0.8

7.1K 722 23
                                    

» Carter «

- Ashton, ty pasztecie, nie obchodzi mnie gdzie teraz jesteś, ale zaraz masz przyjść do pokoju! - Grzmiąc do telefonu, niczym matka, zataczałam kręgi w małym pomieszczeniu, obserwowana przez Luke'a.

- Co się stało? - Znajomy chichot rozbrzmiał w słuchawce.

- Gówno się stało - sarknęłam, wyrzucając wolną rękę w powietrze. - Znalazłam ofiarę twoich żartów, pasztecie.

- Jakich żartów? I nie nazywaj mnie pasztetem.

- Przyjdziesz to zobaczysz - odparłam, puszczając mimo uszu jego uwagę i rozłączyłam się. Westchnęłam ciężko i usiadłam naprzeciwko blondyna.

- To całkiem śmieszne - zauważył chłopak, a na jego ustach pojawił się mały przebłysk uśmiechu. - Nie sądzisz?

- Nawet - jęknęłam od niechcenia, wzruszając ramionami. - Jak mogliście się nie spotkać, mieszkając...

Rozbawione spojrzenie Ashtona przerwało mi wpół zdania.

- O co chodzi? - spytał. Wskazałam palcem siedzącego na jego krześle blondyna, na co tamten się uśmiechnął. - O, cześć. Luke, dobrze pamiętam?

Chłopak skinął głową i trochę się spiął. Oglądałam go w takiej sytuacji już kolejny raz, choć możnaby powiedzieć, że od naszego pierwszego spotkania wiele się zmieniło. Jak Ashton mógł zachowywać się, jakby znali się od wieków?!

- Gdzie byłeś? - spytałam i próbując wyglądać groźnie skrzyżowałam ramiona. Zdenerwowało mnie to, że Ash ze wszystkiego robi sobie żarty i na dodatek nie pojawia się w pokoju przez cały dzień.

- Mam ci się tłumaczyć przy...

- Mów - przerwałam mu, czując jak ze złości zaczyna pulsować mi głowa.

- Uczyłem się - odparł, a ja wywróciłam oczami.

- To nie jest odpowiedź godna zaufania - zarzuciłam, wiercąc spojrzeniem jego twarz.

- To może ja już pójdę. - Nieśmiałe chrząknięcie mijającego nas Luke'a wcale nie odwróciło mojego wzroku od Ashtona.

- Zostań - polecił lokowaty, doskonale wiedząc, że jak tylko pójdzie, rozpęta się wojna. Blondyn posłusznie usiadł na swoje poprzednie miejsce, a Ash ułożył się na łóżku. Westchnęłam z irytacją i wróciłam do książek.

» Irwin «

Blondyn siedział na moim krześle przez cały czas, jaki u nas był. Jego telefon nerwowo obracały jego dłonie. Parę razy zagadywałem go o szkołe i inne takie, ale on za każdym razem spoglądał na Phan, a dopiero potem na mnie. Swoją drogą była nieźle wkurzona. Ani razu nie podniosła wzroku i ciągle uparcie nas ignorowała, udając, że się uczy. 

- Dobrze sobie radzisz? - spytałem, mając na myśli studia Luke'a.

- Chyba tak - jęknął, wzruszając ramionami, jak tylko urwał kontakt wzrokowy z twarzą Phanny. Zaśmiałem się i wróciłem do nauki. - Chyba już pójdę - szepnął, tym razem ciągle patrząc na dziewczynę, której głowa nagle odzyskała zdolność ruchu i posłała mu słaby uśmiech.

- Cześć - mruknąłem, ale nie doczekałem się odpowiedzi, bo blondyn szybkim krokiem opuścił pokój, nawet na mnie nie patrząc. Gdy tylko drzwi się zamknęły wybuchnąłem śmiechem i puściłem się do tyłu, na pościel.

- Nie wiem co cię bawi - wymamrotała ruda z dezaprobatą.

- Nie wiesz? - spytałem, podnosząc głowę przez śmiech. - A wiesz, jak bardzo mu się podobasz?

gaze » lh ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz