1.7 "you don't smoke"

273 26 9
                                    

notka:
wstawiam wcześniej dla prze-ukochanej JuliePotterWeasley. Miłego dnia kochana ❤️
(PS. z racji tego, że to niespodzianka nie zdążyłam sprawdzić 😬)
~


Mężczyzna, który stał przede mną był ode mnie starszy; na moje oko nawet starszy od Johna czy Sherlocka. Miał na sobie garnitur i podpierał się parasolką. Witając mnie uśmiechem, wcale nie wyglądał na groźnego, aczkolwiek nie czułam się przy nim bezpiecznie. W końcu nie mógł po ludzku zaprosić mnie na kawę, tylko dwa razy śledził, by ostatecznie uprowadzić.

Nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowaliśmy. Samo pomieszczenie było czyimś biurem, zapewne mojego porywacza, lecz gdzie się znajdowało i jak daleko było stąd do Dartmoor zostawało dla mnie tajemnicą. Spróbowałam spytać o to jeszcze w aucie, ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Dopiero kilku próbach zdobycia wiedzy poszłam spać.

Zakładałam, że cała podróż trwała od lekko ponad godziny do trzech maksymalnie, czyli również dobrze mogłam być w okolicach Londynu.

Owy człowiek przywitał mnie, po czym swą parasolką wskazał mi fotel, na którym usiadłam. Była noc, a w biurze panował półmrok, co jedynie potęgowało moje zaintrygowanie, które jeszcze kilka sekund temu było tłumione przez strach.

— Herbaty?

— Kawę poproszę.

Mężczyzna machnął parasolką, a ten sam ochroniarz, który mnie przyprowadził, opuścił pomieszczenie zapewne w celu przyniesienia mi zamówionego napoju.

— A więc, panno Whitemore — zaczął z wolna mój rozmówca, zasiadając w fotelu naprzeciwko, który był odwrócony bokiem o kilka stopni. Założył nogę na nogę, obydwie dłonie opierając na rączce od parasolki. — Wie pani, kim jestem?

Zmrużyłam oczy, zagryzając wargę od wewnątrz; to pytanie coś we mnie obudziło. Można rzec, że się domyślałam jego tożsamości, jednak nie byłam pewna. Miałam domysły, gdyż jego rysy twarzy kogoś mi przypominały, a sam wystrój gabinetu był dość wymowny.

Potrzebowałam więcej wskazówek.

— Powie mi pan, gdzie jesteśmy?

— W Londynie — odpowiedział szybciej, niż się spodziewałam. — Myślałem, że domyśliła się pani po podróży.

— Zasnęłam, miałam dzień pełen wrażeń.

— A wie już pani, z kim rozmawia?

Uniosłam kącik ust, opierając przedramiona na kolanach, i pochyliłam się, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.

— Z kimś, kto powinien lepiej pilnować swoich rzeczy — mruknęłam, poszerzając uśmiech. — Polecam zainwestować w pokrowiec na karty, panie Mycroftcie Holmes.

Brat Sherlocka odwzajemnił mój gest na swój sposób, ukradkiem zerkając na ochroniarza, który wrócił z moją kawą, stawiając ją na stoliku z boku. Zaraz po tym został wygoniony gestami mego rozmówcy. Znów zwrócił się ku mnie.

— Miesiące mieszkania na Baker Street zrobiły swoje — rzekł, uwieńczając to cichym prychnięciem, które odebrałam jako satysfakcję. — Jak się pani podoba takie życie? U boku mojego brata psychopaty i jego przyjaciela, byłego żołnierza z kompleksem wiecznej wojny?

— Nie jest psychopatą, a Watson jest przesympatyczny człowiekiem i... — wyrzuciłam z automatu, w irytacji broniąc swoich przyjaciół. Czułam, że miałam obowiązek wstawienia się za nimi; jego wypowiedź wpierw wydała mi się obrazą. Po chwili zrozumiałam, że nie taki był jego cel, a ja wpadłam w jego pułapkę jak mucha w pajęczynę. Odchrząknęłam. — Czemu pan pyta?

trick | sherlock BBC   Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz