-13-

4.1K 317 287
                                    

Obudziłem się po imprezie, czując się okropnie. Przez godzinę po prostu leżałem, przypominając sobie wszystko, co zaszło w "sferze miłości" i zastanawiałem się, co się dalej wydarzy. Myślenie nie było proste w moim stanie. Głowa bolała mnie jak cholera, w ogóle, czułem się zmęczony, bez sił, jakbym zaraz miał umrzeć.

W pokoju panowała cisza, więc pewnie pozostali też jeszcze nie wstali. Postanowiłem się jeszcze zdrzemnąć, mając nadzieję, że to coś da.

Niestety, nic to nie dało. Obudził mnie James, który upewniał się, czy aby na pewno żyję. Przyniósł mi szklankę wody, którą wypiłem całą od razu i znowu zaległem w pościeli.

— Luniak, a może spróbuj się ogarnąć trochę. — Powiedział Rogacz. — Prysznic czasami pomaga. Mnie postawiło trochę na nogi.

— Może... — Westchnąłem i spojrzałem na niego. — A Łapa już wstał?

— Co ty... Jego to nawet nie próbuję budzić. Zbyt duże wyzwanie.

— Fakt. — Przyznałem mu rację i powoli podniosłem się z łóżka. Wszedłem do łazienki i gdy tylko pozbyłem się ubrań, wszedłem pod prysznic. James miał trochę racji, pomaga. Szczególnie zimny prysznic, dzięki któremu udało mi się ochłonąć po wczorajszej imprezie.

Osuszyłem się ręcznikiem i jak zwykle, owinąłem go na biodrach. Potem spojrzałem w lustro i zauważyłem swoją szyję.

— Cholera jasna... — Powiedziałem cicho, przesuwając palcami po śladach, które zeszłego wieczoru Black zostawił na mojej skórze. Zastanawiałem się, czy moje dzieło na jego szyi też tak bardzo widać.

Gdy wyszedłem z łazienki, rzuciłem okiem w stronę jego łóżka. Spał z poduszką na głowie, jak zwykle, gdy był na kacu.

— Nieźle cię przyzdobił. — Skomentował Rogacz, który odprowadził mnie wzrokiem do mojego kufra.

— Wiem. Ciekawe, ile to będzie widać. — Wybrałem sobie wygodne ubrania i rzuciłem je na łóżko.

— Około tygodnia chyba. — Zastanowił się James. — Kiedyś załatwiłem tak młodszego Blacka. Mniej więcej tyle czasu nosił golf albo szalik.

— Dobrze wiedzieć. — Ubrałem się i znowu zaległem na łóżku. Nadal dokuczała mi głowa, więc nawet nie próbowałem czegokolwiek robić.

Syriusz i Peter zmartwychwstali jakoś około południa. Pettigrew był chyba w najlepszym stanie z nas wszystkich (bo najmniej wypił), natomiast Black podobnie jak i ja, potrzebował prysznica i świętego spokoju, aby normalnie funkcjonować. Zastanawiałem się, w jaki sposób poruszyć z nim temat wczorajszych wydarzeń. On tak jak ja, pół dnia zalegał na swoim łóżku i niewiele się odzywał. James i Peter rozmawiali na coraz to inne tematy, a my dwaj tylko słuchaliśmy, rzadko kiedy wtrącając coś od siebie.

— Czas zejść na kolację. — Oznajmił w końcu James. — Idziecie? Czy mamy wam coś przynieść?

— Ja się na pewno stąd nie ruszam. — Powiedziałem, przeciągając się na łóżku. Nie miałem ochoty ani siły, aby wychodzić do Wielkiej sali.

— Ja chyba też zostanę. — Odezwał się Syriusz.

— Dobra, to coś wam przyniesiemy. Glizdogonie, idziemy. — Rogacz skinął na niego głową, po czym obaj wyszli z pokoju, zostawiając naszą dwójkę w samotności.

— Luniak. — Usłyszałem po chwili.

— Tak? — Odwróciłem głowę, by spojrzeć na Blacka.

— Jak się czujesz? — Zapytał.

To Tylko Zeszyt [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz