𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐞𝐥𝐞𝐯𝐞𝐧

631 45 38
                                    

11. CHEMIA

Carlos ponownie zaczął polować na duchy, wyposażony w aplikację na iPada, kiedy wędrował po salonie. Tymczasem duchy z rozbawieniem obserwowały, jak próbował je znaleźć.

- W końcu was znajdę, duchy. - mruknął Carlos, zanim się zatrzymał, gdy jego tablet zaczął piszczeć. - Mam cię!

Ciotka Victoria włączyła światło w holu, by ukazać się zamiast ducha.

- Mijo, powtarzam ci: duchy nie istnieją. - nalegała.

- Typowa dorosła. - zadrwił Reggie, opierając się o podłokietnik fotela, na którym siedziała Eleanor. - Jak byliśmy dziećmi, też nikt nam nie wierzył

- Chyba tylko tobie. Ja byłem wiarygodny. - odpowiedział Alex.

- Nie powinniśmy się martwić o Julie? - powiedział Luke. - Tata pewnie każe jej odejść z zespołu.

- Nie zakładałabym najgorszego, może po prostu jest uziemiona czy coś. - dziewczyna zmarszczyła brwi.

- Na to nic teraz nie poradzimy, ale możemy pomóc Carlosowi. Od dziś dorośli będą wierzyć dzieciom. - zdecydował Reggie i odwrócił się, by dosięgnąć lampę za nim. - Czas na pokaz!

Wyłączył światło, zdobywając uwagę Victorii, gdy ona i Carlos spojrzeli zaskoczeni na przedmiot.

- Duchy nie istnieją? A to co?

- Żarówka się spaliła, zwykła rzecz.

- Ma rację. Jestem w drużynie tía. - uśmiechnęła się Eleanor, pokazując kobiecie uniesione kciuki.

- Jak możesz być po jej stronie? Jesteśmy dosłownie duchami, El! - spierał się z nią Reggie, przesadnie wskazując między nimi.

- Nie wiem, chyba zawsze byłam sceptykiem.

- Cóż, udowodnię, że obie jesteście w błędzie. Wyjaśnij to! - Reggie wstał i zaczął bawić się roletami. Duchy przewróciły oczami, widząc jego wybryki, gdy Victoria zaczęła panikować.

- Może to moja mama. - powiedział Carlos, gdy jego ciotka chwyciła go za ramiona. - Wie, że nie zmieniam rolek papieru!

- Ona by nas nie straszyła! To jakiś demon!

- Hej, słowa ranią. - Reggie zmarszczył brwi i zaprzestał wykonywanej czynności.

- Czekaj! Muszę to nagrać. - nalegał Carlos i uniósł urządzenie.

- Owszem!

- Reggie, nie. Zły Reggie. - zganiła go Eleanor, gdy chłopak wyciągnął białe prześcieradło z uśmiechem. - Nie, on to zrobił.

Reggie zarzucił prześcieradło na głowę i dramatycznie machał rękami, kiedy Victoria krzyczała ze strachu i wyprowadziła Carlosa z pokoju tak szybko, jak tylko mogła. Reggie uśmiechnął się zadowalająco i opadł na kolana Eleanor, rozciągnięty na fotelu z nogami zwisającymi z boku.

- Jesteś ciężki. - jęknęła, żartobliwie próbując go zepchnąć, ale Reggie się nie ruszył. W końcu Eleanor zrezygnowała i zaczęła przeczesywać jego włosy rękami, gdy Alex i Luke patrzyli na niego z irytacją.

- To tak, jakby nawet nie zdawali sobie sprawy, że ze sobą flirtują. - wyszeptał Luke, gdy Reggie spojrzał na Eleanor ujmująco.

- Reggie. - powiedział Alex, próbując zwrócić jego uwagę. - Wiesz, co narobiłeś?

- Stanąłem w obronie dzieci, którym się nie wierzy. Dla wielu jestem bohaterem. Schowajmy się, zanim powie Julie.

Reggie pociągnął za sobą Eleanor i wybiegł z pokoju, a dwaj pozostali chłopcy podążyli za nim z pewnym wahaniem. Mogą poradzić sobie z następstwami później, prawda?

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭𝐢𝐧𝐠 [reggie peters] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz