Załomotałem do drzwi.
– Vanessa! WIEM, ŻE TAM JESTEŚ, VANESSA!
Otworzyła ostrożnie drzwi. Popatrzyła na mnie wielkimi, zaniepokojonymi oczami. W ręku trzymała nadgryzioną kanapkę, najwyraźniej jeszcze ze śniadania.
– Stało się coś...?
Wkroczyłem do środka i zatrzymałem się przy czajniku na blacie.
– I to jak! Mam taką historię, że notatnik ci się skończy.
Przestąpiła z nogi na nogę.
– To... Zaskoczyłeś mnie... Mam okienko i chciałam sobie z niego zrobić przerwę śniadaniową. Teraz muszę zostawić kanapkę.
– Czyli masz wolne. Idealnie. To już nie masz. Daj spokój, możesz sobie urządzić tu cały piknik. – Nalałem wody do czajnika i pstryknąłem. – Zresztą, robię herbatę.
– Jak mam notować, kiedy...
– No to nie notuj. Dla mnie to nawet lepiej. – Rzuciłem się na kanapę. Słuchałem szumu czajnika, a Vanessa stała dalej jak słup soli. – Cytując kogoś mądrego: "No co jest? Nie przyjdziesz tu?"?
Z wahaniem usiadła obok mnie.
– Głodna jestem.
– Mówię ci, jedz sobie tę kanapkę, przyniosę ci nawet drugą. Ja tutaj przyszedłem bardziej na ploteczki niż na sesję. Z Patryckiem mam gadać? No chyba, że musisz być teraz sama i koniec.
– Nie, zostań. Nie spodziewałam się tylko. I tak dzisiaj mam krótki plan pracy – mało pacjentów.
Zaczęła powoli jeść. Jedno proste zdanie, a tak mnie ucieszyło, że aż się uśmiechnąłem. I to pomimo potwornego bólu karku, który mnie dzisiaj prześladował. Za dużo papierkowej roboty.
W jak dużym stopniu ona musi mi ufać, skoro to właśnie MNIE chwali się, że niewiele ma dziś do zrobienia. Nie przyzwyczaiłem się do takiej otwartości wobec mnie.
– Mam jeszcze tylko jedną osobę, ale o dwunastej. Nawet lepiej, że przyszedłeś, bo bym się nudziła – dodała, żeby przerwać ciszę, zaśmiała się nerwowo i założyła włosy za ucho.
Wreszcie zebrałem się w sobie i wypaliłem:
– Spotkałem Matta.
Zakrztusiła się. Poklepałem ją po plecach. Jeszcze kopnie w kalendarz i co wtedy zrobię? Yanov jej nie zastąpi. Po moim trupie. Zwierzanie się mu to byłaby jakaś tragedia.
– TEGO Matta?!
– Może jednak przerzucimy się na herbatniki?
– Daj mi spokój z tym piknikiem...! A w sumie to przynieś.
Zaśmiałem się złowieszczo.
– Mam cię! Zainteresowałaś się. – Wyciągnąłem z kieszeni trzy paczki i rzuciłem nimi na stolik. – Więc zeszłego wieczoru zabrałem [Twoje Imię] do pubu...
***
Dźwięki burzy zaczynały się przebijać przez pubowy hałas. Wytrącało mnie to trochę z równowagi.
Cholera jasna. Nie bardzo mam taktykę. Co z nią teraz zrobić? Nie umiem zbytnio rozmawiać z ludźmi w kryzysie. Żołnierze praktycznie nigdy do mnie nie przychodzą z takimi sprawami. Zwykle dowiaduję się mimochodem, że ktoś tam usycha z tęsknoty, a kiedy go wołam, żeby go uświadomić, że mamy w Czerwonej Armii zasięg i system przepustek, to jest przerażony, bo myśli, że po łbie dostanie. Chooolera!
CZYTASZ
Intruz (Tord x Reader)
أدب الهواةOpowieść o tym, jak młoda laska trafia przypadkiem do armii prowadzonej przez zadeklarowanego wroga uroczych piosenek i mlecznej z ryżem. Okładka by: @Mybelia