Rok szkolny zaczął się tak jak dokładnie się tego spodziewałam. Ja większość czasu przesiadywałam nad książkami, za to Oliver albo na boisku albo w dormitorium opracowując nowe strategie. Jeżeli powiedziałabym, że nasza relacja na tym ucierpiała to byłoby to niedomówienie. Prawie się nie widzieliśmy, gdy już był taki moment to najczęściej było to po prostu podczas lekcji.
Pewnej pochmurnej środy siedziałam w bibliotece po południu gdy nagle podbiegł do mnie jeden z bliźniaków.
- Wood jest w skrzydle szpitalnym - odparł, a ja popatrzyłam na chłopaków ze zmarszczonymi brwiami i poderwałam się po chwili idąc wraz z nimi w stronę miejsca pobytu Gryfona.
Gdy tylko weszłam do środka spostrzegłam, że Oliver ma zamknięte oczy więc odwróciłam się w stronę Weasley'ow czekając na wyjaśnienia.
- Spadł z miotły - wzruszył jeden z nich. - Może zemdlał? - dodał po chwili. Przetarłam twarz dłońmi i usiadłam obok łóżka Olivera patrząc na jego bladą, ale i spokojną twarz. Ku mojemu zdziwieniu, ale i jednocześnie zadowoleniu, chłopak otworzył oczy patrząc prosto na mnie.
- Jak się czujesz? - zapytałam obserwując ruchy Wood'a w poszukiwaniu różnych oznak, że się połamał lub obolałych miejsc.
- Bywało gorzej - powiedział rozglądając się wokół. - Mogę już iść? Wezwaliście panią Pomfrey? - wypowiadał te słowa szybko chcąc się po chwili podnieść, ale ja polozylam rękę na klatce Gryfona lekko, za to stanowczo uniemożliwiając mu to.
- Co się stało? - zapytałam patrząc poważnie na chłopaka, a ten oderwał ode mnie wzrok wpatrując się w swoje dłonie, które leżały na kolanach. - Oliver?
- Nic. Spadłem z miotły - odparł po chwili unosząc lekko wzrok. Wood nie był dobrym kłamcą, może i na moje szczęście. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tamtym momencie jego słowa odbiegały od prawdy.
- Dlaczego? Nie uwierzę gdy mi powiesz, że tak się zdarza. Nie tobie - powiedziałam za bardzo agresywnie niż tego chciałam. Wzięłam głębszy wdech i podparłam głowę o moje ręce. Wood nie odzywał się przez chwilę, a gdy podniosłam na niego wzrok głowę miał odwróconą w drugą stronę. - Ile wczoraj spałeś? Albo jadłeś? - zapytałam dużo łagodniej. Gdy Gryfon nie odzywał się przez chwilę chwyciłam jego dłoń.
- Nie zrozumiesz tego - powiedział cicho, a ja kiedy tylko usłyszałam jego smutny ton głosu poczułam uścisk na sercu.
- Może i nie zrozumiem - stwierdziłam. - Ale nawet jeśli to nie powinieneś robić czegoś na koszt swojego zdrowia - powiedziałam robiąc chwilową przerwę. - Nie jestem twoją mama, a ty nie jesteś już dzieckiem więc zrobisz jak będziesz chciał - popatrzyłam na chłopaka, który nadal miał odwrócony wzrok.
Odczekałam jeszcze chwilę, ale gdy Wood nic nie powiedział wstałam i wyszłam z skrzydła szpitalnego. Ku mojemu zdziwieniu na zewnątrz czekali na mnie bliźniacy, którzy gdy tylko mnie zauważyli wyprostowali się oczekując zapewne opowieści z mojej strony.
- Tak krótko? Żadnego opłakiwania kapitana? - zapytał jeden z nich.
- Albo innych czynności.
- Porozmawialiśmy o czym mieliśmy porozmawiać - wzruszyłam ramionami, ale Weasleyowie popatrzyli na mnie dociekliwym wzrokiem.
- Coś jest nie tak.
- Na pewno się pokłócili, Freddie - odparł George, a ja zaśmiałam się. Może przez całą tą sytuację może przez urok bliźniaków.
- Was nie da się oszukać, prawda? - zapytałam zakładając ręce na piersiach, a bracia popatrzyli po sobie, a następnie na mnie.
- O co poszło? - zapytał Fred, a ja westchnęłam krótko zastanawiając się jak bym mogła ująć to w słowa.
- O nasze inne poglądy - stwierdziłam po chwili, a bliźniacy popatrzyli po sobie, a następnie na mnie nieco za bardzo poważnie.
- Czy mamy iść to z nim wyjaśnić? - zapytał jeden z nich, a ja nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, który wydobył się ze mnie.
- Nie! Nie trzeba - powiedziałam tym razem z uśmiechem. - Przecież się nie pokłóciliśmy. Poza tym nie macie ważniejszych spraw na głowie? Na przykład SUM'Y? - zapytałam patrząc podejrzliwie na rudzielców.
- To już w tym roku? - zapytał George patrząc na swojego brata, a ja pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Muszę iść - powiedziałam klepiąc jednego z Weasley'ów po ramieniu gdy mijałam Gryfonów. Za tydzień miały odbyć się nabory do drużyny Quidditcha. Mimo natłoku nauki, który pojawił się w tej ostatniej klasie miałam nadzieję, że dostanę się do drużyny i spełnię po części jakiś swój cel.
Wróciłam z powrotem do biblioteki zauważając, że przy dziale, obok którego Siedziałam jeszcze kilka minut wcześniej siedzi ktoś inny. Po chwili przyjrzenia się mogłam bez problemu stwierdzić, że była to Marie, którą chciałam ominąć, ale zrobiłam to dość nieudolnie, bo dziewczyna bez problemu mnie dostrzegła.
- Nigdy nie umiałaś się skradać - zarzuciła mi odwracając się lekko w moją stronę, a ja zatrzymałam się. Marie nie zmieniła się wcale. Cały czas wyglądała tak samo, co nie zmieniało faktu, że mimo tego wyglądała bardzo ładnie.
- O co chodzi? - zapytałam uświadamiając sobie, że w tym momencie bardzo trudno uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji z Krukonką.
- Hej! Nie mów do mnie takim tonem. To w końcu ty ukradłaś mi chłopaka i zrobiłaś z siebie ofiarę - zaśmiała się sucho nie wstając z krzesła. - Ale wiesz co? Nawet ci wybaczyłam, Wood nie był mi pisany. Nie wytrzymywałam już z jego obsesja i podziwiam to, że wy jeszcze jesteście razem - zmierzyła mnie wzrokiem, a potem westchnęła krótko. - A teraz jeśli pozwolisz wrócę do nauki - powiedziała. Przez chwilę miałam wrażenie, że rozmawiam z moją przyjaciółką, która nie zmieniła się nawet odrobinę. Dobrze jednak znałam prawdę i wiedziałam, że będę musiała się trzymać na baczności i na pewno nie mogę zostać zbita z tropu przez jej słowa.
CZYTASZ
Like a bird • Oliver Wood
FanfictionNiełatwe jest wcześnie dorosnąć. Niełatwe jest porzucić to co kochasz, na rzecz tego co konieczne. Niełatwe jest robienie wszystkiego na 100% Niełatwo jest być Rose... Postacie oraz akcja pochodzą z serii książkowej "Harry Potter" wykreowanej przez...