Rozdział 12

9K 492 1.3K
                                    

~ pov. George ~

Wracaliśmy już do domu Sapnapa. Muszę przyznać, że gorąca czekolada jak i ciastko tu to mistrzostwo. Dream i Sap nadal bili się śnieżkami, jednak ja szedłem za nimi zamyślony. Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę. Był to nikt inny niż Clay

- Co taki zamyślony chodzisz? Szedł byś tak do morza. - Zażartował.

Rzeczywiście. Byliśmy już pod domem Sapnapa.

- Jakoś tak wyszło. - Wymamrotałem.

- O czym tak myślałeś? A może o KIM? - Zapytał Nick.

-  O niczym.

- Czyli jednak o KIMŚ. - Zaśmiał się Nick akcentując ostatnie słowo, bo wiedział, że miał rację.

Clay stał tylko lekko zmieszany.

- Nie. - Odpowiedziałem krótko i ruszyłem w stronę domu.

Staliśmy z Dreamem i czekaliśmy aż Sapnap wyciągnie klucze z kieszeni.

~ pov. Sapnap ~

Przeszukałem wszystkie zakątki oby kieszeni i nic. No cholera! Muszą tu gdzieś by- Oww... Chyba zostawiłem je przy stoliku w cukierni..

- Hehe chłopaki... Śmieszna sytuacja.. Bo wiecie historia lubi się powtarzać..

- Gdzie zostawiłeś klucze? - Zapytał zdenerwowanym tonem Clay.

- W cukierni przy stoliku..

- No to na co wracajcie po nie, bo ja nie zamierzam tam iść drugi raz. - Powiedział George. - No ruchy, ruchy chyba, że wolicie tu stać cały dzień.

Westchnąłem i ruszyłem w stronę cukierni, a po chwili podbiegł do mnie blondyn. Całą drogę szliśmy w ciszy.
- Czemu nie pojechaliśmy autem?

- Może dlatego, że klucze od samochodu zostały w domu geniuszu.

- A no tak. - Westchnął.

- Z resztą patrz już prawie jesteśmy. - Pokazałem ręką na cukiernie.

Gdy weszliśmy zauważyłem klucze na tym samym stole, wziąłem je i wyszliśmy.

( time skip)

Byliśmy już prawie przed domem. Pierwsze co zauważyłem to, że nie ma Georga. Otworzyłem drzwi, a Clay obszedł dom naokoło wołając chłopaka.

- Nie ma go nigdzie. Musiał gdzieś pójść.

- Niedaleko jest park. Może tam poszedł?
-A co jak nie?

~ pov. George ~

Minęło jakieś 15 minut. Dalej spacerowałem i rozmyślałem nad różnymi sprawami. Potrzebowałem chwilę spokoju przez ostatnie 5 dni. Powinienem już wracać, bo jeszcze się zaczną martwić jak wrócą. Odwróciłem się i ruszyłem spowrotem. Tylko.. Teraz na bprawo czy lewo? Serio nawet nie umiem zapamiętać skąd przyszedłem. Chyba z prawej uliczki.. Chyba.. No nic najwyżej się zgubię, to się nazywa patrzeć optymistycznie. - Pomyślałem i ruszyłem wzdłuż chodnika. Po 10 minutach stałem przed domem. No czyli jednak dobrze poszedłem. Otworzyłem drzwi i cicho wszedłem do środka. Na kanapie siedzieli Sap i Dream, który z kimś rozmawiał przez telefon. Usłyszałem tylko kawałek rozmowy, bo rozmawiał na głośno mówiącym.

- Tak. -  Odezwał się Clay do telefonu.

- A ile lat ma zagubiony? - Spytał rozmówca.

- 24 ale w tym roku 25.

- Chce Pan zgłosić zaginięcie dorosłego mężczyzny?

-No tak.

Czy ich powaliło?
Wszedłem do salonu.
- O hej George, właśnie tłumaczę, że zaginą- Czekaj. GEORGE! Przepraszam pomyłka. - Powiedział do telefonu i się rozłączył.

- Czy ty..?

-Czy MY... - Poprawił mnie Sapnap.

- Tak dzwoniliśmy na policję, bo
zaczęliśmy się martwić.

- Czy was pojebało?! Minęło jakieś 25 minut...

- ...
- Serio?

- Ważne, że jesteś. - Uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic się nie stało. Teraz to ja patrzyłem na nich z niedowierzaniem.

- Wy serio jesteście głupi.. -

Powiedziałem i usiadłem obok nich na kanapie.

- Pójdę się przebrać. - Odezwał się Clay i pobiegł do swojej sypialni.

- Ej Gogy.. - Zaczął Sap.

- Co takiego?

- Czy jesteś... Czy jesteś gejem?

- Nie? Co ci do głowy strzeliło?

- Według mnie jesteś.

- A z jakiej racji?

- Może dlatego, że zakochałeś się w chłopaku?

- Że co?! Niby w kim?

- Ojj ty już dobrze wiesz w kim. - Uśmiechnął się chytrze i już więcej się nie odezwał.

Skąd on to wie?
Po chwili wrócił blondyn w innej bluzie i luźnych jeansach. Do końca dnia nikt nie poruszył już podobnego tematu do tego co wcześniej Sapnap. Zbliżała się 23, więc postanowiliśmy już pójść spać.

~ pov. Dream ~

Obudziłem się o 8, z katarem i chrypką.. Mogłem ubrać wczoraj tą kurtkę. Około 9 przyszedł George.

- Chodź na śniadanie - Ojej jesteś chory? Nie ruszaj się! Zaraz przyniosę Ci herbatę i termometr.
I wyszedł. Jednak po niecałą minute później wbiegł do pokoju, a za nim przyszedł Sapnap z herbatą. Położył ją obok łóżka, na stoliku nocnym, a Gogy zmierzył mi temperaturę.

- No to się załatwiłeś. - Westchnął pokazując mi termometr z wyświetloną temperaturą 37.9°.

- Masz leżeć cały czas. - Dopowiedział po chwili i wyszedł znów wracając z jakimiś tabletkami i butelką wody.

- Masz to Ci pomoże. - Podał mi dwie różne tabletki i wodę do popicia. Zrobiłem to co mi kazał.

( time skip)

Od dwóch godzin George siedział przy mnie, sprawdzał mi temperaturę i nie wypuszczał mnie z łóżka.

- Muszę do toalety.

-No ok leć. - Powiedział, a ja wybiegłem i 5 minut później wróciłem.

- Co tak długo?

- Mam opowiadać ze szczegółami? - Odpowiedziałem pytaniem trochę zirytowany.

- Kładź się bo za trzy dni musisz być na nogach. - Odezwał się szatyn.
- A to czemu?

- Niespodzianka. - Uśmiechnął się tajemniczo.

Dzień minął dość spokojnie, bez krzyków i wariacji. Zapewne dlatego, że byłem chory, ale mniejsza. Gogy wydawał się jakiś zdenerwowany, ale robił wszystko o co go poprosiłem. Sapnap z resztą tak samo. Czuję się już lepiej i już nawet trochę gorączka mi zeszła. Około 22 położyłem się spać.

.............................................................

Rozdział 12
816 słów

I Can't breath - DNFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz