1.15 "one that cares the most"

201 25 5
                                    


— Aua! — krzyknęłam, gdy rękaw bluzy sprawił, że musiałam wyprostować rękę, czym wyraźnie nadwyrężyłam ramię. — I wtedy zaczęła krzyczeć?

— Wybacz — odpowiedział John, pomagając mi wyciągnąć włosy spod nowo założonej bluzy. — Tak, była przerażona. Kazali mu wyjść, a potem... Wrócił sam i spotkał naszego sąsiada, to już mówiłem.

  Kwestia czy Lestrade wróci, czy nie była raczej przesądzona, więc zostało nam czekać i ewentualnie radzić sobie z faktem machania nam przed nosem nakazem. Nie mieliśmy konkretnego planu działania na później, ale ja miałam ogromną ochotę na teraz zdjąć z siebie zakrwawione — i pocięte w celach opatrzenia rany — ubrania. John zaoferował pomoc, przy okazji przyglądając się, czy z opatrunkiem wszystko w porządku i ewentualnie go poprawiając. Na szczęście nie było takiej potrzeby.

  Tę niedługą chwilę postanowiłam wykorzystać na rozmowę i pociągnęłam Watsona za język. Sherlock milczał na tyle uparcie, że nie odpowiedział na moje dwukrotne pytanie o kawę i kanapki, toteż pozostała mi wymiana informacji z doktorem.

Sulejmani, tak? — upewniłam się, czy dobrze pamiętam imię, zapinając suwak swojej bluzy. Watson zrobił krok do tyłu, by dać mi trochę przestrzeni, ale w każdej chwili gotowy był do szybkiej pomocy.

— Tak — potwierdził, zakładając ręce na klatce piersiowej. — Mycroft pokazywał mi jego akta. I jeszcze paru innych.

— Chcą tego, co mamy my — dopowiedziałam, przypominając sobie wywody Sherlocka sprzed kilku minut. — Ale żaden nie może się zbliżyć, bo drugi go... zabija.

— A no.

  Pociągnęłam bluzę w dół tak, by odpowiednio się na mnie ułożyła i uznałam, że jestem gotowa. Nowe ubranie nie uśmierzyło bólu, ale z pewnością sprawiło, że nie czułam się już taką ofiarą, jaką byłam w zakrwawionym egzemplarzu. Leki wciąż działały i blokowały moje myśli, ale przynajmniej w końcu zaczęły robić to, co od początku powinny. Ramię przestało pulsować i jak się odpowiednio skupiłam, byłam w stanie nim coś zrobić.

— Myślisz, że... że Lilian była jedną z nich? — spytał niepewnie John, opierając się plecami o ścianę. — Niby Mycroft nie pokazał mi jej akt, ale... może po prostu się dobrze kryje.

Z początku też o tym pomyślałam i zauważyłam, że miałoby to sens. Jednak to, co różniło moją byłą przyjaciółkę od całej ten bandy było to, że oni mieli nas chronić, a Lilian chciała mnie wyraźnie zabić na czyjeś polecenie. Nie byłam pewna na czyje; mogłam się tylko domyślać, ale domysły jasno kierowały się w stronę teorii Holmes'a o byciu na usługach Moriarty'ego. Tutaj sens był większy — kłamstwa, zwodzenie mnie, nie przedstawienie mi swojej rodziny o chłopaka. To od zawsze była gra, tylko ja dopiero niedawno przestałam być na nią ślepa.

— Nie, myślę, że ona akurat miała tutaj inną rolę — odparłam, sznurując usta. Mówienie o niej jako zdrajczyni wcale nie było przyjemne, zważając na naszą znajomość, którą przez tyle lat uważałam za przyjaźń. Nie chciałam o tym myśleć. — Tak czy siak, dziękuję za pomoc i rozmowę. Pójdę w końcu zająć się kolacją.

Posłałam Johnowi uśmiech i odwróciłam się w stronę wyjścia z mieszkania, by zejść do nich do salonu. Zabawne było to, że u nick w lodówce trzymałam więcej swojego jedzenia, niż oni własnego. Gotowałam głównie tam, a że gotowanie poniekąd odstresowywało, postanowiłam zorganizować jakie posiłek. Mimo, że Sherlock mógł nie zdążyć go zjeść; i to nie ze względu na swój brak apetytu.

Schodząc usłyszałam za sobą dźwięk powiadomienia z telefonu Johna. Sądząc po jego reakcji, nie były to dobre wieści. Watson ruszył za mną do swojego mieszkania.

trick | sherlock BBC   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz