-30-

3.5K 207 377
                                    

Rano obudziłem się normalnie, co było dla mnie dość podejrzane, lecz jednocześnie dość miłe. Jak zwykle, podjąłem próbę obudzenia mojego ukochanego, która zajęła trochę czasu, a potem obaj wpakowaliśmy się do łazienki, żeby razem wziąć prysznic, co często nam się zdarzało, odkąd byliśmy razem.

Po wyjściu z łazienki ubraliśmy się i szykowaliśmy, aby zejść na śniadanie. James i Regulus też byli jeszcze w rozsypce, a Peter już wyszedł. Zajrzałem do szkolnej torby, żeby sprawdzić, czy mam tam mój zeszyt, lecz okazało się, że tam go nie ma. Przymrużyłem oczy i zacząłem się zastanawiać, co mogłem z nim zrobić.

Sprawdziłem, czy nie ma go pod poduszkami i pod łóżkiem, niestety, nie było. Przekopałem cały kufer, ani śladu.

— Luniaczku, czego tam tak szukasz? — Zapytał Syriusz, stając obok mnie.

— Mojego zeszytu od transmutacji. Nie wiem, gdzie jest. — Odpowiedziałem. James spojrzał w moją stronę zaniepokojony, a Łapa wzruszył ramionami.

— To tylko zeszyt, może gdzieś go zostawiłeś przez przypadek.

— Może... Ale gdzie... — Wstałem powoli i westchnąłem. Gdzie on mógł się podziać? Przecież cały czas miałem go przy sobie. Jakim cudem zniknął?! Powoli ogarniała mnie panika, że ktoś obcy go znalazł. — Muszę go znaleźć, jebać śniadanie.

— Pomóc ci? — Zaoferował Syriusz.

— Nie, nie, idź zjeść, ja sobie poradzę. — Posłałem mu lekki uśmiech. — Poszukam w pokoju wspólnym najpierw, pewnie gdzieś tam się zawieruszył.

— To my idziemy na śniadanie, chodźcie. — Odezwał się James i pociągnął ze sobą do drzwi obu Blacków. Ja ruszyłem za nimi do pokoju wspólnego, gdzie przeszukałem każdy kąt, lecz po moim zeszycie nie było nawet śladu.

Może biblioteka?... Warto spróbować. Wyszedłem z pokoju wspólnego i ruszyłem korytarzem w stronę biblioteki. Ledwo droga zakręciła, jak znalazłem się tuż przed Rosierem, który uśmiechnął się łobuzersko na mój widok.

— Lupin. Właśnie ciebie chciałem teraz zobaczyć. — Powiedział.

— Tak? Wiesz, fajnie, ale muszę coś znaleźć więc...

— Tego szukasz? — Wyjął zza pleców mój zeszyt i posłał mi wredny uśmieszek. Wmurowało mnie w podłogę i na moment zrobiło mi się wręcz słabo.

— S-Skąd ty go... Skąd to masz?!

— Z twojej torby. Długa historia. Tak czy inaczej... Ciekawa lektura. — Rosier poruszył sugestywnie brwiami, a ja przygryzłem usta. Było mi zwyczajnie głupio, że ktoś to zobaczył.

— Oddasz mi to?

— Oddam. Jeśli coś dla mnie zrobisz. — Ślizgon podszedł jeszcze bliżej mnie i spojrzał mi w oczy. — Słyszałeś kiedyś o piórach feniksa?

— Słyszałem, a co? — Przymrużyłem oczy, zastanawiając się, co ten kretyn ma na myśli.

— Chciałbym kilka mieć. I to ty mi je przyniesiesz. — Powiedział, uśmiechając się wrednie.

— A niby skąd mam je wziąć?! — Oburzyłem się. — Wyglądam, jakbym je kurwa miał w kieszeni?

— Przecież wiem, że ich nie masz. Ale jeśli chcesz odzyskać to... — Wskazał na zeszyt. — To musisz je dla mnie zdobyć. Nasz dyrektor trzyma feniksa w swoim gabinecie. Wystarczy się włamać, skubnąć parę piórek i zwiać na czas.

— Mógłbym po prostu trzasnąć cię jakimś urokiem i to wziąć, nie sądzisz? — Uniosłem brwi i złożyłem ramiona.

— Nie radzę, chyba, że cała szkoła ma się dowiedzieć jaki to cudowny jest według ciebie Syriusz Black. — Rosier zaśmiał się złowieszczo, a ja spiorunowałem go spojrzeniem.

To Tylko Zeszyt [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz