14. Nalot

756 49 20
                                    

Pov. Polska

Wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik. Jesteśmy pewni, że ZSRR się nie wymknie.

Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, a najbardziej ja. W końcu to mój plan i to ja jestem głównodowodzącym.

WB - W porządku? Wyglądasz na zdenerwowanego.

P - Ta. Jasne. Po prostu jestem lekko zestresowany, bo to ja prowadzę ludzi do walki. A na dodatek nie wszyscy są moi.

WB - Pamiętaj, że w razie czego jestem u twojego boku. Jednak myślę, że wszystko pójdzie gładko, a ZSRR nawet nie spodziewa się, że go zaatakujemy.

P - Może masz rację...

Siedzieliśmy tak jeszcze trochę czasu, aż nie upewniliśmy się, że ZSRR jest w środku i jest zajęty swoimi sprawami.

Była 4:34. Akcja się rozpoczęła.

Dałem ludziom znak, aby ruszali. Sam skierowałem się na czele drugiego oddziału.

Wchodziliśmy po schodach budynku na 4 piętro, na którym mieszkał komunista.

Czułem, że z każdym stopniem jest mi coraz cieplej, a spocone dłonie ześlizgują się z karabinu.

P - Boże... Nie pozwól nikomu dzisiaj zginąć... - modliłem się w duchu.

Serce kołatało jak szalone. Krew gotowała się od adrenaliny, a głowa pękała pod natłokiem myśli i czarnych scenariuszy.

Każdy krok rozbrzmiewał w mojej głowie jak uderzenia młotka.

P - W końcu... Jesteśmy pod mieszkaniem... - mówiłem w głowie próbując uspokoić buzujące myśli.

Dałem znak dłonią, aby zapukać do drzwi. Może nie będzie trzeba strzelać, ani nikogo zabijać.

Ostatnio takie akcje przeprowadzałem na wojnie. Byłem wtedy kilka lat młodszy i nie tak doświadczony. Moje dowodzenie było bardzo... krwawe. Dużo ludzi ginęło albo było rannymi. Ja natomiast też parę razy otarłem się o śmierć.

Moje rozmyślania przerwało pukanie do wielkich, dębowych drzwi mieszkania komunisty.

Czekaliśmy tak jeszcze chwilę, aż ktoś otworzy i tak się rzeczywiście stało. Drzwi otwarły się na oścież, a właściciel mieszkania patrzył na mojego żołnierza ze zdziwieniem.

Z - Czego? - warknął stanowczym głosem.

Nikt mu nie odpowiedział. 30 rosłych chłopa rzuciło się na niczego nie spodziewającego się komunistę.

Po chwili leżał skuty na ziemi. Natychmiast wydałem rozkaz przeszukania mieszkania.

Połowa z moich żołnierzy, czyli ta, która nie pilnowała ZSRR, przeszukiwała niewielkie mieszkanie kamieniczki.

Żołnierz - Znalazłem go!

Natychmiast poszedłem w tamtym kierunku.

Na pierwszy rzut oka nie miał żadnych obrażeń.

P - Zanieście go do karetki i zawieście do szpitala wojskowego.

Żołnierz - Tak jest! - zasalutował mi i wziął nazistę na ręce.

Po chwili wyszedł z mieszkania z jeszcze kilkoma innymi kolegami z oddziału i skierował się do karetki stojącej na parkingu.

Ja natomiast stałem jeszcze w mieszkaniu z resztą oddziału i ZSRR.

P - Wy przeszukajcie resztę mieszkania. - wskazałem grupę. - Reszta za mną.

Schodziliśmy na parter kamienicy. Stawiałem twarde kroki.

Klucz WolnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz