Chapter XXIX

226 11 9
                                    

Zaklęcie przeszyło ciało Ariany pozostawiając po sobie tępy ból i przejmujący do szpiku kości chłód, upadła na ziemie, a oczy zamgliła jej ciemność. Nagle poczuła szarpnięcie i nabrała gwałtownie powietrza otwierając oczy, jasne światło szpitalnych lamp raziło jej zmysły. Syknęła z bólu pod nosem i zamknęła je z powrotem, w głowie huczało jej od słów Tom'a. 

-" Jesteśmy do siebie tacy podobni.."- może i Tom ma racje, skoro obydwoje są Dziedzicami Slytherina, płynie w nich ta sama krew,  odczuwają swoje myśli... Łzy napłynęły do oczu Ariany czuła bezsilność, przerażenie i pogardę do samej siebie nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mogłaby skończyć jak Voldemort, brzydziło ją to, że między nimi istniało jakieś podobieństwo.

Rozejrzała się po pomieszczeniu, które rozjaśnione było przez poranne promienie słońca odbijane od zaśnieżonych terenów Hogwartu. Mimo widocznie zimnej pogody, dało się usłyszeć radosne krzyki dochodzące z błoni, uczniowie widocznie dobrze się bawili na zewnątrz. Ariana wstała dalej czując skutki wizji astralnej Tom'a, podeszła do gabinetu pani Pomfrey, która siedziała przy biurku nad jakimiś papierami.

- Dzień dobry.

- O panno Black! Dzień dobry!- powiedziała podchodząc do szafki na ścianie, wyciągnęła z jednej z szuflad czerwoną fiolkę - Do dna, panno Black!

- Dziękuje - odkorkowała butelkę i wypiła jej zawartość, słodki smak smoczej krwi spłynął po jej gardle dając ulgę w pragnieniu.

Ariana spojrzała w lustro i zobaczyła swój porwany sweter i podkrążone oczy, nagle wspomnienia Flint'a ze wczorajszego wieczoru opanowały jej myśli. Poczuła jego palący dotyk na ciele i wstrętny zapach jego wody kolońskiej, dodatkowo spotkanie z Tom'em powodowało, że czuła się jeszcze gorzej. Chciała wrócić do domu, do dziadka i kuzynów, schować się przed wszystkim w rodzinnym zamku.

- Ariana! - krzyknął Theodore wchodząc do sali, dziewczyna obróciła się i łzy same opuściły jej oczy, gdy tylko poczuła znajomy zapach jego ciała. Ciepła ręka chłopaka zsunęła się z jej pleców na talię, przycisnął ją blisko do siebie, czując, że przez te kilka dni tęsknił za nią. Kiedy Weasley przyszedł do Pokoju Wspólnego Slytherinu by powiedzieć mu co się stało, ogarnęła go taka fala wściekłości, że zapomniał o tym jak bardzo nienawidzi George'a i jak najszybciej pobiegł do Skrzydła Szpitalnego.

- Ten gnojek został wyrzucony ze szkoły, twój dziadek przybył tutaj z Rumunii, a z nim twoi kuzyni - powiedział, a Ariana odsunęła się od niego na odległość ramienia - podobno był tak wściekły, że posłał po Knot'a i zarządał wykonania wyroku!

- To koniec, Theo. Dziadek zabierze mnie z Hogwartu, nie odpuści ...

- Ariana, on chciał cię skrzywdzić, jeśli twój dziadek go nie zabije to ja to zrobie! - warknął patrząc na nią jakby upadła na głowę, nie rozumiał jej zachowania, bardziej przejmowała się tym co zrobi jej dziadek, niż tym co zrobił jej ten kretyn.

- Nic mi nie zrobił - syknęła i wyminęła go z impetem, wyszła ze Skrzydła Szpitalnego, Theodore zszokowany pobiegł za nią, dogonił ją przy gabinecie Dumbledore'a gdzie weszli i zastali tam Dyrektora, Snape'a, Vlad'a i kuzynów Ariany pod ścianą stali państwo Flint i Knot. 

- Dziadku, uniewinnij go! - powiedziała Ariana skupiając cała uwagę na sobie - Nie chce by ktokolwiek z was miał krew tej świni na rękach!

- Nie my będziemy mieli tą krew na rękach - powiedział szyderczo Benjamin z wrednym uśmiechem -  tylko nasi Kaci! - spojrzał pogardliwie na państwa Flint, Florence Flint była wręcz siwa ze wstydu jej wąskie usta zaciśnięte był w kreskę, natomiast Marcus Flint Senior wydawał się być dumny z syna.

Ridiculous//G.Weasley || W KOREKCIE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz