1.14 "lie in truth"

213 27 17
                                    


— Cześć, Liz — powitała mnie Lilian, skracając dystans między nami.

Przyjrzałam się jej wtedy i stwierdziłam, że wygląda inaczej. Miała podarty płaszcz przeciwdeszczowy. Była po jakiejś fizycznej aktywności; ale to już dawno. Uśmiechała się, lecz nie było to szczere. Chciała mnie przytulić na powitanie — zrobiłam krok w tył.

Przerażała mnie. Nie odzywała się ponad prawie trzy miesiące; ani do mnie, ani do Molly, ani do nikogo, a teraz witała mnie, jakby się nic nie stało? Jakby nie zabrakło jej wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam? Kiedy prawda, którą ukrywała przede mną i traktowała w tym jak wariatkę, wyszła na jaw?

Złość i niedowierzanie to za mało powiedziane, by określić jakie emocje się wtedy we mnie obudziły. Na szczęście obudził się też instynkt, który wyrobiłam sobie po miesiącach rozwiązywania sprawa. Opanowałam się, ukrywając wszystko, co czułam, i nieśmiało się uśmiechnęłam.

— Lilian, rety — odpowiedziałam, bardziej udając pozytywne zaskoczenie niż te negatywne. — No nie wierzę, że cię widzę. Długo cię nie było.

— Eeh, tak — mruknęła obojętnie, wzruszając ramionami jakbyśmy rozmawiały o tygodniu, a nie miesiącach. — Na szczęście rozwiązałam już wszystkie sprawy i na stałe wróciłam do Londynu. Może wpadniesz do mnie? Wyglądasz, jakbyś zapomniała kluczy.

Nie wierzyłam już w ani jedno jej słowo. Dałabym sobie rękę uciąć, że śledziła mnie od dłuższego czasu. Ton jej głosu wyraźnie nie brzmiał tak spokojnie, jak planowała. Musiałam jednak zachować te spostrzeżenia dla siebie. Sherlock był w drodze; wystarczyły minuty, bym poczuła się bezpieczniej. Przy świadkach Lilian nie powinna nic zrobić — a aktualnie spodziewałam się po niej najgorszego.

— Tak wyszło. Nie pierwszy raz — zaśmiałam się, drapiąc się po ramieniu. — Ale... pani Hudson zaraz mi otworzy. Napisała mi, że już idzie. Dzisiaj jestem już zmęczona, może jutro się spikniemy?

Teraz Lil zmieniła radosną twarz na przybitą, swoją postawą przypominając kulącego się psa.

— Eh, no wiesz. Myślałam, że trochę mi pomożesz... Ja... zerwałam z Mike'iem — prawie załkała, pociągając nosem. — I nie tylko. On... to przez niego tyle mnie nie było. On mnie bił; często. Musiałam uciekać.

  Zacisnęłam wargi w wąską linię, wydając z siebie zduszone westchnięcie. A co jeśli źle ją oceniłam? Jeśli po prostu poznała niewłaściwego faceta i przeżywała z nim piekło, a ja spędziłam z Sherlockiem-Idiotą-Holmes'em tyle czasu, że zaczęłam wierzyć w jego bezsensowne bajeczki? Przecież... bardziej prawdopodobne jest, że Mike okazał się draniem, niż Lilian agentką Moriarty'ego.

Poczułam się głupio, że tak źle ją oceniłam. Wpadałam w paranoję, raniąc przy tym niewinnych ludzi. Moi przyjaciele nie powinni cierpieć przez irracjonalne sytuacje, które mogłyby się wydarzyć, gdybyśmy żyli w alternatywnym świecie.

— Ojej, przykro mi, Lilian — wydukałam w końcu, przytulając przyjaciółkę. Lil objęła mnie, cicho łkając w moje ramię. — Możemy jechać do ciebie. Napisze pani Hudson, że będę rano.

  Puściłam blondynkę i wyjęłam telefon. Naprawdę napisałam do Marthy Hudson, że zapomniałam kluczy, ale poradzę sobie i będę rano. Johna i Sherlocka nie zamierzałam o tym fakcie informować, a najlepiej... Najlepiej będzie jak wyprowadzę się z Baker Street, a śledztwo w swojej sprawie przekaże komuś, kto potraktuje to poważnie.

— Już — oznajmiłam, a Lilian kiwnęła głową, bym poszła za nią.

  Niedaleko nas faktycznie stało jej stare auto, którego wcześniej zwyczajnie nie zauważyłam. Wzięłam swoje rzeczy i podążyłam śladem przyjaciółmi, będąc nieco w tyle za nią.

trick | sherlock BBC   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz