Rozdział 21

688 44 19
                                    

Wszystko co się działo do końcówki czerwca było bardzo dziwne. Na początku był Bazyliszek, który został pokonany przez Harrego Pottera. Następnie pani Pomfrey obudziła wszystkich soetryfikowanych, a cały rok zakończył się tak, jak bliźniacy magicznie przewidzieli - bez egzaminów końcowych.

- Kiedy przyjeżdżacie do nas? - zapytał jeden z bliźniaków rozkładając się z drugim na siedzeniu naprzeciwko mnie i Olivera.

- Zobaczę. Muszę dostać grafik praktyk w ministerstwie, a do tego obiecałam, że przecież odwiedzę kapitana - zaśmiałam się kładąc dłoń na udzie chłopaka i delikatnie go pocierając.

- Oczywiście. Napisz gdy będziesz mogła - powiedział, a ja pokiwałam głową.

- Nie wierzę, że za rok nas zostawicie, prawda Fred? - zapytał George, a brat przytaknął. Uśmiechnelam się w stronę Weasley'ow serdecznie.

- Został jeszcze rok. Nie myślmy tak do przodu - odparłam, a bliźniacy nie poruszali więcej tego tematu.

Gdy pociąg wjeżdżał już na stację popatrzyłam na bliźniaków.
- To co? Do zobaczenia u was? - zapytałam przytulając najpierw jednego, a potem drugiego rudzielca.

- Oczywiście, przewodnicząco - powiedzieli zgodnie. Odwróciłam się w stronę Wood'a, który ściągał z góry mój bagaż i stawiał go obok mojego.

- Idziemy? - zapytał, a ja pokiwałam głową w odpowiedzi i razem z Gryfonem wyszłam z pociągu i dopiero w tym momencie Oliver oddał mi mój bagaż. - Napisz gdy będziesz wolna - poprosił odwracajac się w moją stronę i kładąc dłonie na moich biodrach.

- Oczywiście. Uważaj jednak o co prosisz, bo nie odpędzisz się od listów ode mnie - zażartowałam, a Gryfon uśmiechnął się w odpowiedzi i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Gdy odsunął się jednak na chwilę z powrotem przyciągnął mnie do siebie całując zdecydowanie dłużej.

- Do zobaczenia - powiedziałam z uśmiechem biorąc swój kufer za rączkę i idąc w poszukiwaniu mojej mamy, która jak się okazało stała niedaleko.

- Widzę, że jednak ułożyłaś sobie życie w Hogwarcie - powiedziała z uśmiechem przez co zaczerwieniłam się zawstydzona całą tą sytuacją.

- Tak wyszło - odpowiedziałam po chwili teleportując się razem z moją rodzicielką do domu, który o dziwo był jeszcze pusty.

- Taty jeszcze nie ma. Jak wróci przygotuj się na rozmowę - odparła, a ja pokiwałam głową z lekko zmarszczonymi brwiami. Nie wiedziałam o czym mógł ze mną rozmawiać poza oczywistej pracy w Ministerstwie Magii.

Starając się nie zaprzątać tym głowy wzięłam ze sobą kufer i weszłam na piętro do swojego pokoju z zamiarem rozpakowania się. Nie zajęło mi to dużo czasu dlatego po kilkunastu minutach leżałam na swoim łóżku nie wiedząc co ze sobą począć. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że nie miałam nic do roboty. Zawsze było jej aż w nadmiarze. Miałam mimo wszystko nadzieję, że wakacje nie będą takie nudne.

Mój ojciec wrócił kilka godzin później i gdy tylko usłyszałam, że drzwi frontowe się otwierają zeszłam szybkim krokiem na dół z zamiarem przywitania się z nim.

- Cześć tato - powiedziałam stojąc jeszcze na schodach obserwując jednoczenie jak zdejmuje płaszcz w przedpokoju.

- Witaj Rose. Dostałem rozpiskę godzin i dni dla ciebie - powiedział, a ja pokiwałam głową podchodzac bliżej do mężczyzny, który przeszukał swoją teczkę po czym wręczył mi kawałek pergaminu.

- Całe dwa miesiące? - zapytałam lekko zakłopotana.

- Jakiś problem? - dopytywał się mój ojciec patrząc na mnie surowym wzrokiem.

- Chciałam się spotkać jeszcze z przyjaciółmi podczas wakacji - powiedziałam, a mężczyzna wzruszył tylko ramionami.

- Przecież są weekendy - odparł nie widząc najmniejszego problemu w całej tej sytuacji.

- Może mogłabym jednak pracować tylko przez lipiec? - zaproponowałam, a mój ojciec westchnał głęboko wymijając mnie i idąc do jadalni.

- Nie wiem dlaczego chcesz zmarnować tak dobrą szanse. Przez jakichś przyjaciół, którzy i tak cie zostawiają? - zapytał, a moja matka popatrzyła zdziwiona na ojca.

- Nie mów tak - odparła w obronie, a mężczyzna wzruszył tylko ramionami.

- A czy to nie prawda? Przecież ta twoja koleżaneczka cię zostawiła - powiedział zabierając się za jedzenie obiadu.

- Co to ma do rzeczy? - zapytałam nie wiedząc czy jestem bardziej wściekła czy bardziej jest mi przykro.

- To, że nie umiesz sobie dobierać znajomych. Zapewne do końca roku zostaniesz sama jak palec. Jesteś egoistką, to żadna dziwota - powiedział nie patrząc nawet przez chwilę na mnie. Popatrzyłam na mojego ojca po raz ostatni i weszłam na piętro zamykając drzwi od pokoju i wyciągając pergamin.

"Mogłabym do ciebie przyjechać już jutro? Jeżeli się zgadzasz to wyślesz mi adres razem z odpowiedzią?"

Zapisałam szybko i wyszłam z pokoju w kierunku gabinetu ojca, który jak zwykle był otwarty.

- Do Olivera Wood'a - powiedziałam cicho, a Sówka mojego ojca zagruchała radośnie i wyleciała przez otwarte okno. Wiedziałam, że w tym momencie zostało mi tylko czekać. Nie wiedziałam czy powinnam się pakować czy też nie. Może prosiłam o zbyt wiele aby wpraszać się tak od razu do chłopaka. Uznałam jednak, że mogłabym również udać się do bliźniaków, którzy wiele razy proponowali mi odwiedziny. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy minęły trzy godziny, a Sówka pukała do mojego okna zapewne z odpowiedzią. Z uśmiechem popatrzyłam na pergamin, który był wsunięty do koperty.

"Oczywiście, że możesz przyjechać. Na dole masz zapisany adres.
Oliver Wood"

To była zielona flaga, na którą czekałam. Rzuciłam zaklęcie otwierając walizkę i pakując wszystkie rzeczy do środka. Zostało mi czekać jeszcze dwie godziny aż moi rodzice pójdą spać.

Siedziałam przez cały czas jak na szpilkach. Gdy wybiła już druga uznałam, że nie ma sensu czekać dłużej i uniósłam kufer zaklęciem schodząc na dół po cichu na dole zakładając buty i wychadzac z domu. Na moje szczęście Oliver nie mieszkał bardzo daleko.

Teraz została mi jedynie podróż.

Like a bird • Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz