Rozdział 6

185 11 21
                                    

Michael POV

Zleciałem do dawno widzianego mi domu. Znowu słyszałem jego płacz i krzyk sprzed miesiąca. Zauważyłem Oriona na dachu, praktycznie wyrywającego sobie włosy.

- Nie panuję nad nim, błagam wróć do niego. On co noc płacze. Nie umiem nic zrobić - powiedział panicznym głosem.

- Nie mogę, wiesz o tym.

- To powiedz chociaż co zrobić - popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem. Ten wzrok mówił, że wolałby już umrzeć, niż spędzić tu jeszcze chwilę.

- Jeśli płacze spróbuj wziąć go na ręce i siądź z nim na łóżku. Po chwili powinien zasnąć. Jeśli to histeryczny płacz, przytulaj go i uciszaj, jak trochę się uspokoi to wracasz do punktu pierwszego.

- On nie daje się dotknąć, szczególnie po śmierci Ashtona.

- Powiedz mu, że jest aniołem, zginął w wypadku, a mój przyjaciel go kochał prawdziwą miłością, wytłumacz mu to.

- Ja nie umiem z nim rozmawiać. Błagam, on teraz śpi, ale zawsze to jest tak lekki sen, że szelest umie go obudzić, bo na ciebie czeka. Nie wiem, przytul go, nawet niech się obudzi, a ja rano mu powiem, że to sen, ale uspokoi się choć trochę bo cię niby zobaczy.

- Nie wiem czy to dobry pomysł.

- Opiekuje się nim ponad miesiąc, mam dość.

- Okej, dobrze.

Powiedziałem i po chwili zawahania wszedłem do pokoju. Siadłem na jego łóżku i przyciągnąłem jego ciało do siebie. Schowałem twarz w jego włosach, a po chwili poczułem ramiona oplatające mnie.

- Michael, jesteś prawdziwy, prawda? Jesteś tu - zaczął płakać.

Jak zwykle posadziłem go sobie na kolanach i przytuliłem. Po chwili usnął. Czułem, że był to mocny sen. Odłożyłem go następnie do łóżka. Wyszedłem przez okno i gdy miałem wzbić się w powietrze, usłyszałem głos bruneta.

- Śpi?

- Tak.

- Błagam, zostań tu do rana. Zobacz jak to wyglada.

- Ale to mnie też boli, nie tylko Luke na tym cierpi.

- Proszę - poprosił błagającym wzrokiem.

- Dobrze.

Noc spędziliśmy w ciszy. Orion wszedł do pokoju Lu i zaczął go budzić. Stałem koło okna, obserwując wszystko. Obudził się z uśmiechem, lecz jak zobaczył bruneta, od razu zszedł mu z twarzy.

- Gdzie Mikey? - spytał, patrząc na jego twarz.

- Nie było to Michaela.

- Jak to? On tu był, ja wiem, że tu był - mówił blondyn, zaczynając płakać. Orion chciał do niego podejść i zastosować moją radę, lecz szybko został odepchnięty. - Zrozum, nie zastąpisz mi Michaela, nigdy! Nie polubię cię jak Michaela, ani cię nie pokocham jak Michaela! Nie zaufam ci jak Michaelowi! Idź do nieba i po prostu sprowadź go tu! Ja chce go z powrotem, to nie jest tak dużo. Nawet niech mnie po prostu odwiedza. Ja go potrzebuję.

Nie wytrzymałem. Wzbiłem się w powietrze i wróciłem do nieba. Od razu pojawił się obok mnie Chamuel, nie zwracając uwagi na inne anioły wokół. Przecież to nie jest codzienność widzieć samego archanioła miłości.

- Co z nim? - spytał

- Jest źle, archaniele.

- Wróć do niego, Orion nie daje rady.

- Ale nie wiem czy powinienem.

- Wiem, że kochasz go bardziej, niż myślisz, że powinieneś. Nie niszcz siebie i Luke'a, bo on też kocha cię w sposób inny, niż dotychczas uważałeś. On kocha cię miłością prawdziwą, a ty jego. Bądź przy nim, bo teraz najbardziej tego potrzebuje. I nie sprzeciwiaj się, oboje wiemy, że taka jest prawda. Zwołuje tu Oriona, a ty idziesz do Luke'a.

Po chwili Orion pojawił się obok mnie. Zleciałem do chłopaka i wszedłem przez okno.

- Wynoś się! Nie chce cię! Oddaj mi Michaela! Mówiłem, żebyś tu nie wchodził! - zaczął krzyczeć, odwrócony tyłem do okna.

Podszedłem do niego nie mówiąc ani słowa. Przytuliłem go od tyłu, a ten zaczął się ode mnie odrazu wyrywać. Po chwili nagle przestał. Odwrócił się energicznie i od razu rzucił się w moje ramiona.

- Przepraszam Mikey, nie chciałem wtedy tego powiedzieć, przepraszam, wybacz mi, proszę.

W ramach odpowiedzi pocałowałem go w głowę, przyciągając go bliżej siebie. Ten oplótł mnie nogami.

- Byłeś tu tej nocy, prawda? To nie był sen? - spytał płacząc cicho.

- Byłem tu skarbie.

- Zostaniesz ze mną?

- Tak.

- Na zawsze?

- Na zawsze - powiedziałem, całując jego czoło.

So cute—- I can't. 4 rozdziały jednego dnia, jestem z siebie dumnx

My own angel || MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz