Kochałam papierkową robotę! Właśnie po to kończyłam literaturę i zatrudniłam się w wydawnictwie, aspirując na wydawcę — żeby skończyć w biurze, szukając sfałszowanych bądź poukrywanych dokumentów.Wywróciłam teatralnie oczami, chociaż nikt nie miał szansy tego zobaczyć, i wróciłam do pracy. Zadanie od Holmes'a irytowało mnie z każdą minutą coraz bardziej. Stawiało przede mną wyzwanie; a raczej ja je przed sobą stawiałam, nie chcąc zawieść chłopaków. Bardzo chciałam się im jakoś przydać w tym wszystkim, skoro już zyskałam miano przyjaciółki. Toteż mimo dużej sterty dokumentów — szukałam dalej i dalej, grzebiąc we wszystkim, w czym mogłam.
Strażnik, ten sam, który pilnował mnie ostatnio, obserwował moje ruchy przez cały czas, a nawet raz zainterweniował, ale dzięki pogróżkom Sherlocka na samym wejściu, nie tknął mnie nawet palcem, zachowując odpowiednią odległość.
Nie wiem, ile minęło, kiedy uświadomiłam sobie, że przejrzałam już wszystkie szafki, półki i inne takie. Miałam całą teczkę nieścisłości bądź niezbyt legalnych zamówień. Mogłam wracać do reszty.
— Proszę mnie zaprowadzić do pana Holmes'a — nakazałam strażnikowi, składając papiery w całość i wskazując nimi drogę do wyjścia.
— Oczywiście.
Posłusznie kiwnął głową, wyjmując swoją krótkofalówkę. Odwrócił się i ściszył ją na tyle, że niewiele usłyszałam z tego, o czym z kimś rozmawiał. Wyłączył ją po chwili i zwrócił się do mnie:
— Za mną proszę.
Ruszył przodem, a ja zrobiłam to, o co poprosił. Szliśmy przed siebie pewnym krokiem przez dwa korytarze — dzięki temu, że nie miałam już na sobie szpilek, mogłam mu dorównywać tempa — skręciliśmy i weszliśmy do windy, a potem znów przemierzyliśmy korytarz prowadzący do drzwi, zza których dobiegały krzyki. Strażnik otworzył je, puszczając mnie przodem.
— Widziałeś go! Musiałeś! — krzyczał doktor Watson, krążąc niespokojnie raz w jedną, raz w drugą stronę przed swoim przyjacielem, Sherlockiem.
— Już wszystko w porządku — uspokajał go Holmes, będącym całkowicie opanowanym w porównania do Johna.
— Nie! Nic nie jest w porządku! Widziałem go! Myliłem się!
Podskoczyłam w miejscu, bojąc się zbliżyć choćby o krok do Watsona. Ścisnęłam mocniej papiery, mając ogromną nadzieję, że dzięki temu stanę się dla nich niewidzialna.
— Nie wyciągajmy pochopnych wniosków — niemal zażartował Sherlock, w końcu zwracając na mnie swoją uwagę. — O, patrz. Beth wróciła.
— Coś mnie ominęło? — spytałam, odważając się na zrobienie dosłownie dwóch kroków w ich stronę.
— John coś widział.
— Coś?! — oburzył się Watson, patrząc to na mnie, to na detektywa doradczego. —Widziałem psa!
— Czerwone oczy? Świecił się? — dopytywał Holmes, zmuszając go do wyjawienia szczegółów.
Może i dobrze. Przynajmniej mogłam się domyślić, co właściwie tam zaszło, a wyglądało na to, że zostałam jedyną osobą z naszej grupy, która nie miała tej przyjemności i nie ujrzała na własne oczy tego psa. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
— Tak.
— Nie.
— Nie? — wyrwało mi się.
— Co? — rzucił John zaraz po mnie.
— Zmyśliłem to o świeceniu — przyznał. — Zobaczyłeś to, czego się spodziewałeś. Zostaliśmy czymś odurzeni.
CZYTASZ
trick | sherlock BBC
Fanfiction❝That's not fair, there's three of you.❞ ❝There's always three of us!❞ [ang quotation][polska książka] ■ "Nie szukaj kłopotów, to kłopoty znajdą ciebie. Nie szukaj szczęścia, bo to ono ma cię znaleźć. Za to szukaj Sherlocka - ten najprędzej zgub...