1.4 "unexpected trip"

276 23 8
                                    


— A spróbuj może ze słowem satysfakcja — powiedziałam do Johna, pokazując mu igłą na słowo zadowolenie. — I zacznij to zdanie od nowego akapitu. Będzie czytelniej.

— Dzięki.

Watson kiwnął głową i pospiesznie wziął się za wprowadzanie poprawek do tekstu na jego blogu. Posłałam mu słaby uśmiech i wróciłam do swojej pracy, czyli zaszywania dziury w swoim płaszczu. Niby mogłam kupić nowy, ale miałam sentyment do tego, a skoro znalałam tajniki szycia, to postanowiłam przynajmniej spróbować go naprawić.

Siedzieliśmy tak z Johnem odkąd wróciłam z pracy, a było to w godzinach obiadowych. Przyniosłam ze sobą większą porcję chińszczyzny do zjedzenia w domu, licząc że zostanie mi na śniadanie. Jednak widząc przez uchylone drzwi Johna spoczywającego samotnie na kanapie, postanowiłam się przywitać, potem nawiązała się rozmowa i wyszło na to, że część mojego lunchu przypadła właśnie jemu.

Minęło kolejnych kilka tygodni, a ja zaczęłam zauważać, że zdecydowanie częściej spędzałam czas wolny u nich, niżeli u siebie w pokoju. Potrafiłam razem z nimi siedzieć, robiąc swoje, i przyglądać się, jak przyjmują klientów, jak rozwiązują ich sprawy, jak "konsultują" przemyślenia dotyczące bloga. Zdarzało się, że do każdej z tych rzeczy miałam swój wkład, z czasem coraz większy. Zaskakiwało mnie to, jak szybko się w to wgryzłam, choć miewałam momenty, gdy myślałam o swojej osobie jako czymś przeszkadzającym. Wtedy to John — jakby wiedział, o czym myślę — zapewniał mnie, że dobrze im się ze mną pracuje.

Tego dnia po zjedzeniu posiłku pogrążyliśmy się w swoich światach, wykonując to, co nas relaksowało, siedząc naprzeciwko siebie i raz na jakiś czas wymieniając ze sobą pare zdań.

Ciszę, która zapadła po tym, jak pomogłam doktorowi z blogiem, przerwało wejście Sherlocka. I to nie byle jakie! — Miał harpun i cały był we krwi, która mieniła się na jego białej, nowej koszuli.

— To było męczące — rzucił na powitanie.

Albo mi się wydawało, albo Watson zdziwił się znacznie mniej niż ja. Albo wcale, to też było możliwe. Zakładam, że była to kwestia ilości czasu mieszkania z Holmes'em pod jednym dachem.

— Jechałeś tak metrem? — John spytał, jak gdyby nigdy nic.

— Taksówkarze nie chcieli mnie zabrać.

— Dziwisz im się? — dodałam nieco ironicznie, patrząc na niego spode łba.

— Oczywiście! — obruszył się. — Chciałem zapłacić podwójnie!

— No cóż — westchnęłam, nie wiedząc, co więcej mogłabym mu odpowiedzieć. — Widać faceci w koszulach nie budzą zbyt wielkiego zaufania.

— Strzelałbym, że to jednak przez ten wzrost — dołączył się Watson, powracając do pisania swojego bloga. — Mama mówiła: nie ufaj wysokim.

— Oboje jesteście przezabawni! — oburzył się Sherlock i prędkim krokiem skierował się w stronę kuchni, podczas gdy ja i John na nowo zajęliśmy się swoimi pracami. — Umarłem ze śmiechu!

Uznałam, że skoro doktor nazbyt się sprawą nie przejął, to ja również nie powinnam, i darowałam sobie wszelkie pytania, które mi przyszły do głowy w pierwszej sekundzie po zobaczeniu Sherlocka w takim stanie.

Dałabym sobie głowę uciąć, że niejedno mnie jeszcze zaskoczy podczas pobytu na Baker Street... albo w pobliżu tej dwójki.

~

— Musisz tak łazić? Nie mogę się skupić!

Oburzyłam się, kiedy już trzeci raz ukłułam się igłą. Zaczęłam ssać palec, patrząc gniewnym wzrokiem na Sherlocka, każącego w te i we w te po salonie, w dalszym ciągu trzymając harpun w ręku.

trick | sherlock BBC   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz