- Przestań się śmiać! - krzyknęłam do Fornala kiedy jechaliśmy do tajemniczego miejsca, które nasza drużyna miała znaleźć. Siatkarz nie mógł się uspokoić od samego początku naszej podróży. Czyli od jakiś dziesięciu minut.
- Nie mogę. Jakbyś widziała swoją minę jak Beata powiedziała, że razem jedziemy. - i dalej ta chora głupawka.
- Skończ już. Lepiej się módl, żeby nas szybko znaleźli.
- Czemu?
- Bo nie ma dżemu. - wpatrywałam się w widok za oknem i myślałam o tym wszystkim. Z jednej strony sportowiec mnie strasznie irytował, a z drugiej, wiedziałam, że mogę się mu wygadać. Było to miłe uczucie. - Wiesz gdzie jedziemy?
- Nie mam pojęcia. Nie wiedziałem nawet, że coś takiego zaplanują. - hm. Dziwna sytuacja. Miałam nadzieję, że coś wie. Cokolwiek. - Oby ta nasza drużyna nas szybko znalazła bo nas komary pożrą żywcem.
- Ta, powodzenia. - zaśmiałam się i oparłam głowę o okno.
Nie minęło dwadzieścia minut, a bus się zatrzymał. Kierowca kazał nam iść jeszcze niecały kilometr prosto, aż nie dotrzemy do drewnianej wieży, czy ambony, na którą mieliśmy wejść.
Szłam ramię w ramię z Fornalem, a nasze dłonie delikatnie się muskały co jakiś czas. Czułam delikatny prąd, który przechodził przez moje ciało przez co zerkałam na siatkarza żeby wyczuć, czy on czuje to samo.- Nie wydaje ci się że się zgubiliśmy? - zapytałam kiedy sprawdziłam godzinę w moim zegarku. Szliśmy już dosyć długo, bo prawie godzinę, a mieliśmy do przejścia niecały kilometr.
- Nie wiem. Mieliśmy iść prosto i idziemy. - no w sumie racja, ale wydaje mi się, że i tak gdzieś skręciliśmy.
Stanęłam, a zaraz obok mnie Tomek. Rozejrzałam się dookoła, ale i tak nie poznawałam tego miejsca. Było jeszcze jasno, bo dochodziła dopiero godzina dwudziesta, ale las wyglądał jak każdy inny las.
- Mamy jeszcze jakąś godzinę zanim słońce zajdzie, więc proponuję poszukać tej wieży. Albo znjdziemy i tam poczekamy albo nie. - mężczyzna wzruszył ramionami i poszedł dalej ścieżką, którą ledwo co było widać.
- Jak chcesz. - doszłam do niego i znowu szliśmy razem. - Myślisz, że nas znajdą?
- Mam nadzieję, że wygramy te podchody. Więc muszą nas znaleźć za wszelką cenę. - już nie przesadzajmy. Uda im się albo nie.
- Patrz. - pokazałam palcem na stojącą przed nami ambonę. - No, w końcu sobie usiądę.
- Jeśli będzie tam ławka. - zaśmiał się i ruszył przodem.
Wpuścił mnie pierwszą po drabince, która nie wyglądała zbyt bezpiecznie i podał mi plecak. Mieliśmy go otworzyć dopiero jak zajdziemy na miejsce. Zaraz po mnie zaczynał wchodzić Fornal. Na nasze nieszczęście, kiedy był na ostatnim schodku usłyszeliśmy chrupnięcie drewna.
- Tomek! - zobaczyłam tylko jak siatkarz szybko łapie się progu do wejścia do ambonki a reszta drewnianej drabiny się sypie. Sportowiec jak to sportowiec, z moją małą pomocą, podciągnął się na rękach i po chwili był już ze mną w środku. - W porządku?
- Przecież jakbym spadł to boiska kolejne pół roku bym nie zobaczył. - miał rację. Jestem pewna, że byłoby mu bardzo ciężko z tym.
- Ale jakbyś zobaczył swoją minę. - zaczęłam się z niego śmiać na co odpowiedział mi uśmiechem. Naprawdę fajnym uśmiechem. Pasował do niego.
- Proszę bardzo. Teraz ty pośmiej się ze mnie. - usiadł obok na ławeczce i trącił mnie ramieniem. - Otwieramy plecak? - pokiwałam głową na tak i chwyciłam list, który był w środku.
- Drużyno niebieska! Czeka na was prawdziwa noc przetrwania. Wasza drużyna ma za zadanie was znaleźć, nie wiedząc, że to wy będziecie szukać ich. W środku macie wszystko co może wam się przydać, łącznie z mapą. Pamiętajcie, lepiej ruszyć przed zachodem słońca. PS. Jeśli nie uda wam się znaleźć swojej drużyny, wróćcie do obozu. Macie go zaznaczonego na mapie. - serio? Bez sensu ta gra. Tylko po to mieliśmy jechać tyle czasu, iść z buta, przeżyć chwilę grozy, żeby teraz jeszcze iść ich szukać? - Wiedziałeś o tym?
- Nie. Bardziej martwi mnie brak drabiny, żeby stąd zejść. - przez to wszystko zapomniałam o tym.
- Czyli po prostu poczekamy tu na kogoś? - ta opcja bardziej mi się uśmiechała.
- Na to wychodzi. Mam nadzieję, że szybko się ktoś zjawi. Nie mam zamiaru przesiedzieć całej nocy na jakiejś wieży w środku lasu. - chwyciłam plecak do ręki i zaczęłam go przeszukiwać. Znalazłam dwie latarki, jakieś batony, wodę do picia i małą apteczkę. Oprócz tego, był tam duży koc i coś na komary.
- Jakoś przeżyjemy.
I tak niewiele myśląc znowu zatonęłam w swoich myślach. Głównie o siatkarzu. Co jakiś czas zerkałam na niego, wiem, że on na mnie też. Kilka razy spotkaliśmy się wzrokiem. Miło mi się z nim siedziało w tej ciszy. Dopóki się nie odezwał.
- Widzę, że mnie obserwujesz.
- Bo jesteś przystojny. - palnęłam pierwsze co mi przyszło na myśl i myślałam że zaraz sobie walnę. Musiałam jakoś wybrnąć z tego. - Ty też mnie obserwujesz.
- Bo jesteś ładna. - teraz to paliłam się z czerwoności. Dobrze, że było ciemno i nie widział jaka jestem czerwona. Fornal przysunął się bliżej mnie tak, że nasze ramiona się stykały. - Jak chcesz to się zdrzemnij. Podobno moje ramię jest wygodne.
- Dobrze wiedzieć. - niewiele myśląc położyłam głowę tak jak mi polecił. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem więc dużo nie potrzebowałam, żeby zasnąć. Zanim jednak to zrobiłam usłyszałam jedno zdanie, które Tomek powiedział, myśląc że śpię.
- Co ty ze mną wyprawiasz dziewczyno? - poczułam też jak odgarnia z mojej głowy kosmyk włosów który spadał mi na oczy. Miłe uczucie.
CZYTASZ
Wakacyjna Miłość · Tomasz Fornal
FanficSiatkarz i zwykła dziewczyna. A może zwykły chłopak i największa suka stąpająca twardo po ziemi? Albo po prostu zagubiona dziewczyna szukająca pomocy, którą on jej dał. Szkoda tylko, że wakacyjna miłość nie ma prawa bytu. Prędzej czy później się sko...