Chapter I

639 37 31
                                    

Dedykacja dla mojej kochanej wattpadowej koleżanki za piękną okładkę <3


20 sierpień 1994, Transylwania

Każdy kto znał Arianę Black wiedział, że należy do osób, które ciężko dobudzić, a już z pewnością w ostatnie słonecznie dni wakacji. Tego dnia było jednak inaczej, kiedy to wieża zegarowa z miasteczka sąsiadującego z rodzinnym zamkiem rodu Tepes wybiła ósmą przez balkonowe okno komnaty wpadła szkolna sowa robiąc raban i zrzucając szklaną szkatułkę z komody. Nastolatka poderwała się jak oparzona, jednak nim dotarło do niej co się stało minęło kilka minut. 

Sowa siedziała teraz na dębowym krześle, wciąż radośnie pohukując na co Hrabia - puchacz japoński, ogromne prawie 4 kilowe ptaszysko zasyczało groźnie i rzuciło odrobiną żwirku poza klatkę.

- Zamknij się Hrabia! - syknęła czarnowłosa wstając z łóżka, podniosła różdżkę i zamachnęła się nią.

 - Reparo!- szkło z podłogi złożyło się w całość i wylądowało na swoim miejscu wraz z zawartością. 

Otworzyła klatkę by puchacz mógł rozprostować skrzydła, szkolnej sowie natomiast dała wody i kilka sowich smakołyków. List, który przyniosło zwierze zawierał listę rzeczy potrzebnych na nowy rok.

- Każdy z uczniów zobowiązany jest posiadać ... Szatę Wyjściową?!- przeczytała na głos podchodząc do balkonu. 

Kto jak kto, ale Ariana Black wiedziała co to oznacza...bal albo inną tego typu durną zabawę, na której samą myśl czarnowłosej robi się niedobrze. Kochała przebywać w Hogwarcie między innymi dlatego, że tam mogła unikać taki imprez. Westchnęła z irytacji spoglądając na piękny widok za oknem, słońce paliło niemiłosiernie jej skórę, dzięki śmiertelnym genom odczuwała tylko przyjemne mrowienie. Dla większości wampirów zbyt duże promieniowanie słoneczne prowadzi do osłabienia, a potem do letargu z którego ciężko się wyrwać. Tutaj w Transylwanii słońce mimo, że bywa mocne nie oddziaływuje, aż tak tragicznie jak poza nią, wszystko dzięki potężnej magii otaczającej tą krainę. 

Na dziedzińcu już byli ogrodnicy pielęgnujący transylwańskie róże kryształowe, kilkoro dygnitarzy siedziało pod altaną jedząc śniadanie w śród nich była również - Erin van Tepes . Wysoka, starsza kobieta o bladej skórze, brązowych włosach związanych w wysokiego koka, uśmiechała się do mężczyzny w meloniku. Ariana odrazu rozpoznała w nim Rumuńskiego Ministra Magii - Constantin Venti* rozmawiał z babcią dziewczyny odsuwając przed nią krzesło, kobieta otrzepała szmaragdową garsonkę z niewidzialnego pyłku. Takie spotkania były codziennością dla królowej , a już za kilka lat to panna Black będzie musiała objąć to stanowisko, chodź nigdy nawet tego nie chciała .

- Pani, śniadanie gotowe - powiedział skrzat materializując się po drugiej stronie komnaty, Skrabek wziął się za ścielenie łóżka, robił to od 40 lat będąc jednocześnie jednym z niewielu przyjaciół dziewczyny, za dziecięcych lat to on właśnie wypełniał pustkę w zamku i sprawiał, że nie była samotna.

- Dziękuje, już schodzę- odparła czarnowłosa kierując swoje kroki do łazienki- Skrabku? Czy przyszły jakieś listy?- zapytała dziewczyna, gdy wyszła już w szlafroku do pokoju, stworzenie popatrzało na nią wodnistymi oczyma.

- Tak, dzisiaj rano przyszło kilka listów do Króla, jeden do ciebie, Pani - serce zabiło jej szybciej, skrycie liczyła, że to odpowiedź od ojca do którego napisała na początku wakacji. 

Zeszły semestr był wyjątkowo intensywny, pierwszy raz w życiu miała przyjemność spotkać swojego rodziciela. Syriusz Black przez lata siedział w magicznym więzieniu, Azkabanie. Za niewinność, przez tego nędznego szczura Pettigrew, który podle zdradził przyjaciół i upozorował swoją śmierć. Teraz jej ojciec musi się ukrywać niczym kundel po norach, by nie znalazło go ministerstwo, które nie wierzy, że ten jest niewinny. Jednak Ariana przysięgła, że zrobi wszystko co w jej mocy by został jeszcze raz osądzony, nawet jeżeli drogę po głowę tego zdrajcy miałaby usłać trupami.

Ridiculous//G.Weasley || W KOREKCIE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz