~12~ Widoczne konsekwencje i zioła uzdrowicielskie.

29 6 6
                                    

     Biegliśmy. Zresztą jak zwykle. Uciekaliśmy przed przeszłością, która coraz bardziej siedziała nam na ogonie. Bawiła się z nami w kotka i myszkę. Najpierw wzbudzała zaufanie, a następnie, kiedy podaliśmy jej palec, ona usiłowała dorwać całą dłoń.

      Oliwier odszedł, nawet nie odwracając się za sobą. Nie wierzyliśmy, że da nam spokój. Bawił się nami tylko po to, żeby rozwalić naszą paczkę? Czerpał radość z tego, że byliśmy na kompletnym pustkowiu, a Sandra wykrwawiała się na śmierć? Miała dwie poważne rany. Ania, jako nasz medyk, oceniła tę nieciekawą sytuację. Ostrze sprawiało ogromny ból, a jeśli przesunęłoby się, to jeszcze bardziej uszkodziłoby wnętrze uda. Musieliśmy je wyciągnąć, wiedząc, że krew zacznie lać się jak z kranu. Chłopcy po kolei ściągali bluzy, żeby przycisnąć je do przecięcia. Nie mogliśmy zrobić dosłownie nic, oprócz opuszczenia tego miejsca. Arkadiusz, w każdej chwili mógł się przemienić.

      Arkady... Mimo że widziałam go drugi raz w życiu, jego śmierć była dla mnie potwornym ciosem. Była kompletnie niepotrzebna! Jego krew znajdowała się na moim ramieniu i szyi, było to obrzydzające. Wtedy panowałam nad sytuacją, ucisk był słaby, a żółtooki nie pozwoliłby na moją śmierć, bo byłam dla niego cholernym kwiatuszkiem! Co gorsza, nabój przeleciał zaraz obok mojej głowy. Lekkie szarpnięcie dłoni, niewystarczająca precyzja i to ja zniknęłabym z tego świata bezpowrotnie... Przez mojego drogiego partnera w zbrodni, Juliana.

      W jednej latarce wyczerpały się baterie, a w drugiej kilka dni temu były wymieniane. Olaliśmy zarażonych, biegliśmy na ślepo przed siebie, żeby trafić do pierwszego lepszego domu i błagać o pomoc. Po wybiegnięciu z lasu zobaczyliśmy niezliczone hektary pól uprawnych. Straciliśmy wszelką nadzieję. Na dodatek przez dróżkę przeszedł czarny kot. Plus był jeden, na otwartym terenie mieliśmy znacznie lepszą widoczność.

      Wyszliśmy trochę głębiej w pole i zobaczyliśmy, jak niedaleko na skraju lasu, zapaliło się światło. Dom był kompletną ruderą, miejscem, w które rodzice ostrzegaliby swoje dzieci, by te się nie zapuszczały. Ale my nie mieliśmy wyboru, bez zastanowienia przeszliśmy przez furtkę rezydencji.

      Okropnie przestraszyłam się skrzypiącej bramy oraz sznura na pranie, na którym zostały powieszone kończyny zombie. Podążaliśmy ubitą ścieżką, wokół której było mnóstwo ziemi pod uprawę. Niezidentyfikowane zioła pięły się w górę i wytwarzały mocny zapach. Na oświetlonym parapecie stało około siedmiu kotów, każdy drapał w szybę, próbując dostać się do środka.

      Matthew zapukał w drzwi, które zostały wykonane z drewna. Nie były szczelne, z dołu przebijały się strużki światła, przez co wiedzieliśmy, że ktoś już wstał i funkcjonował. Po chwili usłyszeliśmy zachrypnięty i zarazem skrzeczący głos.

— Po co przyleźliście?

— Proszę, potrzebujemy pomocy, dziewczyna zaraz umrze, jeśli nic z nią nie zrobimy!

      Po chwili drzwiczki otworzyły się, a w progu stanęła staruszka z wielką brodawką na twarzy. Siwa, zezująca i z garbatym nosem, bez słowa przejęła dziewczynę i na rękach przeniosła ją do innego pomieszczenia.

— Głęboka rana po ostrzu oraz mniejsza po strzale na wylot. Obydwie w nieciekawych miejscach. Zgaduję, że żaden szwendacz nie osiągnął jeszcze takich możliwości i urazy spowodował jakiś człowiek — zaczęła, bacznie przyglądając się Sandrze, którą położyła na kuchennym stole.

— Długa historia, ale ma pani rację. Uda się ją z tego wyciągnąć?

— Jej szanse na przeżycie są równe trzydzieści jeden procent.

Return to homeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz