- A ciebie nie musi postrzelić... może nawet zastrzelić. - konynuowałem, - Wiadome jest to, że jedyne czego się boisz to śmierć, nie boisz się więzienia bo tam nie trafisz zastraszając ławę przysięgłych niczym Moriarty w opowieści sir. A. Conana Doyle'a (A/N: mówię o co chodzi, jakby ktoś nie oglądał Sherlocka - ów Moriarty nie poszedł do więzienia gdyż zaztraszył śmiercią bliskich osób z ławy przysięgłych wyświetlając na ekranach ich telewizorów krótką notkę ze zdjęciem osoby, że musi zagłosować o jego niewinności, chyba, że chce by umarła osoba z jej środowiska - mam nadzieje, że coś zrozumiecie. ) ... Nie raz to robiłeś, dziwie się, że wreszcie sędzia nie wyczuł spisku albo po prostu wiedział, że lepiej siedzieć cicho. Ale teraz może nie będziesz miał możliwości jakiejkolwiek "negocjacji", ciało policjanta będzie zbyt mocnym dowodem oraz zniknięcie czy też śmierć poszukiwanej przez ciebie dziewczyny. - zaśmiałem się ironicznie, musiało to wyglądać jak scena z jakiegoś serialu kryminalnego - Lecz nie dojdzie do tego, prędzej ty skończysz na ziemi a ja powiem, że zacząłeś się na mnie rzucać i zrobiłem to w samoobronie, tak to działa.
- Jesteśmy tacy sami, tyle, że ty jesteś nudny i wspierasz anioły. - widocznie zdenerwowany Alex walnął mnie bronią tak mocno, że straciłem przytomność chyba, że to już koniec.
Jessie
To wszystko trwało kilka chwil, uderzył Zayna ja spięłam mięśnie a zaraz on celował również we mnie,
- Dwa naboje i nas dwoje kochana. - stwierdził. Przełknęłam ślinę myśląc co dalej będzie, - Nie zastrzele się teraz chyba, że będę musiał. Odejdę na jakiś czas, lecz to nie koniec zabawy, naszej gry. To dopiero jej początek. - zaśmiał się podbnie jak wcześniej Zayn - Więc na trzy ja pójdę, pamiętaj, jeden ruch i strzelam i oboje giniemy. Nie opłacalny układ prawda?
Ominął mnie a ja nadal celowałam w niego, szedł tyłem ciągle we mnie celując chcąc mnie mieć na oku, nie czekał aż zgodzę się na jego plan, przeczuł, że nie będę strzelać.
- Każda bajka potrzebuje złego bochatera. - odparł a ja usłyszałam jak drzwi się zatrzaskują, moja broń upadła na podłogę w przeciągu kilku sekund.
- Gdzie masz ten cholerny telefon... - mamrotałam przeszukując jego kieszenie, gdy go znajduje dziękuje w duchu, że nie miał pinu. Wchodzę w ostatnio wybierane kontakty wiedząc, że ostatnio dzwonił do Johny - jego partnera. Wybiera numer i w tym czasie sprawdzam puls Zayn'a który jest normalny, prawdopodobnie po prostu oberwał i zemdlał.
- Cześć Zee, wszystko już z Jessie okay? - pyta na wstępie,
- Tutaj Jessie, m-mamy proble, duży problem.
- Jessie? Co się dzieje? - pyta zdezorientowany, słyszę jak zabezpiecza broń lub też odbezpiecza.
- Alex tu był... błagam przyjedź, Zayn oberwał. Nie potrzebna karetka, tak m-myśle, że tylko zemdlał od uderzenia.
- Kurwa, będę za 6 minut, jesteście już bezpieczni?
- Myślę, że tak.
- Zamknij drzwi i czekaj na mnie.
Zrobiłam tak jak mi kazał gdy się rozłączał, zamykam drzwi na przysłowiowe dwa spusty i próbuje przenieść Zayn'a na kanpape. Jako, że nie jest lekkim piórkiem po prostu układam go w normalnej pozycji podkładając pod głowę poduszkę. Pośpiesznie idę po ścierkę którą namaczam wodą i kłade na czole Zayn'a przeklinając w duszy to, że nie jestem na jego miejscu.
- Złamałeś obietnice, miał nikt nie ucierpieć na kim mi zależy. - pociągnęłam nosem. Zaraz podskoczyłam nieświadomie gdy usłyszałam dobijanie się do drzwi, zerknęłam przez judasza i zobaczyłam znaną mi twarz.
Wpuściłam Johnego który szybko zabrał mi broń jaky obawiając się, że coś sobie zrobię. Schował ją w podobny sposób jak to robił Zayn, byli bardzo podobni, może nie z wyglądu ale jednak.
- Jak to się stało? - pytał klękając przy mulacie.
- Zayn poszedł do łazienki, zaraz mieliśmy jeść obiad kiedyś ktoś zapukał do drzwi, krzyknął bym nie otwierała więc poszłam do sypialni. Gdy otworzył drzwi usłyszałam dźwięk odblokowywanej broni, Zayn miał już dawno odblokowaną z tego co widziałam jak wychodził z łazienki. Wyczułam, że coś jest nie tak i schowałam, gdy usłyszałam Alex'a nie wiedziałam co robić, nie miałam telefonu a jedynie broń przy sobie. Nie zastanawiałam się długo i po prostu poszłam tam i przyłożyłam broń do głowy Alex'a. - odparłam, nie będę wam tu wszystkich moich słów opisywać, było ich dużo, a wy znacie dalszy przebieg.
- Każda bajka potrzebuje złego bochatera? - powtórzył zdziwiony. - W co on gra... - mamrotał. - To jest cholernie dziwne, nie tknął nawet ciebie a taki był jego cel. - myślał na głos.
Zaraz obudził się Zayn i skołowany obserwował krążącego po pokoju partnera i mnie siedzącą na krześle a zaraz obok niego.
- Zayn wszystko okay? Nic cię nie boli? - pytałam dotykając wierzchem dłoni jego czoła i polików.
- Jak to się stało, że nie strzelił, ty żyjesz na szczęście, a nigdzie nie widzę jego cholernego, martwego ciała. - wychrypiał.
- Każda bajka posiada złego bochatera Zayn, ta bajka jeszcze nie dobiegła końca.
--------
JESTEM TAKA NA SIEBIE ZŁA ZA TEN ROZDZIAŁ, UGH. Nie mam jakoś weny, nie idzie mi pisanie co widać, chyba to wszystko dzieje się za szybko, podoba wam się przebieg akcji? Czy za bardzo napakowany no właśnie akcją? Jak widzicie użyłam parę cytatów z Sherlocka, myślę, że tu się wpasowały i w sumie dały mi pomysł jak dokończyć ten rozdział bez żadnego morderstwa...
Jutro do szkoły, chyba nie wstanę z łóżka bo na codzień wstawałam o 11-12 a teraz muszę o 6:30... za co?! :( Ale jeszcze 8 dni szkolnych i mam ferie - dobre i to!
Dam wam może chwilę wytchnienia przy następnych rozdziałach myszki, a tym czasem komentujcie, gwiazdkujcie c; x
CZYTASZ
To miało nie mieć miejsca | z.m
FanfictionIdę patrząc w górę na setki gwiazd lśniących w blasku księżyca, patrząc na małą ilość ludzi spodziewam się już późnej godziny. Spoglądam na zegarek z mocno podrapaną już tarczą ale mogę jeszcze stwierdzić, że jest dobrze po północy. Przejeżdżam palc...