1

54 4 0
                                    

20 lat wcześniej, początek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

20 lat wcześniej, początek

Nieprzyjemny odór rozpościerał się wokół zgromadzonej czwórki w niewielkiej klitce. Dwójka dorosłych wraz z małoletnimi dziećmi, które po wielogodzinnym płaczu zmorzył sen. Choć przebywały w krainie Morfeusza, wciąż nieufnie drgały, gdy z oddali dochodziły wrzaski. Trzydziestosiedmioletnia kobieta zatkała usta dłonią, by nie zbudzić swym szlochem pociech, które niczym sobie nie zasłużyły na obecny los, to ona wraz z mężem zawiniła, będąc nieuważną podczas misji. Cała sytuacja nie powinna mieć miejsca i nie miałaby, gdyby wraz ze starszym od siebie małżonkiem dokładniej dbała o oddzielenie pracy od domu.

— Co teraz zrobimy, Hanbin? — Szepnęła, tuląc do piersi sześcioletnią Kim Seulgi mocniej, niż wcześniej, gdy tylko poczuła, jak malutka drży, a po jej policzkach spływają łzy, rozmazując na swojej drodze brud i kurz, osiadający na jej mlecznej skórze. Mimo wszystko dziewczynka wciąż spała.

— Nie wiem, ale musimy coś zrobić, aby Seulgi i Taehyung przeżyli, muszą przeżyć, muszą. — Powtarzał zaciekle, kręcąc przy tym głową, przy okazji maltretując wargę, która była niemal cała zakrwawiona, jak większa część jego twarzy. Szrama nachodziła na szramę, rozcięć również nie brakowało, ogromna śliwa zajmowała spore miejsce pod okiem, ale w jego tęczówkach wciąż bił ogień, siła i wytrwałość. Nie podda się, ma cel, jego siłą są dzieci i żona, będąca u jego boku, jak zawsze. Ten duet był legendą za życia i nic ani nikt nie potrafił nigdy ich powstrzymać od działania, może to właśnie było ich nieszczęściem? Gdyby po narodzinach najpierw Taehyunga, a dwa lata później Seulgi rozpoczęli normalne życie, poza tajną agencją, wszystko potoczyłoby się inaczej, nie tkwiliby w tym momencie w zawilgniętej, zagrzybionej piwnicy, wdychając opary krwi, wpatrując się w pływającą dookoła substancję, będącą wyłącznie tym, co zostało po wcześniejszych ofiarach najniebezpieczniejszego gangu w Korei, który przyszło im rozpracować.

— Mamusiu? — Zakwiliła czarnowłosa, unosząc skrzywioną z bólu twarz ku matce, która na ten widok nie potrafiła powstrzymywać łez, cisnących jej się do oczu.

— Tak, skarbie? — Szepnęła, pamiętając, że jej drugie maleństwo śpi na kolanach ojca.

— Nie wyjdziemy już stąd, prawda? — Zapytała cichutko, automatycznie wtulając się mocniej w kobiece ramię, która zszokowana pytaniem córki, zaczęła zastanawiać się nad odpowiedzią, lecz ubiegł ją mężczyzna. Przemówił pewnym siebie, głębokim głosem, przypominając jej tym samym, co urzekło ją w nim najmocniej przed laty. Już mając zaledwie siedemnaście lat, zaczęła biegać za Kimem niewiele starszym, krok w krok, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Zauroczyła się, widząc go pierwszy raz w szkole, gdy przeniósł się z innej placówki za sprawianie kłopotów. Typowa pierwsza licealna miłość, która pozostała w jej sercu do dnia dzisiejszego.

— Poczujecie jeszcze zapach świeżych kwiatów, powietrza niosącego za sobą szczęście, jak i miłość. Nie martw się, słoneczko. — Ciepły uśmiech zagościł na jego wargach, sprawiając, iż u dziecka iskry radości zatańczyły w dużych, brązowych oczkach. Kobieta przeniosła sobie dziewczynkę na drugie kolano, opatulając ją w pasie prawą ręką, zaś lewą dłonią złączyła palce z mężem, szepcąc mu te dwa słowa, które w tym momencie koiły ich serca. — Pewnego dnia znajdziesz swoją miłość, tylko pamiętaj, by był to człowiek, który kochać cię będzie prawdziwie. — Dodał, pouczając córeczkę na wszelki wypadek, pewnym jest, iż zrobi wszystko, by uratować pociechy, ale czy sam dożyje ich dorosłości?

— A Taehyungie? Też będzie miał wybranka? — Dopytała, wlepiając ślepia w swój wzór do naśladowania, bohatera.

— Wybranka, może wybrankę, kto wie. — Zachichotał starszy, czule muskając opuszkami palców gładką skórę swej małżonki, która nie potrafiła oderwać od niego wzroku, gdy tak czule rozprawiał o przyszłości ich dzieci.

— Fuj, ja nikogo nie chcę, bo wtedy trzeba dawać buzi tej drugiej osobie, a buziaki są bleh! — Krzyknął cichutko rozemocjonowany chłopiec, zadziwiając całą trójkę tym, iż wcale nie śpi, a przysłuchuje się tej wymianie zdań. Na jego opinię dwójka starszych roześmiała się radośnie, na chwilę próbując zapomnieć o otoczeniu.

— No dobrze, dobrze. — Odparła matka, dodając tuż po tym — Ważne, żebyście zawsze pamiętali o sobie, nie kłóćcie się nigdy za dużo, dbajcie o siebie, dobrze? — Słona ciecz zaczęła grubo oplatać jej pokaleczone poliki, łzy nieustająco targały po jej skórze, skapując raz po raz na poszarpane, zroszone potem włosy młodej Kim.

— Mamo, zaopiekuję się, Seulgi, nie martw się o to. — Ośmiolatek na miękkich kolanach podniósł się na równe nogi, po czym podszedł do rodzicielki i objął ją za szyję, schylając się nieco w jej stronę. — Będę jej strzegł jak oka w głowie! — Uniósł się delikatnie, głaszcząc knykciami opuchnięte policzki matuli, która nie wiedziała, jak ma wyrazić to, co aktualnie czuje.

— Jestem z ciebie dumna, synku, i z ciebie również słoneczko. — Wypowiedziała wreszcie, przyciskając do swojej piersi oboje małoletnich, którzy dopiero zaraz mieli dowiedzieć się o traumie, która do śmierci zagości w ich umysłach.

Nagle do pomieszczenia wbiegło kilkunastu umięśnionych mężczyzn, odzianych na czarno z maskami na twarzach, każdy z nich poruszał z się z widoczną gołym okiem pewnością siebie i siłą, wzbudzając strach w najmłodszych, zaś gniew w starszych agentach, którzy przygotowani byli na wszystko, dosłownie wszystkiego spodziewali się po Bounce Echo.

— Pożegnaliście się już z gówniarzami? — Przed szereg wyszedł szef całego BE, świdrując wzrokiem swoje ofiary, na które polował już od lat, tak samo, jak i oni na niego, aż wreszcie polegli, zmuszając się niechętnie do spoglądania w jego przebrzydłe oczy, tylko to byli w stanie dostrzec przez ciemny materiał, który zakrywał większość jego oblicza.

— Zabij nas, ale pozostaw przy życiu Taehyunga i Seulgi, i tak nic o was nie wiedzą, nie zabijaj niewinnych dzieci. — Ton Hanbina zszokował pierwszego Lidera B.Echo, nie wątpił w odwagę dawnego przyjaciela, ale zdziwił go fakt, iż nie obawia się tej prośby, wiedząc, iż zawsze postępował inaczej, niż go o to proszono, czy też mu nakazywano. Teraz jednak nie potrafiłby mu odmówić ze względu na ich niegdyś zażyłą relację, która upadła, kiedy tylko klęczący mężczyzna odwrócił się od niego plecami.

— Tato! — Wrzask męskiego potomka rodziny Kim nawet w nieczułych gangsterach wzbudził namiastkę uczuć, którym prawdopodobnie była wyłącznie wzgarda do bachorów.

— Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić. — Odrzekł wreszcie Jeon Jaehyun, wyciągając z kabury umieszczonej na udzie pod płaszczem broń, którą od razu odbezpieczył i spoglądając wprost w zaszklone tęczówki Hanbina, oddał strzał, nie patyczkując się również z żoną, prawie że niegdyś brata.

Krzyki cierpiących niemiłosiernie niewinnych dzieci rozniosły się po pomieszczeniu, łzy lały się strumieniami z ich oczu, kiedy próbowali ocucić rodziców, wmówić sobie, iż mama i tata tylko śpią, śpią i zaraz wybudzą się, przytulą ich do piersi, szepcąc, iż zaraz wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. Bo musi być dobrze, tata przecież mówił, że tak będzie, że jeszcze wyjdą na słońce, że poczują wiatr we włosach, poczują zapach szczęścia i nikt brzydki już nie będzie krzywdził mamusi, ani bił tatusia. Całą czwórką zaraz stąd wyjdą, wybiegną przez drzwi, a na ich twarzach będą widnieć uśmiechy, żadnych grymasów bólu, jedynie ulga.

❝BOUNCE ECHO❞ › taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz