Rozdział 5

24 2 0
                                    

Następnego dnia byłam wyjątkowo wypoczęta. Pewnie dlatego, że jak najszybciej chciałam pójść do domu mojej matki. Wiedziałam, że za tym morderstwem kryje się jakaś przerażająca historia. Mimo tego przyciągało mnie do niej jeszcze bardziej. Wiedziałam również, że może tam nic nie znajdę i jest to tylko błędny trop. Zrobię wszystko żeby odkryć prawdę. Zawsze gdy wypowiadam słowo ,,prawda" czuję ciarki na plecach. Byłam zła na siebie, że nie pomyślałam o tym domu. A tak się cieszyłam, że się tu przeprowadzamy. W sumie nie miałyśmy wyboru. Tylko w tym miasteczku było coś taniego do wynajęcia. Ciocia nie chciała tu mieszkać. Było widać to po jej zachowaniu. Kate była brunetką i siostrą taty. Jest wysoka i niczego się nie boi. Zastępuje mi matkę, którą będę kochać na dobre i na złe.
Dziś matematyka, której nienawidzę. Szczerze nienawidzę. Nie mam pojęcia kto ją wymyślił i nie śpieszy mi się do tej wiedzy. Dziś pogoda była lepsza. Całe szczęście.
Dzień jak co dzień. Nic się nie zmienia. Gaja z Levim spędzali ze mną coraz więcej czasu. Cieszyłam się  z tego powodu.
Po wszystkich lekcjach poszliśmy znowu przez park, lecz tym razem inną ścieżką.
-Nie mogę się doczekać. Prowadzimy śledztwo. Czuję się trochę jak dzieciak. Jak taki dzieciak, który chce pomóc przyjaciółce- mruczy pod nosem Levi.
-Chce wam podziękować. Jesteście jedynymi osobami, którzy dowiedzieli się o mojej przeszłości. I cały czas nie mogę uwierzyć, że chcecie mi pomóc.
-Od tego są przyjaciele.
Cały czas myślę co może nas tam spotkać. I mam nadzieję, że żadna policja nas nie zgarnie za wchodzenie do opuszczonych domów. Jestem zdeterminowana i gotowa na wszystko.
Zamyśliłam się i nie zauważyłam, że jesteśmy na miejscu. Dom był duży, wszędzie były pajęczyny i kurz. Okna były wybite, a drzwi dziurawe. Gaja ruszyła ku nich. Ja zaś nie ruszam się z miejsca. Coś w tym momencie we mnie pęka. Boję się.
-Aria... wiem, że to dla Ciebie ciężkie...ale...-w tej chwili przerwa i wzdycha- wierzę, że Ci się uda.
Ruszam do przodu, a Levi idzie za mną. Nie wierzę, że weszłam do środka. Było tam ciemno, a meble były poprzewracane.
-Trzeba to wszystko przeszukać. Ja z Levim zostanę na dole, a ty Aria pójdz na górę. Może tak być?
Kiwneliśmy głowami i ruszyliśmy w swoje strony. Schody skrzypiały. Miałam wrażenie, że każdy mój krok zapoczątkuje zgubę. Gdy byłam już na  górze, poszłam do pierwszego pomieszczenia. To był pokój mojej matki. Poznałam to po starych, okurzonych obrazach. Moja mama kochała malować i rysować. To była jej pasja. Wszędzie leżały pędzle i ołówki. Pościel była czarna od kurzu i podarta. Przeszukałam wszystkie komody i szafy. Znalazłam tylko starą fotografię, która przedstawiała tatę. Włożyłam ją w kieszeń i przeszłam do przeszukania obrazów. Nic. Pod łóżkiem. Nic. Za fotelem. Nic. Została jeszcze pościel. Nie miałam już żadnych nadzieji, ale warto spróbować. Przeczepałam od pyłu kołdrę. Gdy podniosłam poduszkę zdziwiłam się. Chyba coś mam.
Karteczka.
Ręce drżą mi z przerażenia i stresu. Na karteczce widniał napis.

                       Sandomierz
       .     .     .          T. C              .     .      .  

Kto to T.C. Co to za karteczka.
-Gaja! Levi! Szybko, chyba coś znalazłam!- krzyczę tak głośno, że zasycha mi w gardle.
-Co się dzieje?
Podaje im znalezisko. Są zdziwieni.
- No proszę...mamy trop!- Levi z tego powodu jest zadowolony. Wciągnął się w te poszukiwania.
- Wiesz kto to T.C?- Gaja unosi brew.
-Niestety nie. Sandomierz...Sandomierz... To miasto. -Wiecie gdzie ono leży?
Levi wyciąga telefon.
-Nie, ale zaraz się dowiemy.- mówi po czym zapada cisza. Słuchać tylko rozmowy ludzi na chodniku. -Polska. 6 godzin z tąd.
Jestem zła. Wiedziałam, że to się nie uda.
- To bez sensu! Nie wiem po co ja tu przyszłam!- krzyczę, chociaż sama już nie wiem dlaczego.
-Aria, wszystko jest okej. Sandomierz... ono nie jest aż tak daleko z tąd, choć przeraża mnie to, że to inny kraj. - przerywa i nad czymś myśli.- Pojedziemy pociągiem.
Patrzymy z chłopakiem na nią zamieszani. Za dużo informacji na raz. Mój mózg tego nie wytrzymuje.
- Jak to pociągiem?- nadal do mnie to nie dociera.
- No normalnie. Wystarczy pójść tylko  zobaczyć na dworzec rospiskę pociągów. Może któryś tam jedzie w najbliższym czasie.
- Wydaje mi się, że to dobry plan.
- A co z moją ciocią i waszymi rodzicami? Przecież nie powiemy im ,,Jutro mam pociąg do Polski i nie będzie mnie przez maks 2 dni. Zgadzasz się prawda?". -Levi z Gają zaczynają się śmiać.
- Racja nie powiemy tak. Uciekniemy przez okno. Zawsze chciałem być wojowniczym żółwiem ninja. - żartuje  Levi. On ma duże poczucie humoru. Potrafi żartować nawet w takiej sytuacji.
- Czyli idziemy?
- Tak- decyduję się. Gdyby nie oni już dawno wyszła bym i nie wracała. Jednym słowem bym się poddała.
Zbliża się godzina 19.00, a my nadal nie doszliśmy na dworzec. Teraz pozostało mieć nadzieję, że będzie jakiś pociąg do Sandomierza. Pierwszy raz wróżyło na to, że pojadę do Polski. Po 15 minutach doszliśmy na dworzec. Stanęliśmy przed tablicą,  ja zaczęłam szukać.
-Mam! 8 września, godzina 19.37
-W przyszłym tygodniu... mi pasuje...chyba, że pójdę na korki z chemii. - mówi ze smutkiem Levi.
- Ja zrobię wszystko, żeby pojechać.
-Czyli jesteśmy umówieni. Za 3 dni. Poniedziałek.
Wszyscy rozeszli się w swoją stronę.

            
                                

Życie pełne kłamstwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz