"Hej, wiem, że mamy jazdy o 16, ale może jesteś wolna wcześniej? Chłopak, który był przed Tobą, odwołał swoje lekcje i może chcesz mieć dodatkowe 2 godziny? ;)"
Co to w ogóle za pytanie. Jasne, że chcę. Tylko mam wykłady do 14. No dobra, najwyżej się spóźnię.
"No cześć, jasne. Co prawda, nie wiem, czy uda mi się jeździć w skupieniu przez 4 godziny, ale spróbować warto. Tylko będę tak gdzieś 14:15."
"Jasne, to ja będę czekać..."
O matko... Aż mi nogi zmiękły...
- Ej, wstawaj, zaraz się spóźnimy.
- Co?
- No, na wykłady, chodź już - a tak, cały czas jesteśmy na uczelni. A już zapomniałam i myślami byłam o 2 godziny później...- Dobra, jest 13:45, muszę już iść - mówię do Mai, po czym zaczynam pakować rzeczy do torby.
- Co? Gdzie? A możesz tak wyjść?
- Tak, tak, przed wykładem podeszłam i się usprawiedliwiłam. A idę na jazdy - czuję, że za bardzo się uśmiecham i rumienię, więc wracam do pakowania.
- Uuu, na jazdy, jasne - wytykam do niej język, cicho się śmiejąc, i wychodzę z sali. Biegnę do szatni, biorę kurtkę, ubieram ją i wychodzę na dwór.- O, dzień dobry! Jest może Paw-, pan Paweł? - muszę bardziej uważać.
- Dzień dobry, dzień dobry! Jest, czeka na panią w samochodzie.
Dziękuję i wychodzę na parking. Rozglądam się i widzę go opartego o bordową Kię. Ma na sobie dżinsy, które nie są ani luźne, ani ciasne, takie akurat. Na górę założył koszulkę z długim rękawem, która bardzo ładnie go opina. Mogę nawet policzyć jego mięśnie. Do tego na twarzy ma ciemne okulary przeciwsłoneczne. Przyłapuję siebie na tym, że stoję i się w niego wgapiam, więc postanawiam się ruszyć z miejsca i podchodzę do pojazdu.
- Dzień dobry, panie Pawle - uśmiecham się lekko i zagryzam dolną wargę.
- No dzień dobry, Agato - jak ja lubię słyszeć, jak mówi moje imię. Tak idealnie pasuje do jego głosu. - Ruszamy? - kiwam głową i wsiadamy do środka.
Czekam aż zapnie pasy i na mnie spojrzy.
- No to gdzie dzisiaj jedziemy? Na plac? - unosi głowę, żeby mi odpowiedzieć, ale zamiast tego patrzy mi w oczy. Jego wzrok prawie od razu, jakby bezwładnie zjeżdża niżej i zatrzymuje się pod szyją. - Podoba ci się, co widzisz?
- Eee - odchrząkuje. - Tak, bardzo ładny naszyjnik... - taa, jasne, naszyjnik. Wraca wzrokiem do mych oczu. - A odpowiadając na twoje pytanie, tak, możemy jechać na plac.
Odpalam silnik i jedziemy.- Dobra, 2 godziny minęły. Jeśli mam dalej jechać, to muszę odpocząć. Wyłączam silnik i opieram się o fotel. Przymykam oczy, po 6 godzinach zajęć i 2 godzinach prowadzenia samochodu jestem zwyczajnie zmęczona.
- Chyba mi tutaj nie zaśniesz, co? - otwieram oczy i przechylam głowę w prawo. - Okej, okej. Hmm, słuchaj, mam pomysł, ale nie wiem, czy ci się spodoba - z zaciekawienia aż unoszę się z fotela. - Mieszkam może jakieś 5 minut stąd, możemy podjechać i się tam prześpisz.
- Ojejku, naprawdę? Byłoby super, bo naprawdę jestem zmęczona. Tylko, czy moglibyśmy się zamienić miejscami?
- Jasne, że tak - uśmiecha się i wysiadamy z samochodu. Oboje postanawiamy obejść pojazd od tyłu więc mijamy się na środku drogi. A raczej, powinniśmy się minąć. Kiedy przechodzę obok niego, łapie mnie za ramię i przyciąga do siebie. Unoszę głowę, on pochyla swoją i patrzy mi się prosto w oczy.
- Powiedz mi. Naprawdę jesteś taka zmęczona? - oddychaj, Agata, oddychaj. Albo się z nim pobaw. Wyswobadzam swoją rękę.
- Tak, naprawdę. Czuję, że się zaraz przewrócę - odwracam się i idę na siedzenie pasażera. Szybko uspokajam oddech, zanim on wsiada do samochodu.
- No dobra, to jedziemy.- Zapraszam w moje skromne progi - przekraczam próg jego domu i rozglądam się dookoła. Nie wyglądają na zbyt skromne, ale niech mu będzie. Zdejmuję buty i kurtkę. Paweł bierze ją ode mnie i wiesza w szafie. Prowadzi mnie do pokoju i wskazuje łóżko, na którym mogę się przespać.
- Słuchaj, mam prośbę. Miałbyś może jakieś ubranie, który mógłbyś mi pożyczyć? Wolę nie spać w tej sukience - gestem wskazuję na mój strój, na co on omiata mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
- No tak, nie chcemy, żeby się wygniotła. Już Ci coś przynoszę.
Znika w korytarzu, a ja w tym czasie przechadzam się po jego pokoju i oglądam różne rzeczy.
- Dobra, mam dla ciebie T-shirt i dresy, ale chyba będą za duże - podaje mi to, co trzyma i się odwraca. - Jak coś, będę w kuchni.
Zamykam za nim drzwi i zdejmuję sukienkę. Odkładam ją na krzesło i chwytam bluzkę, którą przyniósł. Zakładam ją na siebie. Naprawdę jest duża. Sięga mi prawie do połowy ud, jak moja sukienka. Wciągam na siebie spodnie, ale od razu zjeżdżają, jak je puszczam. Chcę je ścisnąć, ale nie mają żadnego ściągacza. No cóż, wygodniej będzie bez nich. Składam je i odkładam na stolik przy łóżku. Kieruję się do kuchni.
- Mogłabym dostać jakąś herbatkę, zanim się położę? - Paweł unosi głowę i patrzy na mnie. Bardzo powoli zjeżdża wzrokiem na dół i wraca do góry.
- A gdzie zgubiłaś spodnie? - śmieje się, a ja do niego dołączam.
- Wiesz, były trochę duże, a jak chodzę, to wolę mieć wolne ręce - wstaje i podchodzi bliżej. Łapie moją koszulkę na wysokości talii i przyciąga mnie do siebie. Patrzymy sobie głęboko w oczy z pożądaniem. Z jednej strony mam ochotę się na niego rzucić, ale z drugiej wolę się z nim jeszcze trochę pobawić. - Teraz na przykład tymi wolnymi rękami mogłabym robić sobie herbatę - uśmiecham się i podchodzę do czajnika. Napełniam go wodą, odstawiam i włączam. Odwracam się i zauważam, że ta gra mi wychodzi, bo wygląda, jakby miał już nie wytrzymać. Nagle bierze spokojny oddech i podchodzi do jednej z szafek.
- Zwykła, miętowa, owocowa? Jaką chcesz? - no, no, nie tylko ja postanowiłam się pobawić.
- Może być miętowa, po niej jakoś lepiej mi się śpi.
Wyjmuje torebkę herbaty i wrzuca ją do kubka. Woda właśnie się zagotowała, więc podnoszę czajnik i zalewam herbatę.
- Słodzisz?
- Tak, łyżeczkę - patrzę, jak nasypuje mi cukru i zanosi mi napój do pokoju. Idę za nim i wchodzę na łóżko.
- Jakbyś czegoś potrzebowała, będę w salonie - wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Łapię kubek, biorę łyka i się kładę. Myślę o tym, jak bardzo chciałabym do niego pójść, ale niedługo później zmęczenie bierze górę i zasypiam...