1.13 "sand in the package"

216 28 9
                                    


— Odbierz. Ten. Telefon!

Kliknęłam czerwoną słuchawkę najmocniej jak umiałam, dziwiąc się, że telefon nie zgiął się przez to na pół. Próbowałam się powstrzymać, ale po dwóch miesiącach słuchania sekretarki ...Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału graniczyło to z cudem. Lilian jakby zapadła się pod ziemię, a ja i Molly wiedziałyśmy tyle, że miała sprawy do załatwienia i obiecała odezwać się po powrocie.

Odłożyłam go z hukiem na blat i usiadłam do komputera, zajmując się pracą. Cudem było, że mnie jeszcze nie zwolnili. Miałam wyczerpany cały urlop, a po wizycie Moriarty'ego ponad dwa miesiące temu John załatwił mi zwolnienie lekarskie i siedziałam tydzień na chorobowym. Chciałam pracować, naprawdę chciałam, ale graniczyło to z czymś niemożliwym, gdy ma się świadomość, że trujący ludzi psychopata lata na wolności, zamiast siedzieć za kratkami. I tutaj John znów się przydał, załatwiając mi — razem z Molly — suplementy na uspokojenie. Pomagały... niewiele, ale jednak.

— Twoja przyjaciółka umarła czy może bawi się w ochronę Moriarty'ego i nie może rozmawiać? — spytał Sherlock, siedzący przy biurku przy oknie, wychylając się znad laptopa.

Obruszyłam się, przez co niemal usunęłam niewłaściwy fragment poprawianego tekstu. Zacisnęłam pięści, próbując opanować emocje.

— Powtarzam ci po raz setny — mówiłam przez zaciśnięte zęby. — To, że ktoś się nie odzywa, nie oznacza odrazu, że pracuje dla najgorszego w świecie zwyrola!

— Przemawia przez ciebie sentyment — odpowiedział bez wzruszenia, wracając do swoich robót na laptopie.

Irytował mnie na potęgę odkąd odwiedził go Moriarty. Stał się chodzącym kamieniem; maszyną, a nie człowiekiem. Osoba, z którą rozmawiałam przed siedzibą Scotland Yardu zniknęła i nie wróciła przez ostatnie dwa miesiące. W tym czasie nasłuchałam się samych przykrych rzeczy.

  Sherlock włamał się do akt policyjnych i znalazł raport dotyczący mojego wypadku. Okazało się, że tak właściwie nic nie wiadomo, czy to był wypadek, czy celowe działanie. Dostałam ochrzan, że nie pamiętam. Potem kolejny za to samo, bo odkryliśmy, że niektóre swoje prace opublikowałam jeszcze za czasów uczelni, tyle że pod pseudonimem Lizzie, stąd trudności ze znalezieniem czegokolwiek. Sherlock miał rację — byłam pisarką.

Wtedy to wkurzyłam się na Lilian i zaczęłam do niej dzwonić na potęgę, ale odzew był zerowy. Molly miała podobnie — brak odpowiedzi. Nawet pani Hudson próbowała odnaleźć Lil; efekt był identyczny. Pewnego dnia, gdy Hooper przyszła do nas na kolację, usłyszałyśmy od Holmes'a, że Lilian dlatego nie odbiera, bo wynajął ją Moriarty by nas śledziła. Posłałyśmy go z tą teorią do diabła. To, że raz czy dwa miał rację, nie robiło z Lilian kryminalistyki!

— A przez ciebie przemawia głupota! I egoizm! I egocentryzm! I debilizm też! — wydarłam się na niego, trzaskając swoim laptopem. Bardzo nieznacznie podskoczył, zapewne nie spodziewając się takiego wybuchu po tym, jak przez tyle miesięcy siedziałam potulna jak baranek. — Obwiniasz mnie o całe zło tego świata, tylko dlatego, że jakiś psychopata mnie otruł, przez co straciłam pamięć. Powtarzam ci po raz ostatni: Nie pamiętam niczego więcej! Ani mojej rozmowy z nim, ani zakończenia, które napisałam!

Liczyłam na odzew. Jakikolwiek znak, że go zraniłam bądź uświadomiłam w prawdzie. Chciałam, by choć jeden pieprzony raz pokazał swoje cholerne emocje!

— Wszystko to już słyszałem — odparł beznamiętnie. — Powiesz coś nowego?

— Ty skur...!

— Przeszkadzamy?

Podniosłam się z ławy z rękami gotowymi do ataku, i już miałam podejść do niego i wrzeszczeć mu prosto w twarz, kiedy spojrzałam w stronę drzwi. Sztuczny uśmiech wpełz mi na twarzy, a ręce powędrowały na biodra.

trick | sherlock BBC   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz