Bellatrix.
I jej Crucio, które śpiewała z wycelowaną różdżką w Franka Longbottoma. Potem się śmiała i krzyczała ciągle to samo pytanie Gdzie jest Czarny Pan? Wyglądała jak oszalała, ale na jej twarzy był szeroki uśmiech, który pojawiał się tylko wtedy gdy mogła zadać innym ból.
Rudolf.
I jego Imperio, które rzucał z przyjemnością na pracowników Ministerstwa Magii, bo czuł się wtedy, że ma nad nimi kontrolę. Był niczym Bóg, który sterował swoimi marionetkami i wydawał im rozkazy, które one z zamglonymi oczami i brakiem własnej woli, wypełniały. Mógł kazać im skończyć z mostu, a oni by to zrobili.
Rabastan.
I jego Avada Kedavra, którą rzucał na ludzi jakby to było zaklęcie łaskoczące. Bez żadnego śmiechu, który miała Bellatrix, bez poczucia władzy Rudolfa. Bez cienia emocji. Po prostu kolejny trup do kolekcji, kolejne odebrane życie, kolejna ofiara wojny.
CZYTASZ
My Slytherin House || Headcanons
أدب الهواةSalazar Slytherin nie był tylko jednym z założycieli Hogwartu. A jego dom, nie stał się tylko symbolem Śmierciożerców i morderców. Ślizgoni stali się potęgą, niewolnikami własnych pragnień i zjednoczeni jak żaden inny dom w Hogwarcie. Balansowali na...