Rozdział 8

180 10 9
                                    

Usłyszałem szelest, przez co obróciłem głowę w stronę dźwięku. Zauważyłem dłonie, podpierające się na dachu, a następnie Luke'a wchodzącego tu.

- Powinieneś spać teraz - powiedziałem, lecz ten to zignorował. - Jest zimno, przeziębisz się - odpowiedziałem i zdjąłem swoją kurtkę, przykrywając nią mniejszego chłopaka.

- Ale tobie będzie zimno.

- Ale ja się nie przeziębię - znów się położyłem, tym razem podpierając się na łokciach. Spojrzałem na Luke'a gdy ten po prostu leżał z przymkniętymi oczami.

- Boję się - powiedział po chwili ciszy.

- Czego? 

- Przemiany. Dla wielu po prostu zniknę, to okropne.

- Niby tak, ale poznasz nowych ludzi w niebie.

- Ale po co mi nowi ludzie? Będę mieć ciebie i Ashtona, nikt mi więcej nie jest potrzebny.

- Nie możesz tak, będziemy tam dosłownie wieczność, musisz mieć chociaż znajomych. Oszalejesz, jeśli będziesz trzymać się tylko dwóch osób.

- Masz racje - wymamrotał.

- Jak zawsze - prychnąłem.

Później zapadła cisza. Była przyjemna. Słychać było jedynie nasze oddechy i wiatr. Po chwili Luke się poruszył, jakby niecierpliwie. Spojrzałem się na niego, a ten w końcu otworzył oczy i popatrzył na moją twarz. Następnie szybko się uniósł i złączył nasze usta. Na początku byłem zszokowany, lecz po chwili przymknąłem oczy i oddałem pocałunek.

- Lu? - spytałem, gdy oderwaliśmy się od siebie po chwili. Spojrzałem w jego oczy, a ten spuścił głowę.

- Przepraszam, nie wiem czemu to zrobiłem - powiedział, odsuwając się ode mnie kawałek.

Patrzyłem na niego, nadal zszokowany pocałunkiem. Po chwili siadłem po turecku na przeciwko niego, po czym, tym razem to ja, przyciągnąłem go do pocałunku. Położyłem dłoń na jego policzku, gdy ten zamknął oczy i ułożył swoją rękę na moim udzie. Nie był to nachalny pocałunek. Był spokojny i pełny emocji, dokładnie jak ten pierwszy. Znów się od siebie oderwaliśmy i patrzyliśmy się sobie w oczy. Nasze oddechy się mieszały, a przez zimną temperaturę, zamieniały się w biały dymek.

- Czemu to zrobiłeś? - spytał, nie odrywając ode mnie oczu.

- Bo cię kocham, Lu - odpowiedziałem, a ten rzucił się na mnie, wtulając się we mnie. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem go w głowę.

- Ja ciebie też Mikey, ale przepraszam, że zrobiłem to bez twojej zgody - powiedział odsuwając się kawałek ode mnie.

- Nie narzekam na to - zaśmiałem się.

W tym samym czasie, zawiał mocniejszy wiatr, powodujący, że Luke się delikatnie zatrząsł. Starał się udawać, jakby nic się nie stało.

- Chodź do pokoju, trzęsiesz się - wstałem i wyciągnąłem do niego dłoń.

Następnie niepewnie ją złapał, po czym poszliśmy do krawędzi dachu. Zszedł z niego, skacząc na parapet, a następnie ja zrobiłem to samo. Zamknąłem za nami okno i odkręciłem delikatnie kaloryfer. Ten w tym czasie zdjął moją kurtkę i wsunął się pod kołdrę. Siadłem na parapecie, po czym spojrzałem na niego.

- Michael? - spytał zarumieniony. - Możemy się poprzytulać?

Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, wstając ze swojego dotychczasowego miejsca. Położyłem się obok niego, a ten od razu wtulił się w moje ciało. Pocałowałem jego głowę, a po upływie pięciu minut słychać było jego równomierny oddech. Całą noc spędziłem na bawieniu się jego włosami i czasem całowaniu go w nos czy czoło. O siódmej rano obudziłem go delikatnie.

- Luke, wstawaj, idziesz dziś do szkoły - powiedziałem i połaskotałem delikatnie jego brzuch. Ten mruknął coś niezrozumiałego, po czym bardziej się we mnie wtulił. - Lu, spóźnisz się.

- Źle się czuję - odpowiedział mocno zachrypniętym głosem. Zmarszczyłem brwi, i przyłożyłem dłoń do jego czoła.

- Zostajesz w domu, jak twoi rodzice pójdą to dam ci leki, okej? Narazie idź znowu spać - stwierdziłem, a ten przytaknął delikatnie głową i na nowo usnął.

Jak tylko usłyszałem, że ostatnia osoba wychodzi z domu, wyswobodziłem się po cichu z jego objęć i zszedłem do kuchni. Złapałem leki, po czym obudziłem Luke'a.

- Weźmiesz leki i możesz wrócić spać - powiedziałem cicho, na co przytaknął i wziął wszystkie leki, które mu dałem, trzęsąc się co chwile.

Pocałowałem jego czoło, po czym znowu się położył, a ja wstałem, by odkręcić bardziej kaloryfer. Wróciłem do łóżka Lu, a ten się przytulił szczelnie do mojego ciała. Co chwilę czułem, jak przechodziły go dreszcze. Objąłem go najmocniej jak umiałem, starając się oddać mu jak najwiecej ciepła. Po godzinie nadal spał, a teraz na jego czole pojawiły się nieduże krople potu.

Mój biedny Lu.

Płak 😭

My own angel || MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz