𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐟𝐢𝐯𝐞𝐭𝐞𝐞𝐧

894 62 16
                                    

15. POŻEGNANIE

Eleanor naprawdę nienawidziła pożegnań. Zawsze pozostawiały słodko-gorzkie wspomnienia o tym, co było kiedyś i o tym, co mogłoby być. Nigdy nie pożegnała się przed śmiercią i chyba wolała, żeby tak zostało. Może to przez strach przed konfrontacją, ale przynosiła ona zbyt wiele bólu, by mogła sobie z nim poradzić.

Nienawidziła pożegnań tak bardzo, że postanowiła stawić czoła niedokończonym sprawom, nie dając zespołowi żadnej wskazówki, dokąd poszła. Dom jej rodziców był centralnie przed nią, dom na przedmieściach, w którym mieszkały dwie osoby. W momencie, gdy Alex poinformował ją o koncepcji niedokończonych spraw, Eleanor wiedziała, że jej celem jest zobaczenie rodziców po raz ostatni.

Kiedy po raz pierwszy pojawiła się na Ziemi jako duch, jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiła, było sprawdzenie nowego adresu rodziców i zapamiętanie go, by móc ich odnaleźć, gdy tylko zdobędzie się na odwagę. A teraz, gdy chłopcy niedługo odejdą, dostała ostateczny impuls, by stawić czoła swoim lękom.

Eleanor nie znosiła pożegnań, więc wybrała drogę tchórza i postanowiła przejść bez nich.

Powoli weszła do domu rodziców i trafiła do kuchni, gdzie mama kończyła przygotowywać obiad. Jej ojciec siedział przy stole z książką w dłoni. Oboje nie zdawali sobie sprawy z obecności córki. Duch poczuł się tak, jakby działał na autopilocie, uważnie ich obserwując i starając się ignorować drżące ręce. Skupiła się na oddychaniu, aby nie powtórzyć tego, co wydarzyło się przed dyskoteką.

- Cześć, minęło trochę czasu. - wyszeptała po uspokojeniu się i usiadła naprzeciwko ojca, gdy jej matka postawiła przed nim talerz. - Och, spaghetti, moje ulubione.

- Ulubione Eleanor. - jej tata uśmiechnął się delikatnie, na co matka skinęła głową. Dziewczyna nie mogła przeboleć, jak staro teraz wyglądali. Tak wiele ją ominęło w ciągu ostatnich dwudziestu jeden lat.

- Ostatnio dużo o niej myślałam. Myślałam, że to pomoże. - odpowiedziała kobieta, gdy usiadła na drugim krześle.

- Tak bardzo za wami tęsknię. Przykro mi, że skończyłam wszystko tak, jak to zrobiłam, ale teraz jestem o wiele szczęśliwsza. Robię wielkie rzeczy. Bylibyście ze mnie tacy dumni. - Eleanor powiedziała, a jej głos załamał się, gdy łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

Cisza zapadła między nimi, kiedy Eleanor próbowała trzymać ich za ręce.

- Kocham was. Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Chciałabym tylko, żebyście mogli zobaczyć mnie teraz, zanim odejdę na dobre.

Nic się nie wydarzyło, chociaż Eleanor nie była pewna, co tak naprawdę miało się wydarzyć podczas przechodzenia, więc rozejrzała się podejrzliwie.

- To jest to? Czy muszę powiedzieć coś jeszcze?

- Myślę, że twoja krótka przemowa jest całkiem urocza. Co więcej można powiedzieć? - zapytał nieznany głos. Eleanor naprężyła się, gdy poczuła dłoń na ramieniu. Stał przed nią mężczyzna ubrany w czarny garnitur i cylinder z groźnym uśmiechem.

- Kim, do cholery, jesteś i co robisz w domu moich rodziców? - syknęła dziewczyna, od razu nie ufając nieznajomemu.

- Caleb Covington. Cudownie w końcu cię poznać, panno Eleanor. Nie mogłem się doczekać, żeby znaleźć cię samą po spotkaniu z twoimi przyjaciółmi.

- Nazywasz się Caleb? Proszę pana, z całym szacunkiem, mam zamiar cię skopać. - Eleanor cofnęła rękę i przygotowała się do zamachu, ale zanim zdążyła się zamachnąć, on złapał jej nadgarstek, a uczucie pieczenia w tym miejscu sprawiło, że cofnęła się. Spojrzała przerażona w dół, kiedy zobaczyła zawiły wzór odciśnięty na jej skórze, który wkrótce zniknął, który wkrótce zniknął, zabierając jej świadomość w ręce Caleba.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭𝐢𝐧𝐠 [reggie peters] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz