Rozdział 4 - Intuicja

438 32 23
                                    

Strażnik spanikował. Cisnął papierosem o glebę, wyprostował się i udawał, że stoi tak od urodzenia. Rzuciłem mu pełne politowania spojrzenie. Zgniotłem butem niedopałek, żeby przestał się żarzyć. Jeszcze tylko pożaru mi tutaj brakuje. Wszedłem do bazy. Coś jest nie tak, czuję to. Rozejrzałem się. Niektórzy jak zwykle się we mnie wpatrują, inni jak zwykle właśnie jak najbardziej starają się mnie nie zauważać. Normalka. Przynajmniej tak się mogło wydawać.

W moją stronę zmierzał szeroko uśmiechnięty Patryck.

– SZeeEFIEEE! – zawył przeciągle. – Już JESTEŚ! WRÓCIŁEŚ! Jak dobrze cię widzieć!

Przystanąłem. Czyli jest bardzo źle. Oczywistym było, że wrzeszczał tak głośno nie do mnie, a do kogoś innego. Ostrzegał. Jak zwierzę, ostrzegające stado przed drapieżnikiem. Zatrzymał się w odległości paru kroków ode mnie. Oczekiwał na jakąś reakcję.

– Czego się drzesz? Może i wybuch robota był głośny, ale nie ogłuchłem aż tak.

Ciekawe, co wymyśli.

– To z radości.

Nawet się nie starasz, Patryck.

Chyba zauważył moje zdegustowanie, bo kontynuował:

– Jak było na spotkaniu? Skąd masz kubek?

– Określiłbym ci to jednym słowem, ale nie będę przeklinał. – Zerknąłem na kubek, który nadal ze sobą nosiłem. – Kakao dostałem. Prawdopodobnie rozpuścili w nim truciznę, więc możliwe, że do jutra padnę.

– Zabrałeś im kubek? – Zdziwił się, jakby to był pierwszy raz.

– Nie, został tam – syknąłem. – Teraz ja zadam ci pytanie: co znowu zrobiłeś?

– Ja?! – Aż podskoczył. – N-nic!

Schował ręce za plecy i się wyprostował, co najmniej jak tamten. Zakładam, że chciał w ten sposób ukryć zdenerwowanie. Mimowolnie przez myśl przeszło mi, że gdyby ich faktycznie oddać w ręce szanownego pana debila, wydaliby wszystko w przeciągu minuty. Nic nie trzeba z nich "wyciągać", co w sercu, to na widelcu. Muszę z nimi poćwiczyć techniki opierania się przesłuchaniom... Chociaż wydaje mi się, że właśnie ćwiczymy.

– Masz rację, oskarżam cię bezpodstawnie. Paul wysłał mi kropkę. No wiesz – pojedynczy znak. Dziwne to, dlatego chcę wiedzieć, o co może chodzić.

– To Paula zapytaj. Paul ci coś wysyła, a ty MNIE męczysz?

Dobra, weź mi się tu nie oburzaj, przecież ty i Paul to jeden organizm, niemożliwe, że nic nie wiesz. Bawić się z tobą, czy nie bawić... Aaa, pobawię się jeszcze. Pora sięgnąć po asa.

– Zaraz męczę. Nie męczę, tylko pytam. Zawołaj Paula, to z nim porozmawiam.

Zmieszał się.

– Może to pomyłka? Zdarza się, że telefon czasem dziczeje. Zwłaszcza, skoro tylko kropkę wysłało.

Nie wsypiesz kumpla, prawda?

– No dobrze, ale najlepiej usłyszeć to od Paula osobiście, zawołaj go.

Poszedł, bardzo nieszczęśliwy. Skierowałem się na stołówkę. Już po kolacji, kucharki myją naczynia. Jak to dobrze, że niedługo idziemy spać, jestem wykończony. A także potwornie głodny. Zaraz... chyba słyszę jakieś kłótnie. Ktoś coś mówi podniesionym głosem, ale nie jestem w stanie wyłapać żadnego słowa. Ucichli...

Ktoś dotknął mnie w ramię. Drgnąłem i odwróciłem się gwałtownie. Przede mną stała drobna dziewczyna. Szeregowa. Widziałem ją parę razy w swoim życiu.

Intruz (Tord x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz