Luke po śniadaniu od razu poszedł do sypialni.
Ja zostałem na dole i położyłem się na brzuchu na kanapie, po czym włączyłem jakiś serial. Gdy byłem na drugim odcinku, ktoś zadzwonił dzwonkiem. Wstałem z kanapy i poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i stał tam Calum z Ashem. Wpuściłem ich, a ci siedli wygodnie na fotelach.- Gdzie zgubiłeś blondasa? - spytał Calum śmiejąc się
- Śpi - wywróciłem oczami.
- Już nie - usłyszeliśmy głos dochodzący ze schodów. Wszyscy się odwróciliśmy i zobaczyliśmy zaspanego Luke'a, przeczesującego ręką włosy. Zszedł do nas, po czym siadł koło mnie, wtulając się w mój bok.
- Nie możesz iść po prostu jeszcze spać? - spytał Ashton, patrząc na przerośniętą koalę, doczepioną do mnie.
- Nie - powiedział nadal ledwo przytomny.
- To zrób sobie chociaż kawy? - zaproponował Calum.
- Dam sobie rade - powiedział. Prychnąłem jedynie i objąłem go ramieniem.
Po dwóch godzinach chłopak był już bardziej rozbudzony, lecz nadal się wtulał w moje ciało.
- Dobra, co wy robiliście, że on nadal jest śpiący? I ja się spodziewałem, że to nie on będzie tym bardziej zmęczonym - powiedział Cal.
- Calum! Ja wczoraj cały dzień spałem, więc nie patrz się na mnie.
- Oglądałem serial, zboczeńcu - prychnął.
- Dobra, będzie lepiej jeśli pójdziemy, bo Luke ledwo co żyje, Calum, rusz dupę - powiedział Loczek. Cal wstał ze swojego miejsca, po czym pożegnali się z nami i wyszli.
- Idź spać Lu - powiedziałem, wplątując palce w jego włosy.
- Nie zasnę już - odpowiedział.
- Zaśniesz.
- Skąd możesz mieć taką pewność?
- Znam cię szesnaście lat, starczy? - zaśmiałem się.
- Kiedyś wykorzystasz to przeciwko mnie i ja to wiem - powiedział, wtulając się bardziej.
Zaśmiałem się jedynie i nic nie odpowiedziałem. Wziąłem ze stolika telefon, po czym zacząłem przeglądać Twittera. Luke już spał, a ja bawiłem się jego włosami, czytając jakieś głupie tweety. Po chwili jednak mój telefon się rozładował, a ja nie mogłem się ruszyć, przez chłopaka przytulonego do mnie. Odłożyłem telefon i przyciągnąłem blondyna bliżej siebie. Bawiłem się blond kosmykami, a on mruknął cicho przez sen a ja dalej rozczesywałem palcami jego włosy. Po około godzinie poruszył się niespokojnie i wtulił się jeszcze bardziej.
Wstaje.
Ziewnął, po czym przetarł oko nadal leżąc na mojej klatce piersiowej.
- Wyspałeś się teraz? - spytałem.
- Tak, która jest?
- Koło 12 lub 13, nie jestem pewny, telefon mi padł.
- To wyjdziemy gdzieś? - spytał podnosząc się.
- Możemy - powiedziałem, a ten uśmiechnął się i poszedł do sypialni po ciuchy.
Wrócił po kilku minutach i pospieszył mnie ręką, bym też już wstał. Wyszliśmy z domu, a ten dosłownie ciągnął mnie bym się pospieszył. Pokazywałem mu różne ciekawe miejsca. Pokazałem mu jedynie cześć naszego miasta, ale i tak był pochłonięty wszystkim.
- Mikey? Kiedy nauczysz mnie latać?
- Jeśli chcesz, to możemy poćwiczyć już teraz, ale... - mówiłem, lecz zostałem pociągnięty w stronę domu. - Czy ty myślisz, że zrobimy to w mieszkaniu? - powiedziałem, zatrzymując się
- No, a czemu nie?
- U początkującego anioła jedno skrzydło ma około półtora metra gdy jest rozłożone, jeśli się zmieścisz to będę cię podziwiać. Chodź, zaprowadzę cię tam gdzie ja się uczyłem - wyciągnąłem do niego dłoń, a ten szybko ją złapał i szedł koło mnie.
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Było to pole z małym stawem.
- Okej, na początku musisz postarać się rozłożyć skrzydła. Pierwsze wyciągnięcie ich boli - powiedziałem.
- Już mi się to nie podoba - powiedział na co ja prychnąłem.
- Skup się na tym by je rozłożyć.
Popatrzył na mnie, jakbym właśnie powiedział najoczywistszą rzecz na świecie. Może i to było wiadome, lecz bardzo ważne, by skrzydła w ogóle „wyszły". Skupił się, a po chwili słychać było cichy syk. Sam skrzywiłem się na ból w sercu.
- Jest okej? - spytałem.
- Tak, myślałem, że będzie o wiele gorzej. Co teraz? - spytał.
- Spróbuj nimi poruszać - powiedziałem mu, a ten ruszył nimi delikatnie. Zaśmiałem się na jego zdziwioną i ucieszoną minę w jednym.
- Kiedy będę latać? - spytał podekscytowany.
- Tak w pełni za około dwa miesiące.
- Żartujesz.
- Nie - powiedziałem i siadłem na ziemi. - Staraj się ruszać nimi coraz bardziej. Jak tylko poczujesz ból to przestań, bo nauka potrwa dłużej.
- Co? Jak to?
- To są nowe kości w twoim organizmie. Twoje ciało musi się przystosować, a skrzydła muszą się rozruszać. Jak poczujesz ból i nie przestaniesz nimi ruszać będziesz mógł naderwać ścięgno co spowoduje przerwę w nauce.
- Mówisz to, jakbyś sam to zrobił.
- Bo zrobiłem - zaśmiałem się. - I to dwa razy. Will chciał mnie wtedy zabić.
- Will?
- Uczył mnie latać. Miał żonę wampirzyce i zdecydowali, że chcą się starzeć „wyglądowo" - zrobiłem cudzysłów w powietrzu. - Nazywałem go zawsze dziadkiem, był strasznie miły. Będę musiał go odwiedzić chyba.
- Jeśli go nie odwiedzisz, to zaciągnę cię do niego siłą - zagroził mi palcem. Prychnąłem cicho i położyłem się na trawie. Po minucie poczułem delikatne ukłucie w sercu. Spojrzałem na niego, a ten dokładnie zrozumiał że to poczułem.
- Wracamy do domu? - spytałem siadając.
- Pokażesz mi swoje skrzydła? Nie widziałem ich nigdy z bliska - zignorował moje pytanie.
Wstałem z ziemi, po czym je rozłożyłem. Podszedł do nich i dotknął ich delikatnie. Dotykał ich jakby miały zaraz się rozpaść. Zaśmiałem się na to, ale nic nie powiedziałem.
- Są chyba dwa razy większe niż moje.
- Nie aż tak. Jedno ma dwa metry rozpiętości, ale będą większe. Skrzydła cały czas rosną.
- Jest jakiś limit?
- Każdy anioł ma swój limit. To zależy od ciała. Dla niektórych limit to pięć metrów oba skrzydła razem, a dla innych jedno pojedyncze.
- Wow. Kiedy ty przeszedłeś swoją przemianę?
- Kilka miesięcy przed tym jak ty się urodziłeś.
- Czyli gdybyś nie był aniołem, miałbyś 32 lata?
- Dokładnie.
- Eww - powiedział śmiejąc się.
- Chodź, wracamy do domu - powiedziałem i szybko złożyłem swoje skrzydła.
- Jutro odwiedzisz Willa.
- Dobrze, chodź - zaśmiałem się i złapałem go za dłoń.
Taki o
CZYTASZ
My own angel || Muke
FanfictionMichael to anioł, który ma za zadanie opiekować się młodziutkim, osieroconym aniołkiem. Start: 03.02.2021 Koniec: 11.02.2021 Okładka: @pomatobitch