Chapter VII

358 21 17
                                    

Byli dosłownie milimetry od siebie, kiedy Black nagle zrobiła coś nie oczekiwanego ... zmieniła się w kruka i odleciała na drugi koniec sali znowu przybierając ludzką postać. Ariana stojąc tak blisko Georga wyczuła każdą jego emocje z którą się zmagał, a ona spanikowała i straciła kontrolę na wampirzymi zdolnościami. Mimo, że należała do osób odważnych i pewnych siebie to tak bliska obecność rudowłosego chłopaka speszyła ją niesamowicie. Nie była zielona w sprawach damsko-męskich, ale pierwszy raz poczuła taki paraliż.

- Przepraszam - powiedzieli jednocześnie, co wywołało uśmiech u chłopaka.

- Nie, to ja przepraszam... I dziękuje, bo pewnie leżałabym teraz na ziemi. Już drugi raz z kolei dzisiaj - zaśmiała się lekko zakładając szatę i chowając krawat, teraz zamiast speszenia czuła tylko palące ją pragnienie w gardle. - Nie, tylko nie to! Nie teraz!- pomyślała odruchowo chwytając medalion matki zwisający z szyi, zacisnęła na nim palce. Nie było to pragnienie normalne ludzkie, tylko pragnienie krwi, które atakowało zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Ariana nie lubiła ludzkiej krwi w przeciwieństwie do większość jej rodziny, brzydziła ją od lat. Preferowała smoczą krew, która pozwalała na szybkie ugaszenie tego uczucia. Był to jeden z nieprzyjemnych aspektów posiadania wampirzych genów.

- Przyjemność po mojej stronie - podszedł bliżej niej i sięgnął po swoją szatę - Czy ty jesteś Animagiem?

- Nie, to wampirza zdolność, po matce- odpowiedziała wstrzymując powietrze, by przypadkiem nie poczuć odurzającego zapachu krwi chłopaka- Animag potrzebuje zaklęcia by się zmienić, ja umiem to robić bez od 4 roku życia - dopowiedziała, czując , że ktoś wchodzi do pomieszczenia.

- Jesteście wolni, bardzo dobra robota - powiedziała profesor McGonagall - żeby mi to było ostani raz jak widzę was włóczących się nocą po korytarzach! 

Podziękowali i wyszli z sali w ciszy, jednak George co rusz spoglądał na czarnowłosą. Dalej nie dowierzał, że trzymał ją tak blisko siebie.

- O gołąbeczki! Jak tam? - usłyszeli znajomy głos Fred'a za sobą, który objął ich ramionami, obok niego szedł Lee i Angelina.

- Spadaj, Weasley! - syknęła Black odchodząc od niego, wolała nie stracić panowania nad sobą, bo pragnienie coraz bardziej jej doskwierało.

- I czar prysł! Oj Ariana czy każdy Ślizgon ma ten sam schemat na pyskowanie? Wredny tekst i nazwisko, macie to w statucie domu czy jak! - droczył się , odwróciła się gwałtownie tak, że Fred prawie odbił się od jej drobnego ciała.

- Możliwe, a każdy Gryfon musi być jak wrzód na czterech literach, macie to w statucie czy jak! - odgryzła się z fałszywym uśmiechem.

- Wiesz co Georgie, dzisiaj po kolacji. Łazienka Jęczącej Marty - powiedziała patrząc na niego, na dźwięk zdrobnienia swojego imienia w żołądku zaroiło się od motyli, a raczej od wściekłych węży!

- Ale co?! - zapytał zdziwiony, kiedy odchodziła, obróciła się idąc tyłem.

- Jak to co? Uwarzę ci ten eliksir, w ramach podziękowania. Narazie! - pomachała i zniknęła na schodach prowadzących do lochów.

- Czy właśnie nasz odwieczny wróg zgodził się nam pomóc?! - zapytał zdziwiony Lee kiedy weszli do Wieży Gryffindoru.

- Czekaj, ważniejszy wątek... z czym jej pomogłeś?- zapytał podejrzliwie Fred patrząc na bliźniaka. 

- Z niczym ważnym.

- Black nie jest taka zła jak wszyscy mówią- oznajmiła Angelina siadając na fotelu, by poczekać na kolację do której została niecała godzina.

Ridiculous//G.Weasley || W KOREKCIE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz