Rozdział 5 - Szalbierz

443 31 30
                                    

Co się stało...? Rozejrzałaś się nieprzytomnie. Gdzie jesteś...? No tak – w tej ultratajnej bazie. Poczułaś kolejny przypływ adrenaliny.

Prawdziwym pytaniem jest, co robisz na podłodze. Musiałaś spaść z łóżka. I najważniejsze – czy upadłaś na wenflon?

Odplątałaś się powoli z kołdry. W pomieszczeniu panowały ciemności i tylko przez okno wpadał blady blask Księżyca. Która mogła być godzina? Północ? Trzecia? NIE WIESZ, BO POZBAWILI CIĘ TELEFONU! Obejrzałaś dokładnie ściany. Nic nie widziałaś, bo ciemno. Zapalić światło... Nie, dasz niepotrzebnie oznakę życia i po ciebie przyjdą. Nie ma opcji. Zresztą, nie ma tu zegara, zauważyłabyś chociaż zarys. Jak w kasynie. Nie czuć upływu czasu. Gdzie kasyno tam i mafia, a gdzie mafia tam krew, flaki i inne przysmaki.

***

Okej, minęły już jakieś dwie ery. Przewróciłaś się na łóżku, usiłując zasnąć. Bezskutecznie. Trudno jest zasnąć, kiedy ma się ściśnięty jednocześnie żołądek i gardło. Musisz się uspokoić... Musisz się uspokoić... Nic się nie stanie, wcale nie znajdujesz się w ostatnim kręgu piekielnym, w najgorszym możliwym miejscu, całkowicie zdana na łaskę osób ściganych i, wnioskując z tamtego nagrania z kamer, nie do końca stabilnych psychicznie. Jakoś ci nie idzie to uspokajanie się.

Musisz uciec.

Usiadłaś gwałtownie. Musisz uciec. Ze swoimi rzeczami czy bez. Wszystko jedno. Wstałaś. Podeszłaś ostrożnie do drzwi. Śpią? Zaplanować to czy iść na żywioł? Będziesz musiała znowu wyjść na korytarz. Zejść po schodach na to główne piętro; znajdziesz się na poziomie parteru. Wyskoczyć przez okno i siema.

Wieża strażnicza. Zobaczą cię i będziesz miała jeszcze bardziej przechlapane. A co z szefem? Wrócił już? Jeśli na niego wpadniesz, nie będzie nawet co zbierać. Rzuciłaś się z powrotem na łóżko.

***

Musisz uciec. Dość tego. Bez dalszych ceremonii wypadłaś agresywnie na korytarz. Niech się dzieje co chce, ty musisz spróbować. Znowu ani żywego ducha.

To jest armia?! To armia? Pięć osób na krzyż? Ha!

Z zadowoleniem pomyślałaś, że chyba wyolbrzymiałaś niebezpieczeństwo. Nawet gdyby trzeba było cię łapać, to i tak nie ma kto.

W tym momencie ktoś chwycił cię za ramiona. Wrzasnęłaś krótko i ten ktoś zasłonił ci usta ręką.

– Ciiiicho – wysyczał ci prosto do ucha. – Chcesz wszystkich postawić na nogi?

– Tak! – Wyrwałaś się i obejrzałaś napastnika.

Napastnik wyglądał całkowicie zwyczajnie, jak żołnierz, z tym, że miał dość śmieszną fryzurę. Obok niego stał drugi z wyjątkowo krzaczastymi brwiami. Po wyglądzie mundurów wywnioskowałaś, że są dość wysoko postawieni.

– Cicho – powtórzył, składając ręce w błagalnym geście. – Proszę.

Zdziwiłaś się. Spodziewałaś się raczej agresywniejszego traktowania.

– Atakujesz mnie, to się bronię – oświadczyłaś urażona.

– Nie chodź po korytarzach, zwracasz na siebie uwagę niepotrzebnie – powiedział ten brwiasty obok.

Przyjrzałaś im się dokładniej. Dotarło do ciebie, że to jest tych samych dwóch, którzy występowali na nagraniu wraz z Czerwonym Liderem. Muszą być jego bliskimi współpracownikami. Odskoczyłaś trochę.

– Nie zbliżać się do mnie.

– Przedstaw nas może. – Brwiasty szturchnął kolegę. – Też bym tak reagował, jakbym nie wiedział, z kim rozmawiam.

Intruz (Tord x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz