Rozdział 7

1.3K 69 16
                                    

Od razu kiedy wyszliśmy z biblioteki pobiegłam do prefekta Slytherinu z przeprosinami. Na szczęście znalazłam Ślizgonkę dość szybko, bo aktualnie przebywała w Wielkiej Sali. Dziewczyna nie była zadowolona z tego zbiegu okoliczności, ale powiedziała, że nikomu tego nie zgłosiła. Byłam jej bardzo wdzięczna i byłam winna jej przysługę.

Kiedy w końcu załatwiłam sprawy związane z moją nieobecnością poszłam z powrotem w stronę stołu mojego domu i usiadłam obok Marie.

- A ciebie gdzie wczoraj wcięło? - zapytała dziewczyna, a ja starałam się wymyślić jak najszybciej jak najbardziej realistyczny ciąg wydarzeń.

- Wiesz przecież, miałam wczoraj dyżur. Jakiś chłopak rozwalił połowę toalety i musiałyśmy się wszystkim zając - powiedziałam i uświadomiłam sobie, jak bardzo nieprawdopodobne to jest.

Jednak za nim Marie zdołała cokolwiek powiedzieć przerwali nam bliźniacy. Chyba pierwszy raz dziękowałam in w myślach, że przerwali jakąkolwiek czynność, jaką kiedykolwiek robiłam.

- Cześć Krukoneczki. Zabieramy Ci przyjaciółkę na chwilę - powiedział jeden z nich po czym szybkim ruchem razem ze swoim bratem pociągnął mnie za nimi.

Kiedy wyszliśmy z pomieszczenia od razu bliźniacy stanęli przede mną.

- I co? Doszło do czegoś? - zapytał Weasley, a ja popatrzyłam na nich zdziwiona.

- O co wam chodzi? - zapytałam, a oboje wywrócił tylko oczami.

- O twoja noc z Woodem - powiedział drugi, a ja zdziwiona popatrzyłam na nich.

- Skąd o tym wiecie? Szpiegujecie mnie? - zapytałam, a Weasley'e przemilczeli tą kwestie.

- Wood nam nie chciał nic powiedzieć, więc przychodzimy do ciebie. Dobrze całuję? - zapytał chyba George, a ja popatrzyłam na nich jak na idiotów.

- Nie całowaliśmy się, a gdyby nawet jeśli, nie powiedziałabym wam i tym. To nie wasza sprawa - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach. Jednak fakt, że Gryfoni są ode mnie wyżsi nie pomagał na mojej pozycji.

- No weź, jesteśmy przecież przyjaciółmi, prawda Freddie? - zapytał George, a bliźniak mu przytaknął.

- Nie całowaliśmy się - powiedziałam wywracając oczami po czym odwróciłam się do nich plecami. Nie miałam już ochoty na jedzenie. Czemu oni wymagają ode mnie, że zdradzę moją przyjaciółkę z jej chłopakiem!

Zdenerwowana wyszłam z zamku w stronę boiska do Quidditcha. Było zimno... Nawet bardzo zimno. Miałam na sobie jedynie sweter, spodnie oraz nie za grube okrycie wierzchnie. Kiedy cała zmarznięta weszłam do szatni odetchnęłam z ulgą czując ciepło. Usiadłam na drewnianej ławce ogrzewając ręce. Kiedy w końcu poczułam ulgę podeszłam do swojej szafki, w której ostatnio zostawiłam wygodniejszy strój i cieplejsze okrycie. Ubrałam się i wykradłam z komórki stara miotłę.

Kiedy wyszłam na boisko zaczęłam robić kilka kolek wokół boiska. Nie chciałam z nikim teraz rozmawiać. Ani z bliźniakami, ani z Marie, która o niczym nie wie, ani nawet z Oliverem.

Po dłuższej chwili zrobiło mi się bardzo zimno, więc postanowiłam wrócić z powrotem do zamku i zaszyć się najlepiej w dormitorium z książkami.

Cały dzień Siedziałam w dormitorium. Ku mojej uciesze nie było dzisiaj lekcji, co pomagało mi w ukrywaniu się przed światem. Już za dwa dni wszyscy mieliśmy wracać do domu na święta. Nie mogę się doczekać aż zapytam matkę o co chodzi z Quidditchem i czemu nic nie mówiła. Jutro również był dzień wolny od nauki, więc miałam nadzieję na zaszycie się w bibliotece z książką o zaklęciach albo o Transmutacji.

Kiedy obudziłam się bardzo rano dziewczyny z dormitorium jeszcze spały. Spojrzałam na zegar i spostrzegłam, że śniadanie zacznie się za dziesięć minut. Stwierdziłam, że im wcześniej tym lepiej dlatego ubrałam się w wygodne spodnie i sweter, a następnie usiadłam na łóżku czekając aż minie kilka minut od rozpoczęcia śniadania.

Po dłuższej chwili zeszłam na dół i usiadłam przy stole nakładając sobie coś dobrego na talerz. Miałam mieć dzisiaj trening z Woodem, ale nie wiem czy nie przełożyć go. Po pierwsze nie za bardzo chciałam z nim rozmawiać, a po drugie czułam, że brała mnie choroba po wczorajszym lataniu.

Przestałam jednak za krzątać sobie głowy tym wszystkim i zaczęłam spokojnie kończyć moje śniadanie.

***
Siedziałam w bibliotece już dłuższą chwilę kiedy usłyszałam dziwnie znajomy głos za regałem. Próbowałam sobie skojarzyć głos z twarzą, jednak nie szło mi to zbyt dobrze. Po namyśle postanowiłam dyskretnie sprawdzić twarz tajemniczej osoby.

Stąpałam moim zdaniem lekko po drewnianej, starej podłodze, aż doszłam do końca regału. Wychyliłam się lekko zza niego i ujrzałam Olivera rozmawiającego z jednym z bliźniaków.

- Może odpuść? Wątpię czy Ci się uda - powiedział Weasley, a ja próbowałam się zbliżyć jeszcze bardziej aby usłyszeć skrawek rozmowy.

- Po prostu zerwę z Marie - westchnął i wzruszył ramionami, a ja popatrzyłam na niego z wytrzeszczonymi oczami. Zerwać z Marie, ale dlaczego?

- To nie jest dobry pomysł, uwierz mi wiem trochę o dziewczynach i to pogorszy sytuację - powiedział Gryfon, a ja nadal zastanawiałam się o co może chodzić - Pomyśl o tym.

Powiedział po czym odszedł od Wood'a, a ja udałam się w głąb regału udając, że szukam książki, która najwyraźniej gdzieś się zawieruszyła. Na moje szczęście Oliver postanowił wyjść z biblioteki, bo poszedł w przeciwna stronę do tej, w której stałam. Odetchnęłam z ulgą.

Teraz przez cały czas będę myślała o czym rozmawiali. Nie mogę przecież ich zapytać w prost, bo jestem przekonana, że będą kłamać. Muszę wymyślić jakiś sprytny plan.

Like a bird • Oliver WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz