Rozdział 11

118 15 3
                                    

Zayn

Zanim dotarliśmy na miejsce minęło kilka dobrych chwil, nie bawiliśmy się w 'ciche wejście'. Wywarzyliśmy drzwi które z chukiem odskoczyły. Od razu gdy zobaczyłem Alexa i innego faceta z bronią zacząłem strzelać, obydwoje leżeli po dłużej chwili.

- Wszystko gra? - kierowałem te słowa do Johna gdy podchodziłem do Jessie. Cholera. Postrzelił ją.

- Dzwoń po karetkę... Johny. - odwróciłem się, a Johny leżał. Zaczął kasłać. Podbiegłem do niego wcześniej szybko zaciskając materiał od mojej koszuli na ranie Jessie. Na szczęślie Johny miał kamizelke kuloodporną, kula zatrzymała się lecz strzelono do niego z  bliska, siła była dosyć spora.

Pomogłem mu wstać,

- Wszystko okay?

- Okay, okay. - odetchnął, od razu zadzwonił po karetkę.

Niedługo potem wynosili w czarnych workach ciała, a wcześniej Jessie na noszach.

Obiecałeś sobie, że nic jej się nie stanie. Znów łamiesz obietnice.

-Demi-

Historia kołem się toczy. Znów leżałam w biały, sterylnym pomieszczeniu. W moich ustach czułam suchość, a na ręcę czułam jakiś ucisk. Próbje otworzyć oczy, udaje mi się to po kilku chwilach. Mrugałam aby obraz się wyostrzył. Zauważyłam Zayna który wpatrywał się we mnie smutnymi oczami, serce kraja się na taki widok. Podniósł się gwałtwownie i wcisnął przycisk nad moim łóżkiem, do pokoju wszedł lekarz i pielęgniarka. Świecili mi czymś po oczach a pielengniarka na koniec podała mi wody, wypiłam ją łapczywie.

- Co mi się stało?- zapytałam Zayna gdy zostaliśmy sami.

- Postrzelił cię nad lewym biodrem, musieli wprowadzić cię w śpiączkę.

- Co dziś za dzień?

- Minął tydzień.

Zakrztusiłam się.

- Przepraszam Jessie, tak mi przykro, że nie udało mi się ciebie uchronić. Alex już nie żyje, nic ci się nie stanie. Wracasz do domu. - uśmiechnął się. Zasmuciłam się słysząc to, naprawdę spędziłam z nim trochę dobrych i złych chwil, trudno będzie mi się odzwyczaić od jego towarzystwa. Kiwam zrezygnowana głową.

-Nie cieszysz się? - pyta zaskoczony.

Wzruszam ramionami.

- Jessie.

- Tak? - pytam spoglądając na niego.

- Mogę cię pocałować? - pyta.

Boże, tak. Myśle lecz nie umiem nic powiedzieć, kiwam głową. A on przywiera do mnie swoimi miękkimi ustami, było mi tak błogo.

Kłade jedną dłoń na jego policzku i przybliżam go do siebie spragniona jego bliska. Skrzypienie drzwi odrywa nas od siebie, poprawiam się na łóżku i uśmiecham się pod nosem gdy Zayn grzecznie siadał na krześle.

- Jak wszystko pójdzie po naszej myśli wyjdziesz jutro wieczorem. Proszę pana, jakiś mężczyzna pytał o pana, czeka przed drzwiami. - informuje.

Zayn żegna się więc ze mną i wychodzi za lekarzem.

Wzdycham ciężko, ciągle czułam jego usta na moich.

-Zayn-

Przed drzwiami czeka starzszy sierżant,

- Co z nią?

- Wyliże się. Może jutro ją wypszczą. - stwierdzam.

- Chcą cię widzieć na komendzie.
 - informuje.

-Kiedy?

- Jaknajszybciej.

Wzdycham. Gdy prowadzę z nim dalszą konwersacje przychodzi do mnie wiadomość:

,,Czas na kolejny rozdział.

T.A ''

Kim do cholery jest T.A?

Wzdrygam się, przepraszam sierżanta.

- Zmiana planów Jessie. - mówie wchodząc do pokoju gdzie leży.

----

Na szybko, pod presją czasu. ;C

To miało nie mieć miejsca | z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz