Rozdział 5. Oprócz wyglądu do zaoferowania nie masz nic.

760 48 8
                                    

- Czy ja muszę tam dzisiaj iść? - zadałam pytanie współlokatorce, ale ona mnie kompletnie zignorowała. Smutne. - Halo!

- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać to samo? Fornal na ciebie leci. Wykorzystaj to. Pozwól sobie na mały romansik. Nie zaszkodzi ci to. - oderwała się od malowania i w końcu spojrzała na mnie. No czy ja tak wiele oczekuję?

- Ty jesteś poważna? Nie zrobię tego, chociażby przez wzgląd na to, że go nie lubię. - dziewczyna zaśmiała się i znowu skierowała swój wzrok na mnie.

- Jasne. A ja jestem królową Elżbietą. Patrzycie na siebie, jakbyście chcieli się nawzajem pożreć!

Wyolbrzymiała. Oczywiście że często na niego patrzę, ale raczej nie chcąc go pożreć tylko zabić. Wolną i bolesną śmiercią. Oj tak.

- Skończ już gadać te bzdury. - zdenerwowana poszłam do łazienki, gdzie zaczęłam wiązać swoje włosy.

Może i mi się podoba, ale jego charakter całkowicie psuje moje całe wyobrażenie o nim. Tak już jest, co zrobić.
Szybko się ogarnęłam i razem z Polą poszłyśmy na miejsce dzisiejszej zbiórki. Czeka nas kolejne zadanie. Na początek sztafeta czterech osób, a później wyścig reprezentantów drużyn.
Na pierwszą konkurencję wybrałam Przemka, Kamilę, Adama i Hanię, a sama zgłosiłam się do wyścigu.
Uwielbiałam lekkoatletykę. W szkole brałam udział w licznych zawodach i osiągałam naprawdę niezłe wyniki. Dlatego też bardzo chciałam, żeby opiekunem mojej drużyny był Marcin Lewandowski. Niestety nie można mieć wszystkiego, prawda?
W odpowiednie miejsce zaszłam chyba jako pierwsza, bo nikogo jeszcze nie było. Moja współlokatorka wstąpiła jeszcze do toalety, dlatego przyjdzie chwilę po mnie. Usiadłam sobie spokojnie na ławeczce i czekałam aż ludzie zaczną się zbierać.
Na moje nieszczęście, pierwszą osobą, którą wypatrzyłam był Fornal.

- Dzień dobry. - powiedział naprawdę radosnym tonem, co trochę mnie zdziwiło i usiadł koło mnie.

- Już nie taki dobry. - kawałek się od niego odsunęłam bo siedział ciut za blisko. Przynajmniej według mnie.

- Zawsze taka byłaś? Wiesz, że jak udajesz taką niedostępną to jeszcze bardziej mnie kręcisz? - prychnęłam na jego słowa i uśmiechnęłam się delikatnie. Tandetne teksty, tak na poziomie podstawówki. Czuję, że powiedział to specjalnie i to jeszcze w taki sposób, żeby zrobić mi na złość.

- Słuchaj. Jesteś pewnym siebie dupkiem. I jeszcze jesteś w cholerę nadęty. Oprócz wyglądu do zaoferowania nie masz nic. Więc proszę daj mi spokój. - wstałam i poszłam od niego jak najdalej.
Na szczęście udało mi się dostrzec jego minę. Był w lekkim szoku, oby mu to zaraz przeszło, bo zadanie mamy do wygrania. Bądź co bądź, on też.

Sztafeta zaczęła się naprawdę obiecująco. W czwórkach daliśmy radę zdobyć pierwsze miejsce, co dawało nam realną szansę na kolejną wygraną. Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie fakt, że reprezentant drużyny czerwonej popchnął mnie i się potknęłam o gałąź, której nawet nie zauważyłam. Byłam naprawdę zła, ale zdołałam dobiec do mety. Ostatnia bo ostatnia, ale liczy się sam fakt. Spowodowało to też spadek na drugie miejsce.
Kiedy przeszłam przez linię mety zorientowałam się, że coś nie gra. Poczułam silny ból w kostce, a z kolana leciała mi krew. Momentalnie cała drużyna do mnie podbiegła i ktoś zawołał pielęgniarkę obozową. Na szczęście okazało się, że kostka jest delikatnie skręcona i na około dwa dni powinnam odstawić rywalizację na bok.
Dobrze, że tylko tyle.

- I jak? - nagle tuż obok mnie pojawiła się Pola, co mnie zaskoczyło, bo myślałam, że jestem tu kompletnie sama. Musiałam odpocząć chwilę od tego zamieszania.

- Jest dobrze. Pogadamy wieczorem? - zapytałam współlokatorkę, ale naprawdę chciałam, żeby sobie poszła nie krzywdząc jej w żaden sposób. - Potrzebuję chwilę zostać sama.

- Okej, to ja w tym czasie się ogarnę. - uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę naszego domku. Chyba jej nie uraziłam. Wolałabym nie. Bądź co bądź nie jest taka zła, trochę natarczywa ale do przeżycia.

Siedziałam na końcu pomostu i wpatrywałam się w jezioro. Słońce powoli się chowało aż nastała ciemność. Jedyne co mi zostało to lampki zawieszone na barierce. Lubiłam taki klimat. Mogłam zostać sama ze swoimi myślami. Nie było nikogo kto mógłby mi przeszkodzić. W końcu mogłam się zatracić w tym wszystkim. Wciąż nie byłam zadowolona, że tu jestem. Ale są jakieś pozytywy. Także może niedługo moje nastawienie się zmieni.

- Komary cię jeszcze nie pogryzły? - ni stąd, ni zowąd usłyszałam za sobą głos. Głos Fornala.
Nie muszę chyba mówić, że nie byłam zadowolona z takiego towarzystwa.

- Nie przeszkadzaj mi, idź sobie. - miałam nadzieję, że to wystarczy, ale byłam w błędzie. I to ogromnym. Siatkarz przysiadł się do mnie, na szczęście zachowując pewną odległość.

- Nie masz prawa mi mówić co mam robić. Zresztą co takiego ci zrobiłem, że jesteś taka niemiła dla mnie? - sama w sumie nie wiem, ale sama jego obecność wywołuje u mnie pełno negatywnych emocji. - Wiesz, że jak będziesz komuś non stop uprzykrzać życie, nie spowoduje to, że twoje się jakoś polepszy? Myślisz, że jak ty masz źle, to każdy wkoło ma czuć to samo? - trafił w czuły punkt. - Jeśli tak to ma wyglądać to po co masz tu siedzieć i wszystkim przeszkadzać. Dlaczego tak bardzo chcesz innym popsuć wakacje?

- Myślę, że to nie jest twoja sprawa. - powoli wstałam z pomostu, uważając na nogę i zaczęłam kierować się w stronę domku.
Kim on jest, żeby takie rzeczy mówić. Nawet jeśli ma rację, to po co to mówi. Już i tak moje życie jest do bani, więc po co mi jeszcze dokłada.

- I tak pod koniec wakacji będziesz żałować, że to wszystko się już skończyło. Zapamiętaj te słowa.

- Spadaj.

Wakacyjna Miłość · Tomasz FornalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz