0.5

8.2K 748 88
                                    

 » Carter «

Pokonywałam szkolne korytarze jak najszybciej, by dostać się do pokoju. W pełni usatysfakcjonowana, mogłam uznać pierwszy dzień za udany. Myślałam, że będzie gorzej, jednak nikt nikogo nie zabił i było w porządku. Nie spotkałam Hanny, ale nawet nie starałam się jej szukać. Sama nie wiedziałam czemu miałam dziś tak dobry humor. Przez cały dzień chodziłam uśmiechnięta, a Ashton pare razy pytał, czy coś mi się stało.

- No hej - uśmiechnęła się Hannah, chwytając mnie za ramię i wyciągając z tłumu w jej stronę. Jej uśmiech był dość dziwny i przerażający.

- Cześć - odparłam, starając zdobyć się na naprawdę miły uśmiech i zignorować ciarki, biegnące po moich plecach.

- Widziałam dzisiaj, jak dobrze radzisz sobie z chemii - przyznała. - Wytłumaczyłabyś mi coś w piątek po zajęciach? Spotkajmy się w pracowni...

- Dobrze - uśmiechnęłam się, poprawiając ciążącą mi na ramieniu torbę. - Do zobaczenia - rzuciłam na odchodnym i szybkim krokiem pokonałam dziedziniec.

Szybko wbiegłam po schodach, pędzona chęcią spytania Ashtona o jego dzień. Sama nie wiem czemu. Po prostu miałam na to ochotę.

- Hej - rozpromieniłam się, niemal wbiegając do pokoju. Całę dzisiejsze szczęście wyparowało, gdy moje oczy spotkały się z ciemnymi oczami bruneta, siedzącego obecnie na moim krześle. - Oh... Ono też tu jest? - mruknęłam, unikając jego spojrzenia, gdy kierowałam się do swojego łóżka.

- Kontynuując.. - zaczął Calum, tonem tak pretensjonalnym, jakbym przerwała mu z prmedytacją. - mój pokój jest jednoosobowy! Rozumiesz? Żadnej dziewczyny, żadnego chłopaka... Solo!

Prychnęłam zirytowana jego problemami, nawet na niego nie patrząc. To było takie próżne. Uh.. On cały taki był!

- Idziesz ze mną do kawiarni? - spytał brunet podchodząc do drzwi, a ja przez jego bliskość odruchowo podniosłam głowę. Zaśmiał się chamsko i parsknął, wychodząc. - Nie ty, suko.

Ashton tylko niezrozumiale pokręcił głową, wzdychając, po czym wstał i dołączył do Caluma. Widziałam, że starał się nas pogodzić, ale to było niemożliwe. Nawet jakbym się starała, nic by to nie dało. Po prostu ten głupi brunecik był zbyt uparty.

» Hemmings « 

(a/n: aobfaebavvbr bo Luke *-*)

Październik już wystartował, a ja siedzę w samochodzie, czekając na zielone światło. Cholera. Głupia olimpiada matematyczna. Jedyną pocieszającą mnie myślą było to, że to dzięki niej mam stypendium. Zielone. Ruszyłem. Jeszcze parę skrętów... Brama... Jakiś chłopak wskazał mi, gdzie mam podjechać. Wyciągnąłem z bagażnika pudła i wtargałem je na piętro, stając przed odpowiednim pokojem. Pchnąłem drzwi i obdarzyłem dziwnym spojrzeniem chłopaków leżących w jednym łóżku. Szybko zamknąłem drzwi i wpadłem do pokoju naprzeciw, opierając się o drewnianą strukturę. Usta tej dwójki były stanowczo za blisko, a moje serce biło teraz stanowczo za szybko. Mój współlokator był gejem!

- Zgubiłeś się? - spytała dziewczyna, która najwyraźniej od dłuższej chwili obserwowała mnie skonsternowanym wzrokiem.

Zapytała kobieta w męskim akademiku.

- Em... - westchnąłem, przełykając ślinę, gdy poczułem, jak mój żołądek wiąże się w supeł. Nie byłem najlepszy w kontaktach międzyludzkich. Szczególnie z dziewczynami. - Przepraszam... - westchnąłem i podrapałem się po karku, zastanawiając się, co zrobić dalej. Moja ręka szybko wyleciała do przodu, kiedy przestąpiłem z nogi na nogę, robiąc mały krok w jej stronę. - Jestem Luke.

- Phanny - odparła ściskając moją rękę. - To co tu robisz?

- A ty? - wypaliłem, a jej spojrzenie było dość zdezorientowane. Cholera, czemu tak często zdarza mi się głośno myśleć?!

- Wydaje mi się, że mieszkam  - odparła, krzyżując ramiona.

- Przepraszam... - jęknąłem, chowając ręce za siebie. - Mój współlokator to gej i... - Jezu, Lucas, przestań to robić! Chyba rumienię się jak mała dziewczynka. - Um... Wybacz... Chyba powinienem już iść...

gaze » lh ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz