Niebieskooki patrzy na mnie zaciekawiony z błyskiem smutku w oczach. Podaję mu lampkę. - Twoja kolej, Panie Ciacho. -mruczę spuszczając głowę. - Moja matka jest bita. Patrzę na chłopaka przestraszona. Jego wzrok skierowany jest za mnie, staje się pusty. Po policzku ścieka mu łza, którą tak bardzo chcę zetrzeć. - Ale, że... przez twojego... -zaczynam. - Nie. -przerywa mi. -W pracy, na ulicy, wszędzie, gdzie tylko się znajdzie. - Luke, posłuchaj. Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, to nie musisz, naprawdę. -mówię łapiąc jego ramię. Blondyn wybucha głośnym szlochem, jego głowa upada na pierś, a ja nie wiem co mogę zrobić. Widok Luke'a w takim stanie przyprawia mnie o dreszcze. Chłopak odkłada lampę na ziemi, która ląduje tam z lekkim trzaskiem. Chwytam jego twarz w dłonie, po czym podnoszę ją delikatnie. Kiedy jego wzrok pada na mnie, ścieram kciukami łzy z jego polików. - Obiecuję, że położymy temu kres. -szepczę. - Niby jak? - Dowiesz się w swoim czasie. Sama jeszcze nie mam ostatecznego planu, ale przysięgam na własne życie, że położę temu kres. Luke patrzy na mnie z wdzięcznością, a potem przysuwa się bliżej. Moje serce zaczyna bić szybciej, gdy jego twarz znajduje się kilka centymetrów od mojej. Wtedy dzieje się rzecz niespodziewana. Jego wargi spoczywają na moich ustach, a ja bez chwili zastanowienia odwzajemniam pocałunek. Kolczyk znajdujący się w kąciku ust Luke'a jest ledwo odczuwalny. Moje usta rozchylają się lekko. Jego dłonie chwytają moją twarz, a ja splatam ręce na jego karku. Po krótkiej chwili Luke chwyta moje biodra podnosząc mnie tak, abym usiadła na jego udach. Trwamy w pocałunku długo, a ja nie chcę odrywać się od blondyna.
CZYTASZ
Beside You
FanfictionMogę przyznać, że moje życie jest normalne. Mam wspaniałego przyjaciela, na którego zawszę mogę liczyć, niesamowitego chłopaka, z którym mogę o wszystkim rozmawiać, kochającą matkę, niesamowitą trenerkę. Jak każdy, posiadam też wroga. Każdej nocy śc...