Rozdział 18 - Konfrontacja

303 28 59
                                    

Załomotałem do drzwi.

– Vanessa! WIEM, ŻE TAM JESTEŚ, VANESSA!

Otworzyła ostrożnie drzwi. Popatrzyła na mnie wielkimi, zaniepokojonymi oczami. W ręku trzymała nadgryzioną kanapkę, najwyraźniej jeszcze ze śniadania.

– Stało się coś...?

Wkroczyłem do środka i zatrzymałem się przy czajniku na blacie.

– I to jak! Mam taką historię, że notatnik ci się skończy.

Przestąpiła z nogi na nogę.

– To... Zaskoczyłeś mnie... Mam okienko i chciałam sobie z niego zrobić przerwę śniadaniową. Teraz muszę zostawić kanapkę.

– Czyli masz wolne. Idealnie. To już nie masz. Daj spokój, możesz sobie urządzić tu cały piknik. – Nalałem wody do czajnika i pstryknąłem. – Zresztą, robię herbatę.

– Jak mam notować, kiedy...

– No to nie notuj. Dla mnie to nawet lepiej. – Rzuciłem się na kanapę. Słuchałem szumu czajnika, a Vanessa stała dalej jak słup soli. – Cytując kogoś mądrego: "No co jest? Nie przyjdziesz tu?"?

Z wahaniem usiadła obok mnie.

– Głodna jestem.

– Mówię ci, jedz sobie tę kanapkę, przyniosę ci nawet drugą. Ja tutaj przyszedłem bardziej na ploteczki niż na sesję. Z Patryckiem mam gadać? No chyba, że musisz być teraz sama i koniec.

– Nie, zostań. Nie spodziewałam się tylko. I tak dzisiaj mam krótki plan pracy – mało pacjentów.

Zaczęła powoli jeść. Jedno proste zdanie, a tak mnie ucieszyło, że aż się uśmiechnąłem. I to pomimo potwornego bólu karku, który mnie dzisiaj prześladował. Za dużo papierkowej roboty.

W jak dużym stopniu ona musi mi ufać, skoro to właśnie MNIE chwali się, że niewiele ma dziś do zrobienia. Nie przyzwyczaiłem się do takiej otwartości wobec mnie.

– Mam jeszcze tylko jedną osobę, ale o dwunastej. Nawet lepiej, że przyszedłeś, bo bym się nudziła – dodała, żeby przerwać ciszę, zaśmiała się nerwowo i założyła włosy za ucho.

Wreszcie zebrałem się w sobie i wypaliłem:

– Spotkałem Matta.

Zakrztusiła się. Poklepałem ją po plecach. Jeszcze kopnie w kalendarz i co wtedy zrobię? Yanov jej nie zastąpi. Po moim trupie. Zwierzanie się mu to byłaby jakaś tragedia.

– TEGO Matta?!

– Może jednak przerzucimy się na herbatniki?

– Daj mi spokój z tym piknikiem...! A w sumie to przynieś.

Zaśmiałem się złowieszczo.

– Mam cię! Zainteresowałaś się. – Wyciągnąłem z kieszeni trzy paczki i rzuciłem nimi na stolik. – Więc zeszłego wieczoru zabrałem [Twoje Imię] do pubu...

***

Dźwięki burzy zaczynały się przebijać przez pubowy hałas. Wytrącało mnie to trochę z równowagi.

Cholera jasna. Nie bardzo mam taktykę. Co z nią teraz zrobić? Nie umiem zbytnio rozmawiać z ludźmi w kryzysie. Żołnierze praktycznie nigdy do mnie nie przychodzą z takimi sprawami. Zwykle dowiaduję się mimochodem, że ktoś tam usycha z tęsknoty, a kiedy go wołam, żeby go uświadomić, że mamy w Czerwonej Armii zasięg i system przepustek, to jest przerażony, bo myśli, że po łbie dostanie. Chooolera!

Intruz (Tord x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz