Rozdział 9 - Buntować się albo nie buntować, oto jest pytanie

459 30 54
                                    

Leżałaś na pryczy i nie zamierzałaś kiwnąć małym palcem. Melissa weszła do pomieszczenia w towarzystwie Ponurego Żniwiarza. Stanęli w pewnej odległości od ciebie.

– Widzisz? – szepnęła. – To ona.

– Wiem przecież.

Podniosłaś się na łokciach i spojrzałaś na nich pytająco. Jesteś jakimś rzadkim okazem w zoo czy jak? Na twój ruch Mel cofnęła się zapobiegawczo, trochę chowając za Żniwiarza.

– Spokojnie. – Żniwiarz podszedł do ciebie. – Cześć, Meli się ciebie boi. Myśli, że jesteś szpiegiem.

– Aghgh! – Położyłaś się z impetem i przydusiłaś poduszką. – No i ciekawe kto jej tak powiedział!

– Widzisz, mówiłem, żeby mu nie wierzyć. Wiesz, jaki on jest – zwrócił się do Mel.

Ściągnęłaś poduszkę z twarzy. Dziewczyna zbliżyła się odrobinę. Otaksowała cię podejrzliwym wzrokiem.

– Jesteś pewien? Sądzisz, że szef okłamał Mel?

– Nie. Sądzę, że szef ma paranoję.

– TAK. – Usiadłaś na brzegu łóżka. – Żniwiarz głosi prawdę! Żniwiarz na prezydenta!

Popatrzyli najpierw na siebie nawzajem, potem znowu na ciebie. Żniwiarz wyciągnął w twoją stronę dłoń.

– Yanov.

Zerknęłaś na wenflon tkwiący ci w nadgarstku.

– [Twoje Imię]. Podałabym ci rękę, ale no... – Zamachałaś dłonią.

Patrzył na ciebie w oczekiwaniu.

– No to – wskazałaś – różowe ciulstwo. Nie chcę sobie przypadkiem wbić igły głębiej.

– Cooo? – Mel zrobiła duże oczy i spojrzała na Yanova jak na zdrajcę. – A mówiłeś, że tam igły nie ma. Że to plastikowa rurka. Ty też oszukałeś Mel?

– Ta, jasne – wymamrotałaś. – "Plastikowa rurka". Naiwna jesteś, plastikowa rurka tak nie kłuje. Poza tym, spróbuj taką przebić skórę. A co? ON ci tak powiedział? – Kuknęłaś na czerwony krzyż na jego ramieniu. – Oczywiście.

– Zanim dojdziemy do teorii spiskowych, że wenflony są tak naprawdę rządowymi chipami – przerwał Yanov monotonnym głosem – pozwólcie, że wam coś wyjaśnię. Wszyscy mamy rację. Kaniula dożylna, przez śmiertelników nazywana wenflonem, to JEST plastikowa rureczka. Umieszcza się ją w żyle i dzięki temu można potem przez parę dni na luziku podawać pacjentowi kroplówki czy – odchrząknął – robić  z a s t r z y k i  bez używania igły. Fajna opcja, nie?

Aż tobą miotnęło.

– Nieee! Nie wmówisz mi, że to jakaś tam rurka. Igła i tyle! Nie jestem głupia, wiem, co czułam.

– Przecież byłaś nieprzytomna, gdy ci zakładałem.

– To nie był mój pierwszy w życiu.

– Biedna.

– Kto, ja?

– Kolejna zagubiona duszyczka, której nikt nie wytłumaczył, co jej się w ogóle robi i teraz chodzi, bojąc się, że sobie wbije głębiej igłę, której tam nie ma.

– Jak: nie ma?!

Zaśmiał się.

– No nie ma. Oczywiście, rurka sama do żyły nie przeniknie, trzeba użyć ten jeden raz igły. Igłą się rurkę umieszcza tam, gdzie powinna być, rurka zostaje, igłę się natychmiast wyciąga. Dlatego poczułaś ukłucie. Odkąd masz wenflon, ja mam cały czas dostęp do twojej żyły i nie musiałem cię kłuć pięćdziesiąty raz jednego dnia, kiedy starałem się utrzymać cię przy życiu.

Intruz (Tord x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz