Rozdział 4

165 10 4
                                    

Pamiętałem ciepły dotyk dłoni dziewczyny na moich ramionach gdy otulała mnie ciepłym kocem a ja mruknąłem ciche dzięki, co pewnie nie zrozumiała przez stłumiony głos poduszką przyciśniętą do większej części mojej twarzy. Uśmiechnąłem się siedząc już na kanapie i przecierając piąstkami oczy, ziewnąłem. 

- Wyspany? - usłyszałem głos przy moim uchu a kanapa lekko się ugięła. Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą kanapki i herbatę uśmiechnąłem się, - To za kolacje. - dokończyła z uśmiechem. 

- Dziękuje- odpowiedziałem zachrypniętym głosem i zabrałem się za jedzenie. Całą porcje jadłem jakiś czas rozmawiając z dziewczyną na różne tematy, dużo się o niej dowiedziałem - jej tata był wojskowym a potem pracował w służbach specjalnych, Jessie planuje tatuaż na biodrze i chce abym pokazał jej moje. 

Z trudem dała mi pójść się ogarnąć do łazienki mówiąc, że mam wyjść bez koszulki albo ją ze mnie zedrze - ostatnie słowa mówiła ze swoim uroczym śmiechem. Westchnąłem bezradnie wchodząc do łazieki gdzie po prysznicu i podstawowej toalecie wyszedłem z łazienki ubrany w spodnie od dresu wiszące na mnie uwydatniając tzw. "V". Uśmiechnąłem się cwaniacko gdy dziewczyna wciągnęła szybko powietrze na mój widok.

- Wow. - Szepnęła dotykając niektórych tatuażów na moim ciele. Czasem zadrżałem na jej ciepły dotyk co komentowała uroczym uśmiechem i płonącymi policzkami. Nie raz przyłapywałem się na myśleniu o jej kształtnych ustach, niesamowitym ciele... Ah!

Przyglądała się jeszcze chwile, - Możesz zrobić zdjęcie. - zaśmiałem się.

-Dupek. - również zaczęła się śmiać a ja dziecinnie pokazałem jej język. Już miałem zacząć ją łaskotać co dziewczyna zauważyła ale zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałem na nią pytająco i wyjąłem broń którą odrazu odbezpieczyłem, zapasową dałem Demi,

- Nie strzelaj z zamkniętymi oczami, spróbuj wycelować. - poistruowałem na wszelki wypadek. Podszedłem do drzwi i szybkim ruche po otwarciu wycelowałem w gościa... okazał nim się John który zaśmiał się i uniósł ręcę w geście obronnym. 

- Nie każdy kto tu zapuka będzie mordercą.

- Jak nie ty to ktoś inny.

Westchnąłem i zamknąłem za nim drzwi z trzaskiem a zaraz ponim usłyszałem szum wody, czyli Jessie poszła pod prysznic by uniknąc konfrontacji...

- Przeszkodziłęm w czymś? - zmarszczył brwi pokazując na mój goły tors.

- W niczym, w niczym. - Odparłem zakładając jakąś koszulkę wyjętą z sportowej torby. - Macie coś nowego? - zapytałem.

- Jeden z sąsiadów podobno widział go wczoraj przed blokiem, kręcił się pare minut, zadzwonił i odszedł. - odparł bawiąc się długimi palcami.

- Przecież miał ktoś stać przed blokiem tak? - zapytałem.

- No tak... ale ten przysnął w samochodzie. - stwierdził. Westchnąłem ciężko, - Mówiłem, że to nie ma sensu. Kto ci w nocy będzie się wpatrywał w blok niezmrużąc oka bo rano pracuje a potem nocny patrol?

- Nie próbuj mi wmawiać, że sam sobie poradzisz.

- Bo sobię poradzę, znasz mnie. - warknąłem niemiło. Skrzywił się na ten gest i westchnął,

- Jeśli jej się coś stanie bo ty nie chciałeś ochrony szef urwie ci jaja nie mówiąc o tym, że cię wywali... - stwierdził, - Nie uważaj się Zayn za jakiegoś herosa, jesteśmy zwykłymi ludźmi, nie uda ci się obronić jej przed wszystkim i przed wszystkimi.

- Wiem...wiem ale spróbować mogę. Jeżeli nie będę sobie radzić będę przecież do ciebie dzwonił.

- Czyli mam odwołać ochrone i ty będziesz z nią 24/7? - upewniał się na co pokiwałem zdecydowanie głową, a on odpuścił unosząc ręcę w geście porażki.

- Masz ją za maksymalnie godzine zawieść na stszelnice i nauczyć strzelać. - Oznajmił i po porzegnaniu wyszedł. Siadłem ciężko na krześle wzdychając, zaa rogu wyłoniła się Jeesie.

- Wszystko okej? - zapytała marszcząc brwi.

- Tak, tak. Jesteś gotowa? - widząc jej zdezorientowaną minę, - Zabieram cię na strzelnice. - uśmiechnąłem się miło.
 Pokiwała głową więc skierowaliśmy się go drzwi gdzie pomogłem założyć jej kurtkę dzięki czemu czułem przechodzące po jej ciele dreszcze. Uśmiechnąłe się pod nosem i wspólnie (ja już również ubrany) wyszliśmy z mieszkania.Nie obyło się od wracania w połowie schodów po bronie, bo jednak uważałem, że lepiej by się przyzywyczaiła do broni którą będzie już obsługiwać na codzień niż te modele ze strzelnicy. Dziewczyna czekała na mnie w połowie schodów i rozmawiała z jakimś facetem, zaniepokoju szybciej pokonałem ostatnie schody i poczułem jak mierzy mnie ów mężczyzna wzrokiem.

- Jakiś problem? - Zapytałem dziewczyny, mężczyzna uznał, że się wycofa bo porzegnał się z dziewczyną uwcześnie dziękując.

- O co pytał? - szepnąłem jej do ucha obejmując ją w tali.

-Dopytywał się mnie czy mieszkam w mieszkaniu 24B, bo nie pamięta czy tam mieszka jego znajoma czy jednak się myli. - stwierdziła.

- Nie mów, że przyzałaś, że tam mieszkamy. - odparłem.

Prychnęła, - Oczywiście, że nie! Powiedziałam, że byłam w odwiedzinach w w ogóle innym mieszkaniu.

- Zuch dziewczyna. - wyszeptałem ponownie bardzo blisko jej twarzy na co zadrżało, podobało mi się to jak na nią działałem.

Gdy byliśmy na dole przepuściłem ją w drzwiach lecz zaraz tego porzałowałem bo ktoś na nią wpadł i gdyby nie moja asekuracja leżałaby na ziemi, warknąłem coś do tego faceta bo ten tylko szybko odszedł.

- Nic ci nie jest? - upewniałem się.

- Nie, dziękuje.- uspokoiiła mnie. Trzymając ją asekurująco w tali dotarliśmy do samochodu, odpaliłem samochód i wyruszyłem w strone znanej mi strzelnicy. W pewnym momencie orientuje się, że już od dobrej chwili za nami jedzie randrover. Zjechałem w inną niż trzeba było uliczkę by sprawdzić czy też skręci gdy to zrobił kazałem Jeesie schylić się i podać mi telefon gdzie wykręciłem numer osoby która miała mi pomóc, tak przynajmniej godzine temu mówiła. Nim zdążyłem kliknąć zieloną słuchawkę wcześniej wspomniany samochód przejechał na bok i walnął w bok samochodu.

Chciałem tylko jeden dzień spokoju, cholera.

- Czas na przyśpieszony kurs strzelania, wyjmij broń ze schowka... dobrze... odblokowujesz... tak.... celujesz przymykając lewe oko i naciskasz spust, próbuj nie trafić mnie kochanie.

---

Aaaa! Nie bijcie :C

Przepraszam, że rodział dopiero teraz ale internet postanowił, że nie da mi nic napisać... mam nadzieje, że nie macie mi za złe i jednak ktoś skomentuje. Spróbuje niedługo coś dodać, mam nadzieje, że niedługo kochani xxx

PS: NIE SPRAWDZONY I PISANY JUŻ Z KLEJĄCYMI SIĘ OCZAMI OD BRAKU SNU, PRZEPRASZAM.

To miało nie mieć miejsca | z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz