0.4

9.7K 762 43
                                    

» Carter «

Niedługo po tym, jak Ashton wyszedł, Hannah wysłała mi smsa, żebyśmy spotkały się przy bramie głównej, w piątek o dziewiętnastej. Zdziwił mnie jedynie dopisek "weź strój kąpielowy", ale nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi. Wyglądała sympatycznie, gdy mi współczuła. Można było wyczuć od niej troskę na odległość. Zdawała się dość zagubiona mimo tego, że wtedy w sklepie nie była sama. Pewnie na codzień nie miała zbyt wielu znajomych.

- Hej - uśmiechnął się, stając w wejściu i obserwując mnie.

- Hej Panie Loczku - odparłam, również rzucając mu uśmiech, dalej krzątając się po pokoju.

- Panie Loczku? - zachichotał zabawnie. - Odkąd mam ten przydomek? - zaśmiał się, a ja tylko wzruszyłam ramionami, również się śmiejąc.

- Odkąd zauważyłam, jak bardzo kręcą ci się włosy - oznajmiłam i przy okazji, gdy byłam obok niego, trąciłam sprężynkę jego włosów, opadającą na czoło.

- Okej - zachichotał i położył się na łóżko. Dalej szukałam czegoś we wszystkich szafkach, zastanawiając się, jak można zgubić coś, co nawet nie było schowane. O ile w ogóle to miałam. Otworzyłam szufladę w mojej komodzie. - Tak w ogóle... - Jest! W końcu znalazłam! - Byłem w pizzerii i spotkałem tam fajnego chłopaka - zaczął, a ja wsłuchałam się w jego słowa, wciąż stojąc do niego tyłem. Po prostu zamarłam - studiuje na matematycznym i... jest całkiem przystojny - usłyszałam i niemal czułam jak się krzywi. Chwila, czy Ashton był gejem?! - Pomyślałem, że to dobra partia dla ciebie i dałem mu twój numer.

Moja dłoń zacisnęła się na kostiumie kąpielowym, a stopy same powoli obróciły mnie w stronę chłopaka.

- Że co zrobiłeś?!

- Ale on...

- Słuchaj - jęknęłam, przerywając mu. - To, że masz mój numer nie znaczy, że masz go dawać nieznajomym!

- Matematyczny! - podkreślił, unosząc palec, na co się zaśmiałam.

- Idiota - zachichotałam, chwytając z łóżka poduszkę i rzucając nią w niego. - Z tobą nie da się kłócić... - Pokręciłam głową z dezaprobatą. - To nie zmienia faktu, że jestem na ciebie zła.

Chłopak tylko cmoknął w moją tronę i ułożył się na łóżku, wyjmując komórkę.

- Wychodzę, Ashton - oznajmiłam, pakując do torebki ostatnią potrzebną rzecz i odwracając się w stronę leżącego z telefonem bruneta.

Przyłożył urządzenie do piersi, by móc na mnie spojrzeć i otaksował mnie ciekawym spojrzeniem.

- Miałem zapytać dokąd się pakujesz - powiedział.

- Umówiłam się z koleżanką - odparłam, posyłając mu dumny uśmiech, a on zagwizdał w odpowiedzi.

- Bawcie się dobrze, dzieci...

- Będziemy - rzuciłam, śmiejąc się i zamykając za sobą drzwi pokoju. Skręciłam w stronę schodów i natychmiast zderzyłam się z czyimś torsem. Spojrzałam w górę, lustrując bruneta kipiącym nienawiścią spojrzeniem. - Znowu ty? - wywróciłam oczami, krzyżując ramiona.

- Wybacz, że nie umiesz chodzić - prychnął z goryczą, wkładając dłonie do kieszeni czarnych dżinsów. Moja głowa zaczęła boleć przez jego głupotę.

- Plujesz, gdy mówisz - zauważyłam kąśliwie.

- Oh, czyżby? - spytał, teatralnie wyrzucając z ust kilka kropelek śliny, trafiając nimi idealnie na moją twarz. Z obrzydzeniem otarłam je dłonią, a on się zaśmiał. W ostatniej chwili, gdy już miałam go uderzyć, uprzytomniłam sobie, dokąd szłam.

gaze » lh ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz